Quake Mission Pack No. 1: Scourge of Armagon [recenzja]

Offline
guy_fawkes //grupa Stara Gwardia » [ Hamster\'s Creed (exp. 8866 / 10800) lvl 13 ]0 kudos



Obrazek



Współczesny model sprzedaży gier zorientowany na ich szatkowanie celem zarabiania na dodatkach DLC, by „ciągle dostarczać fanom nową treść do ich ukochanego tytułu” (czytaj: złupić ich, jak się tylko da) nie doczekał się powszechnej akceptacji i nadal wciąż ma więcej wrogów, niż sympatyków. Problem w tym, że tak naprawdę DLC istniały od zawsze, a zamiast legendarnej już zbroi dla konia pakowano w pudełka pakiety nowiutkich misji do największych hitów.



Obrazek


To mi nie wygląda na drzwi do Narniii... Ups, chyba pomyliłem szafy



WSTRZĄSAJĄCE POCZĄTKI
Weźmy takiego Quake’a – jakby nie patrzeć, twór ze wszech miar rewolucyjny. Pierwsze pełne 3D, pokaz talentu id Software i jednocześnie czasy, kiedy ekipa skupiona wokół charyzmatycznego Johna Carmacka rządziła w światku strzelanek z perspektywy pierwszej osoby. I choć w mojej osobistej opinii konkurencyjny Unreal okazał się produktem lepszym (role odwróciły się w sequelach…), to nie sposób odmówić wizjonerom nomen omen wstrząśnięcia całą branżą i pchnięcia jej w kierunku, jakim podąża aż do teraz. Wtedy z pewnością chciwie rzuciłbym się na Scourge of Armagon, czyli pierwszy add-on, nawet pomimo faktu, iż stworzyło go inne studio - Hypnotic Interactive. Ten mission-packowy outsourcing stał się później tradycją serii.



Obrazek


W Quake'u nie skraca się O głowę, lecz DO głowy



BEZ MŁOTA TO NIE ROBOTA!
Co wnosi to rozszerzenie? Z grubsza rzecz biorąc tyle, co każdy dodatek – czyli jeszcze więcej tego samego, bez żadnych istotnych zmian w rozgrywce. Dostajemy zatem 3 epizody po 5 misji, 3 nowe bronie, 1 mapę DM do multi i poszerzony o kilka rodzajów potworów bestiariusz. Wśród tych ostatnich wyróżniają się gremliny – skarlałe, cherlawe jednostki, za to mogące wskrzeszać poległych przeciwników i potrafiące… zwędzić broń graczowi! Z tych powodów absolutnie nie wolno ich lekceważyć, metodycznie równając z glebą każdego osobnika, bo inaczej nastąpi rezurekcja wszystkich upierdliwców, czego nie można powiedzieć o zapasach apteczek oraz amunicji. Natomiast ze świeżutkich i cieplutkich broni największy respekt budzi… Mjölnir. Co prawda nie da się nim rzucać, wystarczy jednak sparafrazować znane przysłowie – „uderz w stół, a wrogom rany z II wojny światowej się otworzą”. Błyskawicznie konsumuje zapasy, toteż lepiej posługiwać się nim w ostateczności. W odróżnieniu od siekiery, której nikt przy zdrowych zmysłach i amunicji nawet do podstawowego shotguna używać nie będzie, z młotem to jest robota!



Obrazek


Scourge of Armagon może stanowić element terapii wstrząsowej w leczeniu klaustrofobii



PENTAGRAMÓW MOC
Scourge of Armagon w żadnym razie nie wywraca poczciwego Quake’a do góry nogami, stawiając na wyszukaną fabułę i godziny rozmów z NPC-ami, bo ci po prostu nie istnieją, zaś bardziej złożoną opowiastką namaszczono Painkillera, który przecież również czerpie z tego samego źródła. Ażeby nie czuć się oszukanym i mieć wyrzuty sumienia, że te wszystkie potwory są tak naprawdę Bogu ducha winne, sklecono historyjkę o kolejnym niebezpieczeństwie grożącym Ziemi, które oczywiście powstrzyma wiadomy osobnik. Pomimo sprowadzenia wszystkiego do wyrzynki, unikania śmiertelnych pułapek i szukania kluczy do kolejnych przejść (nawet jak trzeba zrobić coś bardziej skomplikowanego, to gra o tym poinformuje) oraz fabularnego kikuta Quake’a cechuje przyjemnie sugestywny, mroczny klimacik. Zbudowano go po trosze klasycznymi środkami, czyli umiejętnym operowaniem ciemnościami (ja Wam dam gammę podkręcać!) oraz potworami po drugiej stronie lufy, które obojętnie, czy to humanoidalne, czy nie – mają za zadanie wyekspediować gracza w zaświaty, możliwie szybko i boleśnie. Swoje robi oczywiście brak jakiegokolwiek słowa mówionego (sapania towarzyszącego skokom nie liczę) oraz świetny soundtrack, zawierający tak tętniące akcją kawałki, jak i dużo spokojniejsze, choć ogólna ich liczba nie powala. Poczucie walki z naprawdę mrocznymi, potężnymi siłami potęguje spotykana na mapach symbolika, pełna elementów zaczerpniętych ze chrześcijaństwa, a także okultyzmu, co budziło niemałe kontrowersje (stanowi to naleciałości innego słynnego cyklu id Software – Doom). Do tego dołożono jeszcze pierwiastek mitologii nordyckiej (Mjolnir), a nawet tak egzotyczny power-up (rzecz charakterystyczna dla Quake’a) jak pierścień niewidzialności. Tutaj jego założenie na szczęście nie ściąga uwagi oka Saurona i Nazguli. I bez tego jest co robić. Przy okazji pojawiają się także insygnia Stroggów, lecz ich samych próżno szukać. Ot, taki znaczek na skrzynkach, który potem zostanie rozciągnięty w scenariuszowym Photoshopie na dwie pełne gry oraz dodatki.



Obrazek


Wierzcie mi - tym młotem dość łatwo można uthorować sobie drogę



CSI: QUAKE
Z natury jestem przeciwny modyfikacjom poprawiającym grafikę w starych grach, gdyż uważam, że trzeba przyjąć klasyka takim, jakim jest, a nie zaś pakować do oldtimera kubełkowe fotele i spoilery. Widziałem kosmiczne efekty niektórych projektów, m.in. dodających efekty DX10, lecz nie znajduję jakoś w tym uciechy – tym bardziej, że z tym dodatkiem zetknąłem się pierwszy raz w życiu, więc wolałem nie wypaczać sobie jego obrazu. Musiałem jednak skorzystać z jakiegoś triku, by przystosować grę do panoramicznego monitora. Padło na tzw. UltimatePatch, który nieco podkręcił grafikę (zostawiłem domyślne ustawienia suwaków, a i tak zdarzyły się miejsca, gdzie FPS spadał poniżej granicy płynności!), a przede wszystkim naprawił brak soundtracku, z którego Steamowa wersja gry została wykastrowana. I to bez żadnego ostrzeżenia. Rezultaty widać na screenach – w obliczu współczesnych standardów Quake nadal prezentuje się archaicznie, niemniej jednak to w żadnym calu nie umniejsza mu grywalności, bo trzeba przyznać – abstrahując od mało ambitnego gameplaya, Wstrząs jest po prostu świetnym shooterem. Dobrze zaprojektowane, złożone poziomy (mój faworyt to kopalnie), groźni (w żadnym wypadku nie używać wymiennie z „inteligentni”!) przeciwnicy i killerskie bronie sprawiają, że czas upływa szybko i przyjemnie. 3h to oczywiście wynik świeżaka, nie zaprzątającego sobie głowy odszukaniem wszystkich sekretów. Dziś, w dobie powszechnego dostępu do Internetu i masy ludzi chętnych do podzielenia się swoimi odkryciami to nie problem, ale weź tu się cofnij do roku 1997 i licz na to, że ktoś Ci pomoże. Kto nie miał dobrze obeznanych znajomych, stawał w obliczu badania każdego piksela… Ot, takie CSI: Quake.



Obrazek


"To żyje!" - powiedział Guy widząc co-opa



CO-OP STARY, ALE JARY
Kilka razy użyłem terminu „archaizm” w odniesieniu do recenzowanego dodatku i Quake’a w ogóle, lecz istnieje aspekt sprawiający, że wyprzedza on wiele współczesnych gier, mianowicie co-op. Dziś jego obecność to rzekomo wielki ficzer, znak czasów, pochwycenia graczy w globalną sieć itd., lecz nadal pojawia się tylko w wybranych tytułach – raz dopracowany, innym razem wepchnięty na siłę. Wyobraźcie sobie jednak, ilu ludzi w sobie musiał rozkochać, skoro w F.3.A.R. czy Kane & Lynch nie byłem w stanie znaleźć chętnych do wspólnej zabawy, za to tutaj – jak najbardziej! Co prawda trudno z tej garstki ludzi uciułać zmianę do naszego Parlamentu, lecz wrażenie robi sam fakt, że komuś jeszcze chce się grać w 12-letni tytuł! Poza współpracą można się wzajemnie mordować w klasycznym już Deathmachu.



Obrazek


W takich momentach w pojazdach komunikacji miejskiej z głośników płynie ostrzeżenie: "Uwaga na kieszonkowców!"



7,5 W SKALI RICHTERA
W moim umyśle na zawsze obraz Quake’a ukształtował nie oryginał, lecz doskonały sequel, do którego wracałem wielokrotnie, za każdym razem czerpiąc zeń identyczną przyjemność. Jedynce trzeba jednak oddać sprawiedliwość – potężnie zatrzęsła branżą, w growej skali Richtera zbliżając się do 9. A co taki sejsmolog-amator jak ja może powiedzieć o dodatku? Cóż, trzęsie słabiej, ale tak to już jest w miarę oddalania się od epicentrum…

PLUSY:
- może i zrobiony przez inne studio, ale to nadal Quake
- ciągle wysoka grywalność
- niezły klimacik
- dobrze zaprojektowane poziomy
- Mjlolnir!
- kilka nowości
- multi wciąż ma sympatyków

MINUSY:
- krótka kampania, choć tak naprawdę to połowa podstawki…

WERDYKT: 75%

Obrazek



Oczywiście niniejszy tekst znajdziecie również na moim blogu. Zapraszam do czytania i komentowania! Uśmiech


Liczba czytelników: 475799, z czego dziś dołączyło: 0.
Czytelnicy założyli 53764 wątków oraz napisali 675759 postów.