W końcu i na mnie przyszedł czas - również uległem magii Metal Gear Solid. Znam ludzi narzekających na oprawę tej części, ale o pikselach zapomina się po kilku minutach zabawy - fabuła wciąga jak bagno, a znakomite dialogi i świetne postaci nie pozwalają długo o sobie zapomnieć. Do tego pierwszy MGS ma wyraźnie sformułowane przesłanie - to gra zdecydowanie antywojenna, poddająca krytyce wątpliwą redukcję atomowego arsenału przez supermocarstwa. Porusza także szereg innych, poważnych tematów, zaś sama rozgrywka imponuje ciekawymi patentami - co rusz pojawia się jakiś interesujący pomysł. Jako fan Splinter Cella próbowałem na początku prowadzić Solid Snake'a jakby to był Sam Fisher, ale prędko zrozumiałem, że tu panują inne zasady. Gameplay jest bardziej zróżnicowany, kontekstowy, a wisienką na torcie są bossfighty, kreatywne i wymagające chwili pomyślunku. Śmiem twierdzić, że Metal Gear Solid jakością zostawia w tyle większość współczesnych gier, bazujących na jednym motywie i usiłujących być poważnymi. Tutaj mamy psioników i często nieprawdopodobne sytuacje, ale gdy przychodzi do refleksji, to wszystko stanowi tylko front dla dyskusji o wyższych wartościach. Chciałbym kiedyś zdobyć remake na GameCube'a (Twin Snakes), ale jest bardzo drogi. Niemniej cieszę się, że dane mi było poznać tak wspaniały tytuł. Nie mogę się doczekać zagrania w kolejne części. Mam nadzieję, że trzymają taki sam poziom. Biję pokłony, Kojima-san.