Kane & Lynch: Dead Men [recenzja]

Offline
guy_fawkes //grupa Stara Gwardia » [ Hamster\'s Creed (exp. 8866 / 10800) lvl 13 ]0 kudos



Obrazek



Antygona, Edyp, Adam „Kane” Marcus – te wszystkie postaci sprowadzają się do wspólnego mianownika bohatera tragicznego. I nieważne, czy mamy starożytność, czy epokę układów scalonych – taka persona ma z definicji przechlapane. Zupełnie jak nasi politycy – zawsze chcą dobrze, a wychodzi jak zwykle…



Obrazek


Jenny nie miała szczęścia zostać córeczką tatusia...



LAURKI NA DZIEŃ OJCA NIE BĘDZIE
O ile jednak tamtych dwoje jakoś można wytłumaczyć, o tyle Kane zasłużył na swój los – jako członek organizacji najemników o nazwie Siódemka był wszędzie tam, gdzie ktoś płacił wielkie pieniądze za zbrojne przeforsowanie swoich racji. Przyszła jednak kryska na Matyska i teraz nasz zmęczony życiem kryminalista, winny masakry w Wenezueli, oczekuje na wykonanie najwyższego wymiaru kary. Nie boi się śmierci, nie czuje skruchy wobec tych wszystkich zbrodni, które popełnił. Ma jedynie żal do siebie, że nie mógł być takim ojcem, na jakiego zasługiwała jego córka. Albo jakimkolwiek, bo mając takiego męża jego połowica spakowała manatki i uciekła z dzieckiem. To nie wszystko, co o nim wiadomo, lecz pewne jest jedno: Kane’owi nie sposób nie współczuć. Patrząc przez pryzmat liczącego się tu i teraz, które odsuwa na bok pamięć o jego przewinach, nieustannie dopingujemy bohatera i cierpimy wraz z nim, gdyż los przestał mu sprzyjać dawno temu, a w świetle tego, co go czeka, cela śmierci zaczyna się wydawać spokojnym zakończeniem jego egzystencji…



Obrazek


Atak na sklep z pączkami - ot, cała tajemnica, dlaczego Kane ma tak przechlapane u niebieskich



PSYCHOPATYCZNY PARTNER, PSYCHOPATYCZNY CO-OP
A to dopiero wstęp do dobrego, mocnego scenariusza, wraz z kreacjami postaci najlepszego elementu Kane & Lynch: Dead Men, którym wywalczono u recenzentów niezłe oceny, a nawet nagrody. Redaktorzy zapewne również ulitowali się nad bohaterem, bo tylko psychopata nie popędziłby z pomocą człowiekowi, któremu porwano żonę oraz córkę, by pod wiadomą groźbą wyegzekwować od niego zwrot przywłaszczonej sobie własności. Nawet świr taki jak Lynch, który z konieczności zostaje partnerem Kane’a… Panowie początkowo ewidentnie się nie trawią, a na dodatek rzeczone indywiduum wymaga nieustannego nadzoru z uwagi na okresowo przestawiające mu się klepki. Tak dobranych jak w korcu maku, wyrazistych bohaterów gry nie widziały już dawno i za to należą się wielkie brawa autorom i scenarzystom. Co więcej, Lyncha, który jest równie ciekawy, co główny bohater można poznać bliżej (i dowiedzieć się przy okazji kilku istotnych rzeczy) grając nim w co-opie, ale… a raczej ALE, bo haczyk ma w tym przypadku rozmiary wywrotki pracującej w kopalniach odkrywkowych, a i wspominam o takowej nieprzypadkowo. Otóż sprawa prezentuje się tak: pecetowe wydanie Kane & Lynch: Dead Men pobłogosławiono integracją z platformą Games for Windows Live, a ta dopiero niedawno w pełni ruszyła w pewnym zapyziałym kraju trzeciego świata (w oczach Zachodu), jakim jest Polska. Radości nie było końca – jej, wreszcie mogę zbierać achievementy! W końcu zagram także Lynchem w trybie kooperacji! Nie, tego nie zrobię, a powód, a raczej powody, są durne: w ten sposób zagramy wyłącznie lokalnie na podzielonym na ekranie, o rozgrywce via Internet mowy nie ma. A teraz czas na coś, co rankingach absurdów i głupot związanych z grami powinno wywalczyć całkiem wysokie miejsce: otóż aby co-opa w ogóle uruchomić, trzeba posiadać… kontroler od X360. Rozumiem troskę Microsoftu o graczy – co by się nagle nie okazało, że zapraszamy do domu kumpla, a on nie ma na czym grać, bo gospodarz dzierży klawiaturę i mysz, ale dlaczego, do ciężkiej i nieodżałowanej cholery, ma to być właśnie pad od ich konsoli…?! Na dodatek zostało to tak zabezpieczone, że nie omija tego popularny emulator. Kto posiada to skądinąd bardzo dobre urządzenie niech się cieszy, a kto nie – cóż, nie warto tylko dla tej gry wydawać ponad 150zł, bo inne gry z powodzeniem obsługuje tani kontroler w parze z odpowiednim programem.



Obrazek


Gdyby tylko Kane zechciał, mógłby grać z Goro w koci koci łapci



KRUCHY SOJUSZ
Typowym zjawiskiem dla fabuły gry jest zdrada – i nie chodzi tu wcale o mężów, którzy po całym dniu ciężkiej harówy urywają się wcześniej z pracy, by zastać swoją żonę w ramionach hydraulika czy, dajmy na to, kominiarza. To akurat można załatwić rozwodem, ale gdy dawny przyjaciel nagle staje się twoim katem, pokazując ci plecy, nie będzie różowo. Zjawiskiem „Fragile Alliance”, czyli takiego delikatnego sojuszu uczyniono bowiem sedno multiplayera. Jako kryminaliści dokonujemy skoku, by zgarnąć kupę szmalu, ale ten idzie do podziału. A jakby tak kropnąć kolegę i przywłaszczyć sobie jego działkę? Można, ale wtedy rozpocznie się nagonka wśród swoich, a tu przecież jeszcze strażnicy siedzą na karku. Po śmierci z ręki zdrajcy zasilamy właśnie ich szeregi i mamy okazję do zemsty, a przy okazji otrzymania znaleźnego. W teorii wszystko wygląda interesująco, a różne dostępne scenariusze i mapy sprawiają, że każdy mecz wygląda trochę inaczej. Tzn. będzie wyglądał, jak go sobie stworzycie ze znajomymi, bo reszta świata już dawno porzuciła ten tytuł – nie ostał się żaden serwer.



Obrazek


Widać po obecności rowerów



IQ DO PODZIAŁU
Sporo w tym „zasługi” tego, że Kane & Lynch: Dead Men jest grą na raz, bo nawet dwa dostępne zakończenia można obskoczyć cofając się o checkpoint czy tam jeden etap. Będzie to również raz dość krótki – w moim przypadku aż 6-godzinny, gdyż w jednym z etapów zdarzało mi się ginąć raz za razem, dopóki nie wypracowałem dobrego schematu. To istotne, bowiem można tu odnaleźć naleciałości tytułów taktycznych – Lynch to minimum, ale często mamy więcej kompanów do pomocy. W tej sytuacji lider, czyli Kane, musi dysponować odpowiednimi narzędziami, by z wolnych strzelców poskładać dobry, skuteczny zespół. Zaimplementowano zatem prosty system rozkazów, wymiany broni, jak również wzajemnego leczenia się (w odróżnieniu od Rainbow Six: Vegas także Kane może dostać zastrzyk adrenaliny od któregoś z kumpli, o ile ten będzie w pobliżu). AI towarzyszy miewa wzloty i upadki, lecz zauważyłem pewną prawidłowość: im jest ich więcej, tym radzą sobie gorzej. Nie ma w tym krztyny logiki, ale taki jest właśnie stan faktyczny. W jednym z końcowych etapów wolałem samemu wytłuc tylu wrogów, ilu się dało (i to zapewne mniej humanitarnymi środkami, niż chciałby tego Czerwony Krzyż), a dopiero potem wołać kolegów. Lepsze to, niż pakować się w ogień krzyżowy celem uratowania takiego bęcwała, bo prędzej czy później poznałbym, że rany śmiertelne nie są takie tylko z nazwy, a wtedy nie ma zmiłuj – restart checkpointu lub całego etapu, jeśli opuścicie grę. Tyłek sztucznej inteligencji wrogów (Policji, innych bandziorów, żołnierzy) zdołał umknąć z toru lotu zmierzającego w jego stronę recenzenckiego pasa – nieprzyjaciele nie są specjalnie lotni (często nawet zwyczajnie głupi), ale w roli chodzącej upierdliwości dającej do zrozumienia, jak bardzo Kane ma przechlapane, sprawdzają się rewelacyjnie.



Obrazek


Rodzina w potrzebie, a Kane bawi się na jakiejś azjatyckiej potupajce...



STAROŚĆ NIE RADOŚĆ
Byłoby łatwiej gdyby nie to, że Kane swoje lata ma, co widać w nie potrafiącej już tak dobrze celować łapie, a nawet jak już posyła pocisk w dobrym kierunku, to nie zawsze trafienie w czerep gwarantuje śmierć wroga – cóż, w Ameryce pancerne czapki z daszkiem i peruki są najwyraźniej na porządku dziennym. Jak to w nowoczesnym TPS-ie, zaimplementowano system osłon, lecz tenże działa w dość niewygodny sposób – nie ma żadnego klawisza do jego obsługi, gdyż protagonista przykleja się do powierzchni automatycznie, lecz algorytm rządzący tym ceremoniałem nie zawsze trafnie odgaduje intencje gracza - bywają chwile frustracji, w których ginie się właśnie z tak absurdalnego powodu…. Z kolei „sprint” jest taki tylko z nazwy – wysłużone stawy Kane’a już nie pracują tak dobrze, jak za młodu. Podobnie kuleje optymalizacja – gra nie jest najpiękniejsza, ale zdarza się jej mocno zwolnić. Za najlepszy element oprawy uznaję modele i sposób poruszania się postaci, bardzo naturalny. Świetnie sprawili się także aktorzy użyczający głosu poszczególnym bohaterom jak również Jesper Kyd, autor muzyki. Całe szczęście, że Cenega zdecydowała się tylko na polonizację kinową, unikając dubbingu, który niemal na pewno zabiłby cały klimat tej gry. Swoją drogą łatkę lokalizacyjną wydawca mógł przetestować lepiej, ponieważ sporadycznie coś zdołało umknąć tłumaczeniu.



Obrazek


Nowy sezon "Kuchennych rewolucji" zapowiada się szczególnie interesująco



Z KANE’M NAJLEPIEJ WYCHODZI SIĘ NA ZDJĘCIU
Kane jest niczym kotwica, która pociąga ze sobą na dno wszystkich po drodze. Mocno obciążyła również ocenę końcową, bo nie umniejszając rewelacyjnym postaciom głównych bohaterów, dialogom i całej fabule reszta to przeciętny shooter z niezłymi momentami, w dodatku obarczony różnymi, małymi błędami. To i tak dalece lepsze od tego, jakim mężem i ojcem był Adam Marcus dla swoich bliskich, a jestem więcej niż pewien, że one ucieszyłyby się nawet z kogoś takiego…

PLUSY:
- fabuła
- ciężki klimat „mrocznego kryminału”
- rewelacyjne kreacje głównych postaci
- niezłe momenty w kampanii
- co-op…

MINUSY:
- … i problem z dostępem do niego
- nienajlepsza optymalizacja
- krótka
- poza tym to zwykły shooter
- drobne błędy i głupoty

WERDYKT: 70%

Obrazek



Liczba czytelników: 475797, z czego dziś dołączyło: 5.
Czytelnicy założyli 53757 wątków oraz napisali 675730 postów.