20h gry za mną. Czy na tym etapie mogę powiedzieć, że zasługuje ona na 10/10? Już teraz nie mam do co do tego żadnych wątpliwości. Rockstar dowalił do pieca konkretnie - tak naturalnego i wiarygodnego świata w grach jeszcze nie było. Klimat jest tak gęsty, że aż czuć ten zapach końskiego łajna.
Świat gry jest gigantyczny, a fakt, że całej mapy nie widzimy od razu, bo zakrywa ją mgła, tylko potęguje to wrażenie, bo nie wiadomo gdzie znajduje się granica. Nie ma tu pustych, niezagospodarowanych terenów - tu jest jakaś opuszczona chata z bandziorami, to ktoś rozbił obóz, tu znajdujemy opuszczony szyb naftowy, tu miejscówkę z gejzerami, tu małe miasteczko, tu stację kolejowa itd. Hand-crafting i lata dewelopingu czuć na każdym kroku. Nic się nie powtarza, nie jest stworzone metoda kopiuj-wklej. Wjazd na niejedno gospodarstwo wrzuca ciary na plecach, gdy widzimy te wszystkie detale, zwierzęta hodowlane i farmerów pracujących przy uprawach. Widoki z jakiś wzgórz chwytają za gardło - każdy przypomina obraz malowany ręcznie kilka dni. Draw distance to jakaś masakra, trudno uwierzyć, że te obrazy generuje konsola.
Świat gry żyje. Wszędzie słychać i widać zwierzęta (tych jest 200) - jeśli zabijemy jelenia i zostawimy to szybko zlecą się padlinożercy. Raz postrzeliłem jednego, a ten od razu nie zdechł, tylko jeszcze przez chwilę piszczał i dogorywał z bólu. Wyglądało to tak realistycznie, jakbym oglądał film przyrodniczy. Gdy w tle gra muzyka, słychać tętent konia, a my jedziemy w towarzystwie naszych kompanów na akcję i podziwiamy te krajobrazy, to aż chce się chłonać ten świat bez przerwy.
Wszystko jest tak autentyczne, że człowiek nie wie czy to misja, czy po prostu element żyjącego świata. Jadę po zmroku, patrzę jakiś myśliwy poluje na zwierzynę - mogę się do niego dołączyć i rozpoczyna się dialog. Wpadam na obóz drwali, pomagam dając kilka medykamentów, a gdy wracam za kilka godzin to widzę jak drzewo opada i przygniata nogi jednego z drwali. Wszyscy włącznie ze mną się rzucają na pomoc i słychać krzyki. Innym razem widzę ognisko z daleka - siedzi typ i pije whisky. Siadam, daję mu butelkę i slucham opowiesci o torturowaniu Indian. Kolejnego dnia z lasu woła mnie zbiegły więzień prosząc o przestrzelenie łańcucha. W ramach wdzięczności podaje mi przybliżona lokację chaty z ukryta większa suma w piwnicy. Odnajduję chatę i rzeczywiście kasa tam jest. Jeszcze innym razem jadę sobie ścieżka w lesie i nagle drogę przecina mi stado owiec prowadzonych przez jakiegoś gościa ze swoim psem. Niby drobnostka, a trudno wyjść z podziwu. Każdy NPC ma swoje życie, hodowca owiec wraca potem z nimi do zagrody, każdy ma swoje zajęcia i nie ma mowy o żadnych kukłach. Horizon: Zero Dawn również robił imponujące wrażenie, ale teraz tamten świat to dla mnie jakaś pusta wydmuszka, makieta wręcz...
Na głównej mapie świata nie ma wielu znaczników z aktywnościami. Wiele z nich ukrytych jest w jakiś listach i osobnych mapach, które znajdujemy podczas gry i możemy podejrzeć w inwentarzu np. mapa legendarnych zwierzat, skarbów, kryjówek z kasa itp. Zaznaczone sa tylko orientacyjne miejsca, więc tak czy owak sami musimy je znaleźć. Sa też notatki mówiace, że to i to znajduje się na północ od tego. Nie sa to typowe questy, nie dostajemy żadnych wskaźników i to właśnie jeden z powodów dlaczego świat wydaje się tak wiarygodny, a gracz nie czuje, że musi odhaczyć punkty w Excelu, jak podczas zaliczania znaków zapytania w Wiedźminie.
Wspaniale jest ogólnie zrzucić ciężar presji zdobywania doświadczenia i levelowania, jak w innych grach. Ekran jest czysty, nie ma tysiaca znaczników jak w Horizonie lub Assassynie (tak, da się wyłaczyć, ale wtedy gra się kiepsko, bo gra nie została zaprojektowana by grać w taki sposób), nie ma punkcików za zabójstwa, drzewek umiejętności itp. Arthur sam rozwija swoje atrybuty wraz z postępem. W Zeldzie mialem to samo uczucie. Nie chcesz robić aktywnosci pobocznych? Olej je, nie musisz zdobywac na silę XP. Jest tylko gracz i świat.
Graficznie na PS4 Pro wyglada to cudnie. Widać, że to nie natywne 4k, jak na Xboksie, ale obraz nadal jest czysty, nawet na dalszym planie, gdzie wyraźnie widać wszystkie szczegóły. Wiedźmin 3 wyglada przy RDR 2 naprawdę trochę past-genowo, o fizyce nie wspominajac. Twarze tylko nie wygladaja tak dobrze, jak przyzwyczaiły mnie do tego gry ekskluzywne Sony. O animacji konia można by natomiast pisać ballady. Nie ma różnicy między zachowaniem prawdziwego konia a tym z gry.
Minusy:
Sterowanie - Rockstar niestety nie pozbyło się tej drobnej ślamazarności bohatera znanej z GTA. Czasami czuć, jakby w poruszaniu się brakowało precyzji. Czułość obracania kamery ustawiłem na maksa, niemniej nadal sterowanie wymaga wprawy i przyzwyczajenia.
Niepotrzebna animacja przeszukiwania ciał - gdy po strzelaninie mamy 20 trupów, ciagłe jej ogladanie robi się męczace.
Postać nie zawsze chce reagować na nasze polecenia. Przykładowo, w obozie możemy zjeść gulasz, ale nie wiedzieć dlaczego, gdy podchodzimy do garnka to czasami nie pojawia się komunikat “zjedz” - trzeba zrobić dwa kroki wstecz i podejść jeszcze raz.
Fabuła - to nie wada, ale z tego co widzę toczy się ona wokół gangu. Brakuje mi jakiegoś watku wokół szeryfa lub Indian. Jestem jednak dopiero na końcu drugiego rozdziału, więc wszystko jeszcze przede mna.
Rockstar tym razem przerosło samego siebie. Red Dead Redemption 2 to nowy poziom gier z otwartym światem, za którym będa iść inne studia.