Stawianie na ten sam schemat siłą rzeczy musi owocować jakimiś zmianami, więc każda kolejna odsłona jest w teorii bardziej dopracowana - w tym kontekście kolejne FC czy AC nie może dostać niskiej oceny tylko dlatego, że jest odtwórcze. Niemniej tym samym dochodzimy znowu do bezsensu samych cyferek - ważny jest cały kontekst, a nie tylko ocena w stopce. Sam teraz przechodzę po kolei Yakuzy - właśnie skończyłem trójkę i powiem wam, że tamtejszy poziom kserowania to inna skala. Wszystkie dotychczasowe odsłony dzieją się w tym samym mieście(zmieniają się tylko dodatkowe lokacje), a co więcej, nawet misje poboczne mają swój schemat i siadając do kolejnej, w głowie ma się checklistę do odhaczenia.
Do AC mam inny zarzut - obrzydliwe rozwodnienie wątku współczesnego, który pozwala tłuc Ubi kolejne odsłony. To trochę jak z Call of Duty czy BF, gdzie singiel już mało kogo obchodzi, a liczy się multiplayer - tutaj jego rolę pełni właściwa historia odgrywana w Animusie. I jak sobie przypomnę plotki o Infinity, odechciewa mi się już wracać do tej serii. Ok, to fantastyczne wycieczki, ale jednocześnie przytłaczające ilością rzeczy do zrobienia - i to nie chodzi nawet o skrzynki, tylko te losowe aktywności, które po przekroczeniu pewnego punktu tylko denerwują i totalnie się ich unika, a ich obecność burzy poczucie „zrobienia wszystkiego”, choć w takie Odyssey włożyłem grubo ponad 100h. Ubisoft nie zna umiaru w tuczeniu swoich sandboksowych wieprzy.