Offline
Produkcja zdecydowanie ciekawa i oryginalna, szczególnie dla ludzi, którzy interesują się tematami związanymi z katastrofą czarnobylską i lubią tego typu klimaty.
Jednakowoż, po jakimś czasie odnosiłem wrażenie, że gra ma pewien problem tożsamościowy. Chciała być wszystkim na raz: strzelanką, skradanką, survivalem, horrorem, mieć elementy budowy bazy, mnogość wyborów i zakończeń - no po prostu multum wszystkiego. A koniec końców mamy przez to braki wszędzie, bo to gra AA.
Cała rozgrywka sprowadza się do eksploracji siedmiu map średniego rozmiaru (jest jeszcze ósma, ale dotyczy wyłącznie pierwszej i ostatniej misji). Ich rozmiar jest przyzwoity, aczkolwiek trzeba pamiętać, że w połowie z nich to są trzy, cztery miejsca charakterystyczne i wypełniacz w postaci np. lasu, w którym co najwyżej natkniemy się na pojedynczy surowiec czy potwora. W owych charakterystycznych miejscach możemy się przekraść lub wszystkich powystrzelać, ale zwłaszcza na początku to są dwaj, trzej przeciwnicy na krzyż i po misji. Nie czujemy więc, byśmy grali w strzelankę lub skradankę.
Element survivalowy występuje w postaci potrzeby zarządzania surowcami: jedzenie, leki, materiały budulcowe. Tu w zasadzie wszystko gra, ciężko się do czegoś przyczepić. W dodatku nieźle wypada balans, bo na początku to, czego potrzebujemy jest dosyć tanie, a potem już kumamy grę (więc zbieramy więcej rzeczy) i mamy towarzyszy, którzy chodzą na swoje misje i też zbierają fanty.
No właśnie, budowanie bazy. Przypomina trochę Fallout 4. Czy to dobrze, czy źle? A to już zależy, czy komuś taki system się podoba. Mnie to nie jara, ale też wybitnie nie przeszkadza, jeśli nie muszę przy tym spędzać długich godzin. Z jednej strony nasza baza jest trochę ciasna, ale z drugiej nie trzeba przynajmniej kombinować z kablami łączącymi zasilanie z maszyną go potrzebującą. Warto jednak nadmienić, że w przeciwieństwie do F4, tutaj tego elementu nie możemy zupełnie olać: nowe, lepsze pukawki można sobie wyłącznie stworzyć samemu, z wrogów wypada nam co najwyżej trochę amunicji.
W grze pojawia się dużo dylematów, których rozwiązanie najczęściej sprowadza się do alternatywy: opcja A podoba się jednemu towarzyszowi, ale wkurza drugiego, opcja B dokładnie odwrotnie. Założenia są ciekawe, aczkolwiek system jest trochę anty-graczowy, ponieważ generalnie pcha nas w stronę kryzysów z przynajmniej jednym pomocnikiem. I chyba z tego względu zdecydowano się na ciekawą mechanikę: rewizja wyborów. Gdy zginiemy, otrzymujemy możliwość (w zamian za odpowiednie surowce: survival) powrotu do każdego takiego dylematu i w razie potrzeby zmiany go. Pomaga to trzymać całą ekipę w ryzach, a jednocześnie jest jednym z bardziej oryginalnych aspektów tej gry.
Fabuła jest w zasadzie przyzwoita, ale nadmiernie eklektyczny gameplay niestety trochę ją rozmywa. A szkoda, bo mamy do czynienia z tajemnicą, którą sukcesywnie odkrywamy, a która i tak serwuje nam przynajmniej jeden konkretny twist. Zakończenie nie robi "wow", ale też nie jest zawodem, całkiem solidna robota scenarzysty.
Sama strefa Czarnobylska, oprócz wprowadzonych fabularnie elementów fantastyczno-naukowych, jest pod względem klimatu bardzo dobrze oddana, przez co paradoksalnie aż tak nie imponuje. Zwłaszcza, że sama fabuła też nie pcha nas wprost do tych miejsc, tylko jesteśmy niejako obok. Wiecie, w Modern Warfare pod Diabelskim Młynem trzeba było się okopać i bohatersko bronić do przylotu helikoptera. W Cienu Czarnobyla na Stadionie była niemalże bitwa, z Monolitem z wyrzutniami rakiet i pseudogigantem. A tutaj, jeśli się dobrze nie rozejrzycie, to te najbardziej charakterystyczne punkty Wam zwyczajnie umkną. Radar Duga jest tak naprawdę obok mapy nazwanej "Duga". Diabelski Młyn jest zaraz obok respawnu na jednej z map, ale stoimy do niego tyłem, etc. A wszystko pozostałe jest typowo postkomunistyczno-modernistyczno smutne i pozbawione stylu, tak jak to wygląda w rzeczywistości.
Grę kupiłem rok temu, gdy orki najechały Ukrainę. Z tej okoliczności twórcy przez tydzień przekazywali 100% zysków na rzecz naszych wschodnich sąsiadów. Wobec tego nie żałowałbym zakupu nawet w cenie 200zł. W rzeczywistości wynosiła wówczas 80zł. Gdyby nie Ukraina, wówczas tak wysokiego jak na moje standardy (nigdy nie wydałem na grę więcej niż 100zł) kosztu bym jednak żałował - myślałem dokładnie tak samo przed i po zagraniu. Niemniej, jest to bardzo solidna i oryginalna gra, na takie mocne 6/10.
Jednakowoż, po jakimś czasie odnosiłem wrażenie, że gra ma pewien problem tożsamościowy. Chciała być wszystkim na raz: strzelanką, skradanką, survivalem, horrorem, mieć elementy budowy bazy, mnogość wyborów i zakończeń - no po prostu multum wszystkiego. A koniec końców mamy przez to braki wszędzie, bo to gra AA.
Cała rozgrywka sprowadza się do eksploracji siedmiu map średniego rozmiaru (jest jeszcze ósma, ale dotyczy wyłącznie pierwszej i ostatniej misji). Ich rozmiar jest przyzwoity, aczkolwiek trzeba pamiętać, że w połowie z nich to są trzy, cztery miejsca charakterystyczne i wypełniacz w postaci np. lasu, w którym co najwyżej natkniemy się na pojedynczy surowiec czy potwora. W owych charakterystycznych miejscach możemy się przekraść lub wszystkich powystrzelać, ale zwłaszcza na początku to są dwaj, trzej przeciwnicy na krzyż i po misji. Nie czujemy więc, byśmy grali w strzelankę lub skradankę.
Element survivalowy występuje w postaci potrzeby zarządzania surowcami: jedzenie, leki, materiały budulcowe. Tu w zasadzie wszystko gra, ciężko się do czegoś przyczepić. W dodatku nieźle wypada balans, bo na początku to, czego potrzebujemy jest dosyć tanie, a potem już kumamy grę (więc zbieramy więcej rzeczy) i mamy towarzyszy, którzy chodzą na swoje misje i też zbierają fanty.
No właśnie, budowanie bazy. Przypomina trochę Fallout 4. Czy to dobrze, czy źle? A to już zależy, czy komuś taki system się podoba. Mnie to nie jara, ale też wybitnie nie przeszkadza, jeśli nie muszę przy tym spędzać długich godzin. Z jednej strony nasza baza jest trochę ciasna, ale z drugiej nie trzeba przynajmniej kombinować z kablami łączącymi zasilanie z maszyną go potrzebującą. Warto jednak nadmienić, że w przeciwieństwie do F4, tutaj tego elementu nie możemy zupełnie olać: nowe, lepsze pukawki można sobie wyłącznie stworzyć samemu, z wrogów wypada nam co najwyżej trochę amunicji.
W grze pojawia się dużo dylematów, których rozwiązanie najczęściej sprowadza się do alternatywy: opcja A podoba się jednemu towarzyszowi, ale wkurza drugiego, opcja B dokładnie odwrotnie. Założenia są ciekawe, aczkolwiek system jest trochę anty-graczowy, ponieważ generalnie pcha nas w stronę kryzysów z przynajmniej jednym pomocnikiem. I chyba z tego względu zdecydowano się na ciekawą mechanikę: rewizja wyborów. Gdy zginiemy, otrzymujemy możliwość (w zamian za odpowiednie surowce: survival) powrotu do każdego takiego dylematu i w razie potrzeby zmiany go. Pomaga to trzymać całą ekipę w ryzach, a jednocześnie jest jednym z bardziej oryginalnych aspektów tej gry.
Fabuła jest w zasadzie przyzwoita, ale nadmiernie eklektyczny gameplay niestety trochę ją rozmywa. A szkoda, bo mamy do czynienia z tajemnicą, którą sukcesywnie odkrywamy, a która i tak serwuje nam przynajmniej jeden konkretny twist. Zakończenie nie robi "wow", ale też nie jest zawodem, całkiem solidna robota scenarzysty.
Sama strefa Czarnobylska, oprócz wprowadzonych fabularnie elementów fantastyczno-naukowych, jest pod względem klimatu bardzo dobrze oddana, przez co paradoksalnie aż tak nie imponuje. Zwłaszcza, że sama fabuła też nie pcha nas wprost do tych miejsc, tylko jesteśmy niejako obok. Wiecie, w Modern Warfare pod Diabelskim Młynem trzeba było się okopać i bohatersko bronić do przylotu helikoptera. W Cienu Czarnobyla na Stadionie była niemalże bitwa, z Monolitem z wyrzutniami rakiet i pseudogigantem. A tutaj, jeśli się dobrze nie rozejrzycie, to te najbardziej charakterystyczne punkty Wam zwyczajnie umkną. Radar Duga jest tak naprawdę obok mapy nazwanej "Duga". Diabelski Młyn jest zaraz obok respawnu na jednej z map, ale stoimy do niego tyłem, etc. A wszystko pozostałe jest typowo postkomunistyczno-modernistyczno smutne i pozbawione stylu, tak jak to wygląda w rzeczywistości.
Grę kupiłem rok temu, gdy orki najechały Ukrainę. Z tej okoliczności twórcy przez tydzień przekazywali 100% zysków na rzecz naszych wschodnich sąsiadów. Wobec tego nie żałowałbym zakupu nawet w cenie 200zł. W rzeczywistości wynosiła wówczas 80zł. Gdyby nie Ukraina, wówczas tak wysokiego jak na moje standardy (nigdy nie wydałem na grę więcej niż 100zł) kosztu bym jednak żałował - myślałem dokładnie tak samo przed i po zagraniu. Niemniej, jest to bardzo solidna i oryginalna gra, na takie mocne 6/10.