Damnation [recenzja] by guy_fawkes

Offline
guy_fawkes //grupa Stara Gwardia » [ Hamster\'s Creed (exp. 8866 / 10800) lvl 13 ]0 kudos



Obrazek



Nie wierzyłem, po prostu nie wierzyłem. Pomimo słabych ocen oraz wielu zarzutów pod adresem Damnation uparcie trzymałem się krztyny nadziei, że chociaż jednej rzeczy nie skopano – strzelania. Z takim właśnie nastawieniem położyłem na sklepowej ladzie 20zł. Jak się okazało, już pierwsze minuty kampanii spowodowały tęsknotę za Bolesławem Chrobrym…



Obrazek


Kompletnie nie wiem, po co doktorkowi te butle z helem. I bez tego Damnation cienko śpiewa



GROWY FRANKENSTEIN
Co najciekawsze, menusy nie zwiastują nadchodzącej wielkimi krokami katastrofy, która z impetem wparowuje (słowo klucz dla Damnation) na monitor zaraz po wybraniu nowej gry. Budzą one silne skojarzenia z Gears of War (również pod względem takich detali jak krój czcionki czy układ opcji), a to niejedyne zapożyczenia z dzieła Epic Games. Wspólny mianownik jest znacznie większy – m.in. możliwość rozegrania kampanii w co-opie (tylko 2-osobowym), zniszczony świat, użyty silnik, HUD, podział na 2 główne bronie i dodatkową, a wreszcie drobiazgi w rodzaju charakterystycznego podnoszenia snajperki itd. Brzmi świetnie? Na pewno, bowiem naśladowanie sprawdzonych rozwiązań to najwyższa forma szacunku. Nie dajcie się jednak zwieść – Damnation bierze z Gearsów mnóstwo, ale wyłącznie po to, by wszystko spartaczyć. Obcując z wytworem studia Blue Omega Entertainment czułem się, jakbym kupił chińską podróbkę iPhone’a czy inną Noklę.

Nie tylko Marcusowi i spółce się oberwało - także fani Uncharted mogą czuć się dotknięci, gdyż spora część Damnation to wspinaczka po ścianach, gzymsach, linach, drabinach itd. Autorzy puszyli się przed premierą wprowadzeniem tzw. vertical combat, czyli walki w pionie, rzekłbyś – z wykorzystaniem wszystkich 3 wymiarów. W ten sposób chcieli nam chyba zrekompensować całkowicie niezrozumiały brak jednego, kluczowego ficzera, który pasowałby tu jak ulał – tymczasem z GoW skopiowano wszystko poza… najważniejszym elementem tej gry, czyli systemem osłon. Już w pierwszej misji odruchowo szukałem klawisza odpowiedzialnego za przylgnięcie do płaskiej powierzchni, lecz takowej opcji po prostu nie zaimplementowano. Co ciekawe, w cut-scenkach postaci jakoś nie mają z tym problemu i chętnie kleją się do murków… Czysta niedorzeczność.



Obrazek


Jeśli autorzy chcą jeszcze kiedyś zrobić jakąś grę, będą musieli się mocno podciągnąć...



SALVATION THROUGH INDUSTRY
Wspomniany parkour również toczy rak niedopracowania – animacjom ruchu daleko do asasyńskiej zwinności, ewidentnie odczuwalne jest także automatyczne przyciąganie do krawędzi, co przynajmniej pozbawia frustracji ten element rozgrywki. Niestety, wyraźnie widać siłowe dopasowanie wielu map pod ten ficzer, co skutkuje rozmaitymi głupotami – jako że akcja gry rozgrywa w Ameryce Północnej, większość miejscówek zlokalizowano w wielkich kanionach. Dosłownie. Nie wiem, jakim cudem udało się wznieść fabrykę na szczycie skalnego słupa, a jeszcze większą tajemnicą pozostaje dla mnie, jak mieszkańcy tak zbudowanych osiedli wiodą normalne życie. To nie obrócone w perzynę miasta Sery, które stwarzały udaną iluzję dawnej świetności, lecz architektoniczne kurioza. Gdyby jeszcze obywatele tego świata dysponowali kosmicznymi technologiami byłbym skłonny w to uwierzyć, ale tutaj para ewidentnie uderzyła projektantom do głów, bowiem motyw przewodni Damnation to steampunk – nurt rzadko podejmowany przez gry i chociażby z racji tego ciepło przyjmowany. W rzeczywistości opartej na zaawansowanej technologii nie znającej paliw płynnych osadzono wojnę secesyjną, która jednak różni się od tego, co wpojono nam na lekcjach historii. Unia oraz Konfederaci prztykając się pomiędzy sobą nie zauważyły, że na ich konflikcie niczym nowotwór wyrósł niejaki Prescott, handlarz broni z dyktatorskimi aspiracjami. Marzy mu się zjednoczona, rządzona twardą ręką totalitarna Ameryka, w pocie czoła pracująca na rosnącą kupkę w jego skarbcu.



Obrazek


Aj... Chyba coś ci strzeliło w kręgosłupie



SŁABY POCZĄTEK…
Jak się nietrudno domyślić, to właśnie główny schwarzcharakter, zaś zadaniem gracza jest przeczołgać się w skórze Hamiltona Rourke’a (lub kogoś innego w co-opie) przez ok. 10h nudnego niczym flaki z olejem gameplaya i jeszcze mniej porywającej fabuły, by oklepać mu facjatę. Dodatkowo Prescott nagrabił sobie u głównego bohatera uprowadzeniem jego kobiety, więc zmotywowany osobistymi pobudkami wojak prze do celu w towarzystwie gromadki przyjaciół. W praktyce opowiadana historia razi pretensjonalnością, banalnymi do przewidzenia zwrotami akcji (pochodzenie jednego z nich na pewno zidentyfikujecie) i nie wciąga; co więcej aż ma się ochotę rzucić to wszystko w piguły. Na taki stan rzeczy zapracowało drewniane aktorstwo, zarówno pod względem animacji, dialogów oraz voice acting’u, jak również składające się na fabułę przerywniki filmowe – miejscami wręcz komiczne, jak np. wprowadzający zwinnego, szybkiego przeciwnika. W takich momentach przestaje się wierzyć, że Damnation (jeszcze jako mod do Unreal Tournament 2004) uczciwie zdobył 2. miejsce w konkursie Make Something Unreal, organizowanym przez Epic Games, choć sieć jest pełna opinii, że owa modyfikacja naprawdę zasłużyła na laury, bijąc na głowę pełnoprawnego sukcesora.



Obrazek


Jak widać na załączonym obrazku - AI w tej grze dosłownie leży



... A POTEM JEST JESZCZE GORZEJ
Niestety sława przewróciła autorom w głowie – wsparty przez Codemasters i obdarzony trzecią generacją Unreal Engine komercyjny już Damnation boleśnie udowodnił, że nie zawsze warto klikać przycisk maksymalizacji w skromnym, niezależnym projekcie. Oprawa video kole w oczy brzydotą (zmarnowanie okazji do podziwiania urokliwych krajobrazów z dużej wysokości zakrawa na zbrodnię…), zaś gameplay zniechęca nijakością całkowicie nie potrafiąc nakłonić organizmu gracza do syntezy endorfin. Gdyby jeszcze na ostatni ratunek rzucił się potężny arsenał, dostalibyśmy zjadliwego shootera, lecz nawet ten element pogrzebano w jednej mogile z żałosnym ciosem wręcz, który przypomina atak niemrawego kornika na stary i spróchniały dąb. Zapewnia to rewelacyjną odporność przeciwnikom, czego nie można powiedzieć o głównym bohaterze. Z kolei siły Prescotta to kiepy totalne i często odnosiłem wrażenie, że zdążył już wyjść kolejny iPad, gdy nagle taki wirtualny byt budził się z letargu zauważając wycelowaną w siebie lufę. Co tam wrogowie, kompani to dopiero kretyni jakich mało i prędzej wdałbym się w dyskurs filozoficzny z cegłą, niż miał z nich jakiś bojowy pożytek – a to zgubią po drodze, a to tkwią w miejscu niczym słup soli, innym razem po prostu oberwą kulkę, choć z westchnieniem ulgi przyjąłem wiadomość, że wcale nie trzeba ich leczyć – wystarczy wytłuc mięso armatnie. Na szczęście programiści wyposażyli kamratów w algorytm teleportacji, dzięki czemu nie wywołują żyłki na czole kiedy przychodzi razem wsiąść do windy. Przydałby się nawet najprostszy, najbardziej toporny system rozkazów, ale tego oczywiście zabrakło. Czasem jednak ich zwoje mózgowe zaczynają pracować i odnajdywać często-gęsto wcale nie oczywistą ścieżkę do dalszej części mapy, więc warto za nimi podążać w trosce o własne nerwy. Pomaga w tym nieco pewien zmysł, przywodzący na myśl Prey’a, w którym również zaawansowana technologia mieszała się z indiańskimi wierzeniami. Tutaj jednak wygląda to na motyw całkowicie niepotrzebny i wrzucony na zasadzie „u konkurencji się sprawdziło”… To samo można powiedzieć o nieśmiertelnikach, czyli znajdźkach. Niebieskich. Hmm… Coś mi to przypomina…



Obrazek


W świecie Damnation albo pijesz soczek, albo nocujesz u kumpla. Lepiej nie polegać na autopilocie



MASZ ZA SWOJE
Skoro już Damnation podskakuje dopracowanej, fantastycznie grywalnej konkurencji, to niech ma za swoje, także w kwestii udźwiękowienia. Śledzenie topornej gadki szmatki bohaterów przychodzi z trudem nawet, gdy przygrywa jej muzyka, choć to w sumie chyba najlepszy element gry i to z bezczelnie prostego powodu: ginie gdzieś w tle, a po skończonej sesji nie sposób odtworzyć sobie w głowie, co takiego dobywało się z głośników. Za to doskonale pamiętam te anemiczne odgłosy wybuchów i całą resztę, która nijak ma się do obecnie panujących standardów. Rozśmieszyło mnie jednak coś innego – mianowicie gdy któryś towarzysz ma coś do powiedzenia, obojętnie jak daleko się znajduje od Rourke’a, zawsze słychać go tak samo dobrze. Nie dostrzegłem w uchu Hamiltona żadnej słuchawki, więc do tej pory roztrząsam tę zagadkę - czy koleś posiada zdolności telepatyczne, czy też przeszedł do kolejnego stadium ewolucji człowieka i to w stronę psa, bowiem komercyjne Damnation zeszło właśnie na wiernych czworonogów, także w kwestii stabilności – dzień bez crasha przed inauguracją nowej misji to jak dzień bez słoneczka. Całe szczęście starcia z bossami konieczne do powtórzenia w takich momentach można załatwić między jednym a drugim ziewem, niekiedy ze wspomagajką w postaci laga naszego szeffa na jakimś elemencie otoczenia tudzież koledze z drużyny. Summa summarum głupota AI to akt miłosierdzia, ponieważ checkpointy rozlokowywał najwyraźniej ktoś pogrążony w myślach samobójczych szukający motywacji do zrobienia tego ostatniego kroku.

Wspinaczki to niejedyne urozmaicenie gameplaya, bowiem sporą część kampanii spędza się prowadząc motocykle zdolne jeździć po ścianach (czyżby w Blue Omega Entertainment ubóstwiano Trackmanię?), w których na 100% zadurzyłby się pewien perski książę. Maszyny trzymają się podłoża jak przyklejone, przywodząc na myśl model jazdy skuterów śnieżnych z Modern Warfare 2. W świecie, w którym prawdopodobnie zjedzono już wszystkie żywe konie (albo też wierzchowce nie potrafiły galopować wbrew prawom fizyki), trzeba zadowolić się tymi mechanicznymi. I jakoś przeboleć długie, nużące podróże, poza okazjonalnie spotykanymi przeciwnikami i rozpadlinami pozbawione czegokolwiek, co podniosłoby ciśnienie – nawet zwykła lawina kamieni schodząca z góry zbawiłaby od zaśnięcia przed monitorem. O przepraszam, za kierownicą.
W ciągu 10h gameplaya tylko dwa razy napotkałem rzecz nie zasługującą na wyśmianie – zagadki związane z odpowiednim poprowadzeniem strumienia wody. Te mocno nawiązujące do przygód pięknej archeolog łamigłówki rzucają płomyczek jasnego światła na ogólną beznadziejność szpili. Szkoda, że tak ich poskąpiono…



Obrazek


Nauka nie przychodzi zbyt dobrze po czterdziestce - Rourke nadal jeździ z podpórkami



DOBRE CHĘCI INC., USŁUGI BRUKARSKIE
Niewielki plusik do oceny końcowej Damnation dodaje obecność co-opa (aż 2-osobowego), choć szczerze mówiąc żal marnować czas swój i znajomego przy czymś tak mizernym. Tablica dostępnych gier online, zarówno w kampanii, jak w i trybie Kontry (DM, TDM, CTF oraz King of the Hill) przekonała mnie, że ze społecznością graczy nie jest źle – wszędzie zera, co dowodzi zachowania resztek rozsądku i krytycyzmu. Co prawda rankingowe listy szybko zapełniły się nickami, ale od co najmniej miesiąca Damnation pokrywa się kurzem. I słusznie.

Gdybym dostał grosik za każdą głupotę znalezioną w tej grze, właśnie wynajmowałbym lożę dla VIP-ów na Stadionie Narodowym. Wszystkich nie wymienię, albowiem szkoda na to mojego wysiłku i Waszego czasu, ale powiem jedno: Damnation to istna plantacja idiotyzmów, spotykanych w przeróżnych grach. Tutaj zebrano je na jedną grządkę, podlano, nawieziono i pielono, by czasem nie wkradł się jakiś chwast grywalności. Cóż, autorzy powinni złożyć diabłu ofertę wybrukowania jego włości. Z pewnością wygraliby przetarg…
Na ten moment wiadomo troche więcej na temat przyczyn katastrofy (nierzetelny outsourcing, wojna o prawa do gry), ale nie zmienia to jednego – Damnation zamiast być czymś wielkim okazało się potworkiem. Brzydkim i śmierdzącym.



Obrazek


Ja się dwoję i troję, a ci sobie odpoczywają... Marsz do roboty!



MAKE SOMETHING UNREAL… BUT NOT LIKE THIS
Blue Omega Entertainment rzeczywiście dokonało nierealnego, partacząc w zasadzie każdy element swojej gry – od nośnego steampunku przez zapożyczenia z Gears of War po oprawę. To zerojedynkowe błoto, w które szkoda wyrzucać pieniądze, a jego najtrafniejszą ocenę można ułożyć z liter składających się na tytuł. Damn it.

PLUSY:
- steampunk
- dość różnorodny gameplay
- co-op

MINUSY:
- słaba fabuła i bohaterowie
- brzydka
- niegrywalna
- pełna głupot
- problemy techniczne

WERDYKT: 40%

Oczywiście niniejszą recenzję znajdziecie również na moim blogu. Zapraszam do czytania i komentowania!



Offline
Loczek3545 //grupa Stowarzyszenie Płatnych Morderców » [ Kuba Rozpruwacz (exp. 4964 / 7200) lvl 12 ]0 kudos
Gdy gra weszła na rynek miałem wielką chęć w to zagrać, ale już pierwsze gameplaye mnie od niej odepchnęły i jakoś zapomniałem o niej. Teraz to już w ogóle nie chce mi się w to grać, szczerze to zdziwiłem się że dotrwałeś do końca Dumny .

Offline
guy_fawkes //grupa Stara Gwardia » [ Hamster\'s Creed (exp. 8866 / 10800) lvl 13 ]0 kudos
Mnie również interesowała ta gra, dlatego nie mogłem się nadziwić bardzo niskim ocenom, jakie zdobywała. Ja jednak należę do graczy, których byle crap nie wystraszy - zawsze trzeba grać do samego końca, bo nigdy nie wiadomo, czy po słabym początku szpila się nie rozkręci. Poza tym wydałem na to swoje pieniądze, więc tym bardziej szkoda było nie dobić do creditów. Dumny

Online
IgI123 //grupa Growi Bohaterowie » [ Tommy Vercetti (exp. 18750 / 24300) lvl 15 ]0 kudos
Dla mnie ten Damnation to największy fail 2009. Od pierwszej zapowiedzi bardzo interesowała mnie ta gra, wszystkie materiały prezentowały się bardzo smacznie... A wyszło to co wyszło. Jak widać, zrzynanie od świetnych gier to nie gwarancja sukcesu.

Liczba czytelników: 475814, z czego dziś dołączyło: 1.
Czytelnicy założyli 53776 wątków oraz napisali 675807 postów.