Był w moim growym życiu moment, kiedy realnie myślałem o zakupie gamingowego lapka. Przeprowadzka sprawiła, że stacjonarka została w domu rodzinnym i aktualnie nie było opcji na postawienie gdzieś dużego klamota. Zostałem jednak przy obecnym lapku Samsunga, który swobodnie odpala starsze gry, a do współczesnych kupiłem konsole obecnej generacji. Tym niemniej na co dzień spotykam się z ludźmi szukającymi jakiegoś lapka tego rodzaju dla siebie (niekiedy bardziej do pracy, niż faktycznie grania) i wybór prosty nie jest. Szczególnie w segmencie, który ja sam uważam za początek myślenia o lapkach do grania w ogóle (czyli ok. 4000 zł), na każdym kroku są kompromisy - jak lepsza matryca, to słabsza obudowa; jak lepsze chłodzenie, to tragiczny wyświetlacz, który podważa sens grania w cokolwiek innego, niż w szachy, bo przy kontraście rzędu 200 czy 300 do 1 i jasności niewiele ponad 200 cd co ciemniejsze sceny to po prostu jednolita plama.
Wciąż duże zdziwienie budzi także brak ODD - coraz powszechniejszy, bo często ląduje tam większe chłodzenie albo zatoka na dodatkowy dysk, więc coś za coś. Nie ma się także co podniecać niską wagą i grubością, co podkreślił Dirian, bo wtedy nie dostaniemy mocnego GPU i CPU, a jeśli już, to hałas będzie niemiłosierny - taki 14" Auros Gigabyte'a z GTX1060 generuje w stresie ponad 50 dB, a to naprawdę dużo.
Niedawno doszedł jeszcze kolejny niuans, mianowicie układy GeForce w wersji MaxQ - niżej taktowane, więc generują mniej ciepła, ale są też mniej wydajne od swych podstawowych odpowiedników. Problem w tym, że nie wszyscy producenci informują, że w środku laptopa znajduje się właśnie taki układ, co jest źle odbierane przez konsumentów.
Kiedyś moim marzeniem w tej kwestii był Asus G751 - piękny kawał sprzętu, solidnie wykonany, przez PC Gamera uznany za najlepszy laptop do grania. Teraz jednak chętniej wybrałym Predatora od Acera.
@frycek88: W niektórych można wymieniać CPU, GPU albo oba, ale koszty są horrendalne. Kumpel w zeszłym roku wymienił GTX970M w swoim MSI na 1070. Za 4000 zł...