Call of Duty: Infinite Warfare (PS4)

ObserwujMam (9)Gram (0)Ukończone (7)Kupię (4)

Call of Duty: Infinite Warfare (PS4) - komentarze

Offline
guy_fawkes //grupa Stara Gwardia » [ Hamster\'s Creed (exp. 8866 / 10800) lvl 13 ]0 kudos

Pamietam swój sceptycyzm lata temu, gdy Call of Duty przenosiło się na współczesne pole walki - tymczasem oryginalne Modern Warfare wniosło nową jakość do serii, dosłownie zmiatając mnie tempem rozgrywki i scenariuszem. Potem różne zespoły konsekwentnie przepychały sagę coraz dalej w prawo na osi czasu - XXI wiek, egzoszkielety, cybernetyczne wszczepy, aż wreszcie trafiliśmy... do epoki podboju kosmosu w Infinite Warfare.

Kosmitów co prawda tu nie ma, ale zaczyna się rozłam ludzkości - pewien kolonijny watażka umyślił nie tyle suwerenność, co władzę totalną. To nie jest ani trochę oryginalny koncept - całość mocno zalatuje Killzonem. Tamtejsi Hellghanie byli futurystycznymi nazistami, a tutaj mamy jegomości z silnie wschodnioeuropejskim akcentem. Główny zły o aparycji Jona Snow bardziej denerwuje, niż szkodzi i generalnie jest kiepsko napisany - nie wystarczy kogoś zrobić psychopatą, by wyglądał wiarygodnie. Tak czy siak tło fabularne Infinite Warfare i tutejsze postacie są płytkie i totalnie jednowymiarowe, co stoi w całkowitej opozycji do Black Ops 3. Te wydarzenia mógł spokojnie napisać i wyreżyserować Michael Bay. Dzieje się i to na ogromną skalę, ale w tym wszystkim nawet totalna nowość w serii, robotyczny kompan, to tylko kolejny człowiek z oryginalniejszym skinem. Ethan jest sympatyczny, ale gdyby nie patrzeć w ogóle na ekran, trudno byłoby wyłapać tutejszego Legiona/Chappiego.

Starożytna technologia napędzająca tę serię do pewnego momentu niemal mnie przekonała, że nastąpił nawet regres względem BO3 - panorama ziemskiego miasta wygląda niczym tekturowa makieta z Power Rangers czy innej Godzilli. Potem, gdy odrywamy się od ziemi i od Ziemi, jest już zdecydowanie lepiej - musicie bowiem wiedzieć, że tu spora część kampanii rozgrywa się w stanie nieważkości (kompletnie rozłożyła mnie na łopatki misja snajperska w pasie asteroid), a nawet za sterami kosmicznego myśliwca Szakali. To żaden space sim, ale mimo wszystko strzela się dość satysfakcjonująco.

Na przestrzeni lat zdołałem wyodrębnić tyle indywidualnych cech każdego z dużych studiów tworzących kolejne odsłony serii, że byłbym w stanie je odróżnić w ciemno. Treyarch stawia na fabularne twisty i wysoki poziom brutalności, podczas gdy Infinity Ward po odejściu Westa i Zampelli wyraźnie „zmiękło”. Infinite Warfare jest patetyczne do bólu, ale w swoim patetyzmie wyróżnia się, jak to u IW, napędzanym skryptami rollecoasterem. W to się po prostu świetnie gra i fajnie ogląda, nawet jeśli bohaterów wydrukowano na tekturze. Drobną innowacją (choć nie jakąś turbo w skali całej sagi) są misje poboczne, wybierane z mapy układu słonecznego niczym w Mass Effect. Tu zniszczyć wrogi statek, tam instalację i jakoś się to wszystko kręci aż do nadętego finału i epilogu. Jeśli treść w żołądku podskakuje wam na dźwięk kolejnej przemowy Optimusa Prime z kinowych Transformersów, to gwarantuję podobne odczucia także tutaj.

Lubię Infinite Warfare właśnie za tę uczciwość, nie udawanie czegoś więcej. To popcorniak, w którym bardzo przyjemnie się strzela, bo nie ma aż tak przekombinowanego gameplaya, a efektowne skrypty wciąż potrafią robić wrażenie. Jeśli tak do niego podejdziecie, także się nie zawiedziecie.


Liczba czytelników: 475816, z czego dziś dołączyło: 0.
Czytelnicy założyli 53789 wątków oraz napisali 675852 postów.