Batman: Arkham City [recenzja]

Offline
guy_fawkes //grupa Stara Gwardia » [ Hamster\'s Creed (exp. 8866 / 10800) lvl 13 ]0 kudos



Obrazek



Mówię Wam – ludzie z RockSteady sami się proszą, by wziąć ich w niewolę i nakazać robić gry, a po dobrze wykonanej pracy konserwować w formalinie aż do następnego przedsięwzięcia. Obawiam się jednak, że źle odbiłoby się to na kreatywności tego studia, bo w przypadku ich gier widać ewidentną pasję, a nie zaś powszechną pazerność na przecież nieśmierdzący pieniądz.



Obrazek


Wybacz Hugo, ale żeby zostać wybitnym psychiatrą, trzeba dużo jeść. Najlepiej pacjentów



NOWA-STARA JAKOŚĆ
Ktoś powie – „no dobra, ale czym tu się ekscytować, skoro zmajstrowali ledwo kilka gier, a najbardziej udała im się ta z rosłym facetem w stroju latającej myszy?”. Cały fenomen tkwi w tym, że do tej pory Batman jakoś nie miał szczęścia do egranizacji swojej skromnej, poruszającej się lotem ślizgowej osoby, a to samo można odnieść także do reszty komiksowych herosów. Wraz z renesansem filmowym (chwalony wszem i wobec „Mroczny Rycerz”) Człowiek-Nietoperz doczekał się odrodzenia growego w Batmanie: Arkham Asylum. Mówiąc krótko – gra rozstawiła konkurencję po kątach, zbierając w pełni zasłużone laury. Sequel wisiał zatem w powietrzu niczym zamaskowany mściciel czyhający na gargulcu.

I stało się – w zgodzie z typowym dla sequeli hasłem „better, bigger, longer” akcja przeniosła się z małej wysepki do miasta, a konkretnie do wydzielonej na potrzeby sporego zakładu penitencjarnego części Gotham – tytułowego Arkham City. Zamknięto tam nie tylko największe męty, lecz również więźniów politycznych, a wśród nich… a zresztą, nie będę Wam tego zdradzać, bo choć omówiłbym w ten sposób jedynie sekwencję otwierającą fabułę, to i tak warto zostawić element zaskoczenia. Pomysłodawcą kryminału i jego naczelnikiem zarazem jest Hugo Strange, psychiatra, jedyny odkrywca największej tajemnicy Batmana. Co prawda znamy już innego doktorka, który powinien zostać uwięziony wraz ze swoimi pacjentami, lecz ten tutaj wydaje się być dużo niebezpieczniejszy, gdyż w jego rękach znalazła się ogromna władza. I chociaż pomysł osadzenia „nieprzystosowanej społecznie” części populacji tuż za ogrodzeniem nie wszystkim się podobał, protesty dały tyle, co te przeciw podpisaniu ACTA przez Polskę.



Obrazek


Arkham City - miejsce, gdzie porządek jest w stanie zaprowadzić tylko kilka kiloton. Albo Batman



LUDO ERGO SUM
Zebranie tak licznej rzeszy pod- i nadrzędnych kryminalistów w jednym miejscu to jak wybudowanie fabryki nitrogliceryny w rejonie Pierścienia Ognia. Było jasne, że stanie się to katalizatorem dla ich ciemnych interesów i niecnych planów. Głównym antagonistą jak zwykle pozostaje durny klaun (ponownie rewelacyjnie dubbingowany przez Marka „Look, it’s my father!” Hamilla), ale nieco schodzi w cień z racji obecności innych schwarzcharakterów, z którymi Batman nieustannie walczył w komiksach i filmach – Pingwina, Mr. Freeze’a czy Dwóch Twarzy. Plejada arcyłotrów jest szersza, lecz nie ze wszystkimi z obecnych przyjdzie Batmanowi skrzyżować rękawice. Całość oprawiono w świetną, wciągającą fabułę, która dotyka samej istoty powołania Batmana/Bruce’a Wayne’a. W Arkham Asylum finał stanowił najsłabsze ogniwo (jakkolwiek i tak stał na dalece wyższym poziomie, niż większość konkurencyjnych tytułów), tutaj natomiast sprawę rozwiązano w nieco inny sposób, dość… kontrowersyjnie – z jednej strony mamy usta zastygnięte w grymasie „I co? To już koniec…?!”, a z drugiej roztrząsamy minione wydarzenia przez całe credity, bowiem scenariusz zakończono potwornie poważne, powiedziałbym nawet – melancholijnie. Wierzcie mi, że po jego obejrzeniu zmieni się nieco Wasz pogląd na postać Mrocznego Rycerza.

Obcując z sequelem zgłębicie także inne wątki, które wzbogacają wiedzę o Batmanie nie gorzej, niż zawarta w grze swego rodzaju encyklopedia, przydatna szczególnie ludziom, którzy kojarzą tylko głównych bossów przestępczego światka Gotham, jak również każdemu, kto chce się więcej dowiedzieć wydarzeniach w Arkham City przed wizytą Człowieka Nietoperza. Wszystko to sprawia, że nowy Batman to nie tylko przeładowany akcją tytuł służący rozrywce, a nader dojrzała opowieść; co prawda nie na poziomie BioShocka, lecz skrojona na miarę realiów zepsutej metropolii. Czy można było zrobić więcej, czy też RockSteady dokonało niemożliwego, we wszystkich aspektach przebijając Arkham Asylum? Cóż, na pewno wątek Hugo Strange’a aż prosi się o poszerzenie i jest zdecydowanie za krótki. Oczekiwałem batalii dwóch wielkich umysłów, a dostałem… a raczej on dostał, a konkretnie wpierdziel, i to ciężki. Jego Wielki Plan, którego szczegółów Batman próbuje się dowiedzieć przez całą kampanię, również nie okazał się jakiś wysublimowany – tyle to mogła wymyśleć i populistyczna, prawicowa partia.



Obrazek


Przy niskich standardach jakościowych współczesnego budownictwa naprawdę trzeba uważać na sąsiadów za ścianą



NOWA SODOMA I GOMORA
To w sumie jedyne zastrzeżenia, jakie mam do sequela, bo cała reszta to cud, miód i orzeszki obrane z łupinek, smakujące niczym wciągający film. Zwiększony teren działań i uczynienie z gry niemalże prawdziwego sandboksa (wielkością Arkham City nie poraża) sprawia, że pierwsze minuty w nowym miejscu są pełne zakłopotania. Gdzie tu iść? Wokół jarzą się jakieś dziwne punkty, widać znajome znaki zapytania, tyle że pozamykane w jakichś dziwnych kopułach, a wszędzie pałętają się bandy oprychów… Po kilkunastu minutach gracz zaczyna się w tym wszystkim odnajdywać i radować, że Nietoperek może rozpostrzeć skrzydła (a raczej pelerynę) na otwartej przestrzeni, choć i tak mniejszej, niż to, w czym zwykli uprawiać parkour skrytobójcy. Ten specyficzny zakład penitencjarny dopracowano w najdrobniejszych szczegółach, a przy takim rozmiarze grzechem byłoby umieścić w nim dwie identyczne uliczki. Na swój chory, pokręcony sposób Arkham City żyje (bardziej jak nowotwór niż zdrowy organizm) i jest piękne, a w ciemnych zaułkach (ponownie słoneczka nikt tutaj nie ujrzy, bo to może wstać dla Teletubisiów, lecz nie tak zepsutej metropolii) i zdewastowanych budynkach widać nie tylko ogrom pracy grafików i projektantów, lecz również smród zbrodni, której smog unosi się nad miastem.



Obrazek


Przed taką Kocicą żaden zamek nie będzie stawiał oporów



MRRRAAAUUU
Co bardziej skorych do refleksji graczy Arkham City może zatroskać losem więźniów: czy aby wszyscy są winni? Czy pomimo wyroków i przestępstw na sumieniu należy ich traktować jak zwierzęta i zsyłać do miejsca, gdzie resocjalizacja jest równie odległym pojęciem, co mądry i kompetentny polityk? Te myśli szybko jednak ustąpią miejsca chęci przyłożenia jednemu i drugiemu, bo tolerancja najwyraźniej jest im obca, gdyż nie mogą zdzierżyć przebierańca w stroju latającej myszy. System walki to znany z poprzednika Free Flow Combat, czyli przepyszny pokaz mistrzowskich umiejętności Batmana, wzbogacony o nowe ruchy, combosy i możliwość wykorzystania jeszcze ciekawszych gadżetów. Jako rozwiązanie o zakulisowej opinii „easy to learn, hard to master”, pozwala poczuć się początkującym jak prawdziwi fighterzy, ale to wymiatacze wykręcą najlepsze, najwyższe mnożniki, zachwycając innych cudownym, acz niezwykle brzemiennym w skutkach baletem. Batmanem wojuje się rewelacyjnie, ale jeszcze przyjemniej patrzy się na kocie, zmysłowe ruchy Catwoman, która jest tutaj grywalną postacią (o ile oczywiście ktoś zakupił grę z ważnym kluczem Live, bo inaczej ni hu-hu – taki pstryczek w nosy amatorów używek). Ach, ten jej frywolny taniec wokół bandytów potrafi zauroczyć, a każdy jej ruch to pokaz zmysłowej gracji. Kobieta Kot to po prostu czysty seks i jeden z powodów, dlaczego Batman raczej nie nadaje się dla młodszych graczy. Zresztą tutaj każda córa Wenus, o ile nie jest lekarką czy policjantką, potrafi zauroczyć. Ten Joker rzeczywiście ma nie po kolei, olewając kręcącą bioderkami, ponętną Harley Quinn… A co tam chory klaun – sam główny bohater najwyraźniej ma bałagan pod kopułą.



Obrazek


Jak widać na załączonym obrazku, cała teselacja poszła w biust



AI PRAWIE JAK U SPIELBERGA
W opozycji do otwartej walki stoi działanie z ukrycia, jak na Batmana czy Kocicę przystało. Nie ma co sobie mydlić oczu – Bruce Wayne to może i niezły koks, ale żeby być niezniszczalnym, trzeba wyglądać jeszcze bardziej… kontrowersyjnie. I najlepiej mieć kosmitów za familiantów. Talent RockSteady ujawnia się i w tym przypadku, bo obojętnie czy na wyspie, czy w mieście – wszędzie czmychanie za plecami wrogów oraz ich cicha eliminacja satysfakcjonuje w równym stopniu, a nawet bardziej niż naklepanie im prosto w twarz. AI przeciwników ponownie zasługuje na najwyższe uznanie i nawet jeden, zwłaszcza uzbrojony, stoi za cały batalion ustrojstwa, jakie Poważny Sam zwykł eksterminować całymi googolami. Najwyraźniej oprychy wyciągnęły wnioski z setek amerykańskich horrorów, bo gdy zaczyna dziać się źle i znajdują nieprzytomnego kolegę, żaden z nich nie wyskakuje z propozycją: „Hej, rozdzielmy się, to znacząco utrudni sprawę Batmanowi!”; wręcz przeciwnie – wzajemnie się kryją, uważnie obserwując każdy zaułek, a niekiedy nawet kapitulują, gdy kilkunastu kumpli padło na glebę i nie zanosi się na happy end. Co prawda i tak nie uchroni ich to przed przeznaczeniem, ale co tam. W każdym bądź razie nie jest to żadna nowość, tylko pięciogwiazdkowy standard, do którego przyzwyczaiło nas już Arkham Asylum, a reszta gier z różnym skutkiem próbuje doń dobić.



Obrazek


Tryb detektywistyczny to paradoks - widzisz mniej, ale więcej



CSI: ARKHAM CITY
Główny wątek, który sam w sobie nie jest specjalnie czasochłonny, to niejedyna aktywność, jaką można podjąć w Arkham City. Zabawy na mnóstwo godzin zapewniają wyzwania Człowieka Zagadki, który tym razem naprawdę wysilił swoją mózgownicę. I nie chodzi nawet o liczebność jego zadań (ponad 400), a ich charakter – stawką bowiem są nie tylko trofea, które teraz dużo trudniej zebrać, a ludzkie życie – Riddler wziął zakładników, a żeby ich uwolnić, trzeba rozgryźć jego chore szarady. Wymaga to w równym stopniu kreatywności, co zręcznych palców i refleksu. Wątek Riddlera znacząco poszerzono względem pierwowzoru, a zebranie kompletu trofeów i zaliczenie wszystkich wyzwań zajmie nawet więcej czasu, niż główna opowieść. Miło, że można wydusić z informatorów nieco przydatnych informacji, bo bez tego ogarnięcie zbioru wyzwań byłoby trudne nawet dla najlepszego detektywa świata, korzystającego z wyrafinowanych zabawek (choć dedykowany temu tryb specjalnej wizji został nieco „przytępiony”, bo zbyt ułatwiał grę). Batman oczywiście znów w miarę postępów zdobywa nowe gadżety, których zasób powiększono, choć nieco mnie irytowała presja na wykorzystanie zdobytych punktów od razu – niby nie trzeba tego robić natychmiast, ale wtedy wskaźnik celu znika na rzecz informacji o modyfikacji. Easy Panowie, easy, bo co nagle, to po diable. Albo klaunie. Nieco nielogiczne też wydaje się współdzielenie zdobytych punktów – i tak Batman może rozwijać Catwoman, a ona jego. Ot, takie zobrazowanie specyficznych relacji pomiędzy tymi postaciami.



Obrazek


Catwoman doskonale wie, jak skutecznie opędzić się od natrętnych wielbicieli



PEWNA INWESTYCJA W CZASACH KRYZYSU
Edward Nigma i jego poronione poczucie własnej wyższości to niejedyny problem, z którym należy się uporać, ponieważ dostawę solidnego mordobicia zamówił sobie przez telefon Zszasz, a w międzyczasie trzeba jeszcze uratować więźniów politycznych, represjonowanych przez prawdziwych kryminalistów. Na tym oczywiście nie koniec, a przecież dochodzą jeszcze zadania Catwoman (i wpływ jej wątku na główną fabułę!), New Game PLUS (trudniej, ale za to z wszystkimi gadżetami odblokowanymi wcześniej) oraz oczywiście pojedyncze wyzwania, tutaj nazwane Zemstą Człowieka Zagadki, zaś po drodze odblokowujemy artworki, modele postaci itd. Szczęśliwcy dostali jeszcze DLC z Robinem, reszta musi za nie osobno zapłacić, jak również za inne dodatki (mapy i stroje). I bez nich Batman: Arkham City to znakomicie ulokowane pieniądze, niosące ze sobą kilkadziesiąt godzin najwyższej jakości rozrywki, o ile ktoś oczywiście ma chęć w statystykach widzieć same 100%. Pietyzm, z jakim RockSteady podeszło do oprawy graficznej (na PC wspierającej DX11), rewelacyjny dubbing i świetne udźwiękowienie sprawiają, że Batman bez kompleksów może się pokazywać w najlepszym towarzystwie. Szkoda, że dopiero po patchu, bo wcześniej gra ponoć lubiła sobie zgubić save i wcale nie była taka płynna, jak to wynika z użytego silnika (przynajmniej w najnowszym DirectX). Teraz jest w porządku, nie trzeba wcale kosmicznej maszyny do pełnych detali (2 jaja sadzone na 3GHz i Radeon 6870 spokojnie obsługują maksymalne ustawienia w FullHD). Kogo los pobłogosławił mocną kartą Nvidii, popatrzy sobie na nieco lepszą fizykę, lecz i bez tego Arkham City smakuje wprost wybornie.
Wypada także wspomnieć, że najnowsze dzieło RockSteady Studios pojawiło się w kinowej, polskiej wersji językowej na wszystkich trzech platformach, co wcale nie jest żadnym standardem. Tekstu do przetłumaczenia trochę było i choć naliczyłem kilka potknięć, w ogólnym rozrachunku nie ma na co narzekać (no może na Zabójczego Kroko, który brzmi gorzej niż oryginalny Killer Croc).



Obrazek


Człowiek Zagadka to mistrz w komplikowaniu prostych czynności do granic absurdu. Ciekawe, czy rozważał karierę w polskim Parlamencie



A TY MASZ JUŻ SWOJEGO BATMANA?
Batman: Arkham City z pewnością znalazło się pod wieloma choinkami podczas minionych Świąt. Nie sposób substytuować jego wartości ciężarówkami skarpet, swetrów, krawatów czy zestawów pod prysznic, bo taki podarunek oznaczał dla miłośnika gier, że darczyńca włożył w prezent mnóstwo serca, a nie tylko odbębnił swój obowiązek. Innymi słowy – zachował się jak RockSteady Studios, które, jeśli wierzyć plotkom, schodzi do kanałów, by tam pożerać całe tony pizzy i chłonąć mądrości głoszone wąsatą facjatą przerośniętego szczura. Powiadam Wam – nadchodzi czas odwetu za te wszystkie lata zniewag, przysłów, dowcipów oraz oczywiście zup i popielniczek.

PLUSY:
- ponownie niesamowity klimat
- kreacje postaci, dubbing, fabuła
- filmowość
- misje poboczne, zagadki Riddlera
- bycie Batmanem silnie uzależnia
- świetna oprawa
- ponownie rewelacyjne AI
- mnóstwo zawartości, w tym także trochę nowości
- Catwoman!

MINUSY:
- zakończenie nie wszystkim będzie się spodobać
- za słabo wyeksploatowany wątek Strange’a
- kilka mało istotnych detali

WERDYKT: 95%

Oczywiście niniejszy tekst znajdzie również na moim blogu. Zapraszam do lektury i komentowania. Uśmiech


Liczba czytelników: 475797, z czego dziś dołączyło: 0.
Czytelnicy założyli 53757 wątków oraz napisali 675732 postów.