Offline
Ukończyłem wczoraj, po trzydziestu trzech godzinach. Zapłaciłem za nią parę miesięcy temu jakieś dwie dychy i to jest jeden z najlepszych zakupów, jakich dokonałem (porównywalny do Far Cry 3 za 8zł czy Wiedźmina 2 za 2zł).
"Torment" w nazwie znacznie podnosił oczekiwania. Choć nie jest to kontynuacja dzieła Black Isle, to wszędzie wokół mówiło się o tym, że jest jego duchowym spadkobiercą. I tak dokładnie traktuję ten tytuł, uznając jednocześnie, że spokojnie mogą one oba stać koło siebie na półce i nie jest to żadna profanacja. :-)
Rację mają ci, którzy nazywają tę grę interaktywną książką. Tekstu jest bardzo dużo, choć wbrew moim obawom mało jest sytuacji, w której mamy dialog z kimś mocno przynudzającym, wymuszającym czytanie jego tekstu po łebkach. Po prostu mamy dużo NPC-ów, z którymi możemy porozmawiać i bardzo rzadko te dialogi są zdawkowe, z jedną opcją. Tak że to od nas zależy, jak bardzo będziemy tym czytaniem przytłoczeni. Jeśli będzie nam tego za dużo, po prostu nie będziemy drążyć tematu z interlokutorem. To jednak oczywiście może nam zabrać możliwość zdobycia doświadczenia, no ale coś za coś. :-)
Zastanawiam się, jak porównać fabuły Planescape: Torment i Torment: Tides of Numenera. Ogólna ocena byłaby pewnie wyższa w pierwowzorze, ale głównie chyba ze względu na długość. P:T jest dłuższe, ta fabuła miała czas na rozwinięcie się, na wątki poboczne, na jakieś pomniejsze plot twisty. W T:ToN rozwija się ona w bardzo fajny sposób, ale końcówka poszła mi trochę za szybko. No i wątki poboczne prawie nie istnieją, szczególnie historie towarzyszy mogłyby zostać rozwinięte (w rzeczywistości mamy tylko dialogi, choć fajnie rozwinięte, oraz w niektórych przypadkach krótkie zadanie). Niemniej w obu grach mamy dojrzałą fabułę bez prostackiego rozwiązania "dzielny i dobry bohater walczy ze złem".
Jeśli chodzi o mechanikę gry i grywalność, to zdecydowanie wolę Numenerę. System z pulą punktów jest oryginalny i świetnie się sprawdza. A w dodatku można go zgrabnie wykorzystać zarówno w ramach konwersacji jak i walki. Również typowa walka turowa jest zjadliwsza od tej przedstawionej w Planescape, która niby była w czasie rzeczywistym, a ze względu na oparcie jej o system Advanced Dungeons and Dragons i tak polegała na wirtualnych rzutach kostką, więc też mieliśmy jakieś tam tury, tylko wszystko było mniej przejrzyste.
W obu grach, żeby wyciągnąć jak najwięcej z fabuły, grałem postacią jak najbardziej inteligentną. Ciężko trochę porównywać magię z nowoczesną technologią (co jest w obu przypadkach podstawowym sposobem walki tych "łebskich"), ale w Numenerze walka ma trochę więcej sensu. Ale uczciwie muszę przyznać, że w obu grach walczyłem jak najmniej (w Numenerze udało mi się nie walczyć w ogóle aż do tego miejsca), więc walki nie mam jakoś wybitnie sprawdzonej w jednej czy drugiej produkcji.
Dźwięk jest na wysokim poziomie, choć w tego typu produkcjach często wygląda to tak, że gdy muzyka jest zła, to przeszkadza, a gdy jest dobra, to wtapia się w tło i nie zwraca się na nią specjalnej uwagi.
Często widziałem w tym miejscu zarzut, że brakuje mówionych kwestii. Owszem, jest tego bardzo mało, ale z drugiej strony nie było innego wyjścia. Gdyby to wszystko nagrać, czas i koszty produkcji pewnie zwiększyłyby się o połowę, a i tak większość by sporo przewijała.
Grafika jest bardzo w porządku. Gdyby nie chęć ogarniania wzrokiem jak największego obszaru to najchętniej operowałbym na maksymalnym przybliżeniu ekranu. Nie mam uwag. Do P:T nie ma co porównywać, gry dzieli prawie 20 lat.
Podsumowując: to świetna gra, tylko trzeba wiedzieć, na co się człowiek pisze. Nie odpalam GTA, gdy chcę się skradać, nie odpalam Call of Duty, gdy chcę pohasać w otwartym świecie i nie odpalam Numenery, gdy chcę gry akcji. Niemniej w swojej unikatowej dziedzinie to produkt o bardzo wysokiej jakości, tylko kameralny. Coś jak Deus Ex: Mankind Divided, które było (poza optymalizacją) wyborną grą, tylko ludziom przeszkadzało ograniczenie się do Pragi po ratowaniu świata w Human Revolution. Tu też, mimo tego że spędzamy z grą nawet ponad trzydzieści godzin, mamy poczucie, że jest to produkt, który dało się znacznie rozszerzyć. I wówczas mielibyśmy arcydzieło. Ale i tak polecam gorąco.
"Torment" w nazwie znacznie podnosił oczekiwania. Choć nie jest to kontynuacja dzieła Black Isle, to wszędzie wokół mówiło się o tym, że jest jego duchowym spadkobiercą. I tak dokładnie traktuję ten tytuł, uznając jednocześnie, że spokojnie mogą one oba stać koło siebie na półce i nie jest to żadna profanacja. :-)
Rację mają ci, którzy nazywają tę grę interaktywną książką. Tekstu jest bardzo dużo, choć wbrew moim obawom mało jest sytuacji, w której mamy dialog z kimś mocno przynudzającym, wymuszającym czytanie jego tekstu po łebkach. Po prostu mamy dużo NPC-ów, z którymi możemy porozmawiać i bardzo rzadko te dialogi są zdawkowe, z jedną opcją. Tak że to od nas zależy, jak bardzo będziemy tym czytaniem przytłoczeni. Jeśli będzie nam tego za dużo, po prostu nie będziemy drążyć tematu z interlokutorem. To jednak oczywiście może nam zabrać możliwość zdobycia doświadczenia, no ale coś za coś. :-)
Zastanawiam się, jak porównać fabuły Planescape: Torment i Torment: Tides of Numenera. Ogólna ocena byłaby pewnie wyższa w pierwowzorze, ale głównie chyba ze względu na długość. P:T jest dłuższe, ta fabuła miała czas na rozwinięcie się, na wątki poboczne, na jakieś pomniejsze plot twisty. W T:ToN rozwija się ona w bardzo fajny sposób, ale końcówka poszła mi trochę za szybko. No i wątki poboczne prawie nie istnieją, szczególnie historie towarzyszy mogłyby zostać rozwinięte (w rzeczywistości mamy tylko dialogi, choć fajnie rozwinięte, oraz w niektórych przypadkach krótkie zadanie). Niemniej w obu grach mamy dojrzałą fabułę bez prostackiego rozwiązania "dzielny i dobry bohater walczy ze złem".
Jeśli chodzi o mechanikę gry i grywalność, to zdecydowanie wolę Numenerę. System z pulą punktów jest oryginalny i świetnie się sprawdza. A w dodatku można go zgrabnie wykorzystać zarówno w ramach konwersacji jak i walki. Również typowa walka turowa jest zjadliwsza od tej przedstawionej w Planescape, która niby była w czasie rzeczywistym, a ze względu na oparcie jej o system Advanced Dungeons and Dragons i tak polegała na wirtualnych rzutach kostką, więc też mieliśmy jakieś tam tury, tylko wszystko było mniej przejrzyste.
W obu grach, żeby wyciągnąć jak najwięcej z fabuły, grałem postacią jak najbardziej inteligentną. Ciężko trochę porównywać magię z nowoczesną technologią (co jest w obu przypadkach podstawowym sposobem walki tych "łebskich"), ale w Numenerze walka ma trochę więcej sensu. Ale uczciwie muszę przyznać, że w obu grach walczyłem jak najmniej (w Numenerze udało mi się nie walczyć w ogóle aż do tego miejsca), więc walki nie mam jakoś wybitnie sprawdzonej w jednej czy drugiej produkcji.
Dźwięk jest na wysokim poziomie, choć w tego typu produkcjach często wygląda to tak, że gdy muzyka jest zła, to przeszkadza, a gdy jest dobra, to wtapia się w tło i nie zwraca się na nią specjalnej uwagi.
Często widziałem w tym miejscu zarzut, że brakuje mówionych kwestii. Owszem, jest tego bardzo mało, ale z drugiej strony nie było innego wyjścia. Gdyby to wszystko nagrać, czas i koszty produkcji pewnie zwiększyłyby się o połowę, a i tak większość by sporo przewijała.
Grafika jest bardzo w porządku. Gdyby nie chęć ogarniania wzrokiem jak największego obszaru to najchętniej operowałbym na maksymalnym przybliżeniu ekranu. Nie mam uwag. Do P:T nie ma co porównywać, gry dzieli prawie 20 lat.
Podsumowując: to świetna gra, tylko trzeba wiedzieć, na co się człowiek pisze. Nie odpalam GTA, gdy chcę się skradać, nie odpalam Call of Duty, gdy chcę pohasać w otwartym świecie i nie odpalam Numenery, gdy chcę gry akcji. Niemniej w swojej unikatowej dziedzinie to produkt o bardzo wysokiej jakości, tylko kameralny. Coś jak Deus Ex: Mankind Divided, które było (poza optymalizacją) wyborną grą, tylko ludziom przeszkadzało ograniczenie się do Pragi po ratowaniu świata w Human Revolution. Tu też, mimo tego że spędzamy z grą nawet ponad trzydzieści godzin, mamy poczucie, że jest to produkt, który dało się znacznie rozszerzyć. I wówczas mielibyśmy arcydzieło. Ale i tak polecam gorąco.