Offline
Nie wiem, jak to jest możliwe, ale istnieje, przynajmniej dla mnie, paradoks: jedne z najlepszych gier w zachodnim settingu robią Japończycy (MGS-y, Soulsy), a dla równowagi temat feudalnego Kraju Kwitnącej Wisi kapitalnie ujęli w Ghost of Tsushima Amerykanie. Pierwsze materiały o grze nie sprawiły co prawda, że popadłem w zachwyt, ale gdy w końcu zacząłem sam grać, nie wiadomo kiedy zleciało jakieś 60h, a mapa została wyczyszczona do zera - aż wpadła mi platynka, wyczyn na mnie niesamowity, bo unikam maksowania gier pod kątem osiągnięć.
Praktycznie wszystko w Cuszimie sprawiało mi satysfakcję: od eksploracji przez walkę po historię. Absolutnie świetnie napisany został mongolski wódz, znakomicie pokazano relację głównego bohatera z jego wujem i opłakane w skutkach trzymanie się skostniałych tradycji, a całość osadzono w świecie, którego zwiedzanie daje mnóstwo satysfakcji, bo widać w tym troskę o czas gracza. Wszystko to sprawia, że Ghost of Tsushima będę wspominać jeszcze długo i jeśli kiedyś powstanie sequel liczę, że będzie równie kapitalny.
Praktycznie wszystko w Cuszimie sprawiało mi satysfakcję: od eksploracji przez walkę po historię. Absolutnie świetnie napisany został mongolski wódz, znakomicie pokazano relację głównego bohatera z jego wujem i opłakane w skutkach trzymanie się skostniałych tradycji, a całość osadzono w świecie, którego zwiedzanie daje mnóstwo satysfakcji, bo widać w tym troskę o czas gracza. Wszystko to sprawia, że Ghost of Tsushima będę wspominać jeszcze długo i jeśli kiedyś powstanie sequel liczę, że będzie równie kapitalny.