Offline
Yakuza 5
Yakuza z kolejnymi odsłonami puchnie niczym Assassin’s Creed - mam już na liczniku 70h, a dopiero zacząłem wątek ostatniego z 5 dostępnych protagonistów. Ze względu na to szacuję przejście całości na jakieś 80-90h. Tym samym już dawno przekroczyłem granicę objętości sandboksa, który nie męczy swoim rozmiarem.
Na korzyść Yakuzy 5 działa fakt, że każdym bohaterem gra się inaczej, a przede wszystkim ma totalnie rożny dodatkowy, opcjonalny wątek poboczny. Niemniej są na tyle fajnie pomyślane i zróżnicowane, że nie odpuszczałem i je maksowałem, chociaż nie jestem pewien, czy tak będzie z byłym baseballistą Shinadą - totalnie nie rozumiem tego sportu, tak samo jak zaskakuje mnie jego popularność w Japonii.
Mam wrażenie, że Yakuza 5 lepiej kreśli scenariusz spinający losy ponownie interesujących bohaterów, niż to robiła to „eksperymentalna” czwórka. Intryga jest budowana stopniowo i przez dłuższy czas ciężko pojąć, co tak naprawdę stanowi wspólny mianownik, ale wydaje się lepiej pomyślana i większa, choć mając w pamięci poprzednie odsłony, piątka to taki trochę MGS4, gdzie nagle dowiadujemy się nowych rzeczy o znanych już na wylot wydawałoby się bohaterach.
Narzekam, a dalej maksuję, co się tylko da, w tym nawet wątek Haruki, który początkowo wydawał mi się totalnie oderwany od całej reszty. Mać, znowu dałem się złapać w sidła Yakuzy.
Yakuza z kolejnymi odsłonami puchnie niczym Assassin’s Creed - mam już na liczniku 70h, a dopiero zacząłem wątek ostatniego z 5 dostępnych protagonistów. Ze względu na to szacuję przejście całości na jakieś 80-90h. Tym samym już dawno przekroczyłem granicę objętości sandboksa, który nie męczy swoim rozmiarem.
Na korzyść Yakuzy 5 działa fakt, że każdym bohaterem gra się inaczej, a przede wszystkim ma totalnie rożny dodatkowy, opcjonalny wątek poboczny. Niemniej są na tyle fajnie pomyślane i zróżnicowane, że nie odpuszczałem i je maksowałem, chociaż nie jestem pewien, czy tak będzie z byłym baseballistą Shinadą - totalnie nie rozumiem tego sportu, tak samo jak zaskakuje mnie jego popularność w Japonii.
Mam wrażenie, że Yakuza 5 lepiej kreśli scenariusz spinający losy ponownie interesujących bohaterów, niż to robiła to „eksperymentalna” czwórka. Intryga jest budowana stopniowo i przez dłuższy czas ciężko pojąć, co tak naprawdę stanowi wspólny mianownik, ale wydaje się lepiej pomyślana i większa, choć mając w pamięci poprzednie odsłony, piątka to taki trochę MGS4, gdzie nagle dowiadujemy się nowych rzeczy o znanych już na wylot wydawałoby się bohaterach.
Narzekam, a dalej maksuję, co się tylko da, w tym nawet wątek Haruki, który początkowo wydawał mi się totalnie oderwany od całej reszty. Mać, znowu dałem się złapać w sidła Yakuzy.