Po słabej trzeciej części (można się w odpowiednim temacie jeszcze natknąć na moją mini-recenzję tego tytułu) obraziłem się na tę serię. W dodatku następną częścią było Black Flag, które choć zbierało pozytywne recenzje, to ja wielkim fanem pirackich klimatów nie jestem (uważam to za duży błąd Piranhii, że w tę stronę skręciła ze swoimi Risenami, tak na marginesie). Wobec tego seria Assassin's Creed czekała na moją uwagę prawie cztery lata. Gdy w końcu postanowiłem nadrobić zaległości, poszedłem serią, robiąc po kolei, bez przerw na żadne inne tytuły, cztery odsłony: Black Flag, Rogue, Unity i Syndicate.
I abstrahując od Rogue-a, który od początku był robiony na zasadzie zapchajdziury, żeby ludzie cierpliwiej czekali na Unity, to właśnie o Syndicate słyszałem najmniej. Wiedziałem oczywiście, że ten tytuł powstaje, znałem setting itp., ale spośród wszystkich "dużych" części (czyli na bok odsuwamy Rogue-a, Brotherhood, Revelations i wszystkie DLC) to właśnie przygody bliźniąt Frye przeszły bez większego echa. Być może był to efekt już coraz większego zmęczenia rynku coroczną edycją Asasynów. Bądź co bądź, to właśnie po tej części Ubisoft podjął dwie ważne decyzje dotyczące tej serii: żeby przestać wypuszczać grę co rok i dokonać "resetu" chronologicznego (już i tak nieco zaburzonego przez "trylogię amerykańską").
A tymczasem owy na wpół zapomniany Syndicate to w mojej osobistej opinii jedna z najlepszych odsłon całej serii, przynajmniej tych dziewięciu części, które dotąd ograłem. Pierwsza od czasów dwójki, którą chciało mi się ogrywać wraz z aktywnościami pobocznymi, w której chciało mi się (choć wybiórczo) nadkładać drogi, by otworzyć te kilka dodatkowych skrzyń, w której chciało mi się wykonać kilka dodatkowych zadań, by otrzymać lepszy ekwipunek.
Duża też w tym zasługa bohaterów, którzy są nieźle napisani ze swoją różnicą charakterów. Wciąż nie można powiedzieć, że jest to fabularnie wybitna gra, ale przynajmniej nie jestem znudzony, oglądając cut-scenki, jak to niestety miało niejednokrotnie miejsce w poprzednich częściach.
Czuć też z biegiem kolejnych części coraz więcej elementów rozwoju postaci, co zawsze jest mile widziane, jeśli zrobione z głową. I tutaj kolejny plus, zwłaszcza w porównaniu z Unity. We Francji mieliśmy z 6-7 elementów ekwipunku, i każdy z nich w swojej najpotężniejszej wersji kosztował ok. 160k Franków (czyli, łatwo licząc, ponad milion za cały ekwipunek), a ja przez całą grę, oszczędzając chociaż na broń, nie zbliżyłem się do 50k. W Syndicate ekwipunek jest jeszcze uzależniony od poziomu postaci, ale przynajmniej ceny nie są absurdalne i możemy być spokojni, że po zrobieniu kilku questów pobocznych i pociągnięciu głównego wątku, w końcu położymy swoje ręce na potężnych artefaktach.
Dużo lepiej rozwiązano też mapę. W Unity niejednokrotnie nie mogłem znaleźć wykrzyknika z misją wątku głównego, tak wszystko było ućkane skrzynkami, listami i licho jeszcze wie czym. Tutaj wszystko jest wyraźne i np. po oddaleniu mapy widzimy tylko najważniejsze rzeczy (w tym misje główne innym kolorem - jak można było na to nie wpaść poprzednio?), a np. skrzynie dopiero przy większym zoomie. Można? Można!
Graficznie bardzo ładnie to wygląda, ale potrzebuje smoka na pełne detale. Opcje pokazały, że ultra ustawienia potrzebują ponad 4GB pamięci VRAM. A to tytuł z 2015 roku. Mnie to na szczęście nie dotyczyło, bo Ubisoft poszedł na pełną współpracę z NVidią i wszystkie jego tytuły są dostępne w usłudze GeForce Now.
Podsumowując: gdyby to nie był kolejny już tytuł z serii, którą wszyscy wtedy byli (i niektórzy dalej są) zwyczajnie zmęczeni, byłby znacznie cieplej przyjęty. Nawet wypuszczony dzisiaj, jako "The Frye Adventures" firmy "Polish Power", zbierałby spokojnie oceny rzędu 7/10. U mnie zaś w rankingu Asasynów ląduje na pudle z pierwszymi dwiema odsłonami. I gdyby w grze umieścili Crystal Palace (nie wiem dlaczego, ale fascynuje mnie ten zabytek, który niestety spłonął doszczętnie prawie 100 lat temu), to pewnie nawet na drugim miejscu by wylądował. Do jedynki na razie startu nie ma nic. Może Origins? Ale to w przyszłości. Po miesiącu grania tylko w Asasyny, muszę od nich chwilę odpocząć. Będzie to jednak odpoczynek w znacznie lepszej atmosferze niż w 2017 roku, gdy zniesmaczony kończyłem trójkę.