TimeShift [recenzja] by guy_fawkes

Offline
guy_fawkes //grupa Stara Gwardia » [ Hamster\'s Creed (exp. 8866 / 10800) lvl 13 ]0 kudos



Obrazek



Timeshift - funkcja pauzowania i cofania audycji telewizyjnych podczas ich nadawania. Dostępna jest m.in w dekoderach platform cyfrowych oraz w stacjonarnych nagrywarkach DVD z twardym dyskiem.” - wikipedia.pl

Ludzkość wyeksploatowała już chyba każdy możliwy temat na książkę, film czy grę. Weźmy taki czas, którego chociaż wciąż nam brakuje, nadal nie potrafimy nim manipulować w rzeczywistości; co innego taki Podróżnik w Czasie H.G. Wellsa, gubernator Kalifornii obdarzony metalowym kośćcem w pewnym filmie Jamesa Camerona czy też Max Payne. Według branży rozrywkowej czas już dawno temu znalazł się we władaniu człowieka (no chyba że mowa o Terminatorach i inszych puszkach ;). Cofano go, zatrzymywano, spowalniano, lecz z reguły nie zdarzało się, by to wszystko działo się jednocześnie. Sytuacja zmieniła się wraz z premierą TimeShifta, który po wielu perturbacjach w końcu ukazał się u schyłku października 2007 roku i już na starcie było wiadomo, że nie będzie w stanie rywalizować z innymi wielkimi nowościami: Call of Duty 4: Modern Warfare i Crysisem. Niemniej jednak, gdy emocje związane z tropikami oraz terroryzmem opadły, gracze przypomnieli sobie o strzelance studia Saber Interactive, zostając władcami spętanymi okowami czasu marionetek.



Obrazek


Sprawca całego zamieszania dosłownie rozpłynął się w powietrzu



Bliżej nieokreślona przyszłość, wnętrze ośrodka badawczego. W wyniku prac nad manipulacją czasem powstały dwa kombinezony temporalne, obdarzające ich użytkownika zdolnością naginania czasu oraz podróżowania poprzez jego odmęty. Kombinezon Alfa został skradziony przez niejakiego dr Krone'a, który na chwilę przed skokiem w bardziej nie wiadomo kiedy aniżeli gdzie, zostawił na pocieszenie bombkę. Protagoniście gracza, którego personalia okryte są tajemnicą, udaje się przywdziać drugi kombinezon – Beta i ruszyć w pościg za doktorem tuż przed wybuchem ośrodka. W rezultacie trafia do alternatywnego strumienia czasu, a konkretnie do roku 1939 i dowiaduje się, że Krone zdążył się już na dobre zadomowić, a wraz z nim (i jego panowaniem, a raczej tyranią) nadeszły dla ludności lata chude. Cel misji jest jeden: powstrzymać Krone'a i odzyskać od niego moduł pozwalający na podróż do domu.



Obrazek


Wspomną go potomni gdy pomni jego dokonań spojrzą na ten pomnik



Wydawać by się mogło, iż fabuła jest bardzo klarowna i łatwa do ogarnięcia. Niestety, w praktyce wygląda to zupełnie inaczej – filmiki wprowadzające w całą historię są niezwykle krótkie, wręcz lapidarne w swojej wymowie i często więcej dowiemy się z hintów w ekranach ładowania, niż z rozmów oraz faktycznych cut-scenek. Sam pomysł na fabułę jest dość oryginalny i przeto najlepiej by było, by zyskał odpowiednią oprawę – może nie godną BioShocka, ale chociaż F.E.A.R. Rrzeczywistość jednak jest brutalna – te kilkanaście sekund intra wystarczą jedynie na to, by pokazać ucieczkę Krone'a i głównego bohatera, który potem od razu trafia do miasta rządzonego przez doktora. A co się działo wcześniej, kim jest ścigany doktor, jak powstały kombinezony, wreszcie – jak Krone wprowadził swoje rządy? O tym wszystkim nie przyjdzie się graczowi dowiedzieć, z którego to powodu ubolewam. Stworzone kilka lat później przez Ravena Singularity również poruszało podobną tematykę, lecz jednak zdecydowanie lepiej udźwignęło jej ciężar. Dalej nie jest wcale lepiej – spotykamy ruch oporu, który wspieramy zbrojnym ramieniem (co także nie jest poparte nawet najmarniejszą cut-scenką), lecz tutaj również pogaduszek o życiu pod rządami Krone'a będzie tyle, co średnio wypielęgnowany dachowiec napłakał. Wszystko to w pewien sposób przypomina Half-Life'a 2: zniewolone miasto, rebelianci, telebimy na ulicach nadające przemówienia watażki, ba – nawet sam bohater to czytelne nawiązanie do postaci Gordona Freemana – niemy, pozbawiony nawet twarzy fizyk o nieprzeciętnych zdolnościach, którego sytuacja zmusza do polubienia się z bronią palną. Na dodatek zbliża ich jeszcze jedno, mianowicie obaj noszą specjalne, w pewnym sensie „robocze” kombinezony.



Obrazek


Ta tarcza już mu nie nastarcza ochrony mu dostarczać



Aspekt kombinezonu temporalnego Beta zasługuje na osobny akapit. W pojedynku z HEV od razu deklasuje rywala: nie dość, że regeneruje zdrowie posiadacza, to jeszcze umożliwia mu manipulację czasem: jego spowalnianie, całkowite zatrzymanie, a nawet... cofanie! Sprawia to, że przeciwnicy oraz wszystkie inne przeszkody na drodze gracza stanowią bardziej plac zabaw, aniżeli realne zagrożenie. Wyobraźcie sobie sytuację, w której zatrzymujecie upływ czasu i podkradacie broń przeciwnikowi, a potem pozwalacie wskazówkom zegara dalej krążyć po tarczy. Zdziwienie na twarzy zainteresowanego obiektu murowane! Na wykorzystaniu możliwości Bety oparto również wiele prostych zagadek środowiskowych, w których nieodzowne będzie takie sprzeciwianie się prawom fizyki, by bezpiecznie przebrnąć przez dany fragment mapy - jeśli marzy się Wam bieganie po wodzie, TimeShift i Beta są dla Was. Naturalnie, wszystko ma swoje granice, więc i moce ograniczone są energią, którą zużywają – im bardziej „zaawansowana”, tym jej pasek schodzi szybciej; na szczęście odnawia się ona samoczynnie. Wyższość nad F.E.A.R. w kwestii zaawansowania spowolnienia objawia się również tym, iż tutaj gracz manipulujący czasem porusza się i strzela w zasadzie tak samo szybko, jak bez stymulacji wskazówek zegara. Beta posiada ponadto jeszcze jeden, niezwykle przydatny ficzer: zaimplementowaną SI. Analizuje ona otoczenie, informuje o zbliżających się zagrożeniach czy też namierzeniu Krone'a, lecz jej najważniejszą rolę stanowi kontrola funkcji czasowych. Chodzi tutaj o to, że domyślnie aktywujemy moc klawiszem „F”, a o tym, która to będzie, decyduje SI. Można to naturalnie obejść i grać wedle własnego widzimisię używając stosownych kombinacji klawiszy, lecz w praktyce nie jest to zbyt potrzebne – SI w znakomity sposób dobiera potrzebną akurat moc. Zagadka środowiskowa? System zasugeruje rozwiązanie wybraniem konkretnego trybu. Środek batalii, bohaterowi dramatycznie spadł poziom zdrowia – aktywowane będzie zatrzymanie czasu, by ów wskaźnik od razu powrócił do stanu maksymalnego. Przeciwnik rzucił granat, który nieszczęśliwie zdołał przyczepić się do gracza – zasugerowane cofnięcie czasu pozwoli zażegnać niebezpieczeństwo. W porównaniu np. z nanoskafandrem z Crysisa kombinezon temporalny Beta jest o wiele potężniejszy i pozwala rozkoszować się grą, siejąc popłoch i zniszczenie w szeregach wroga. Szkoda tylko, że lokacje w TimeShift nie zapewniają takiej swobody, by móc naprawdę kreatywnie wykorzystać potencjał Bety; jest wręcz przeciwnie – są liniowe, pozostawiające zawsze jedną drogę, w dodatku całość opisano skryptami w taki sposób, by nie możliwy był dalszy progres bez zaliczenia uprzednio objective'u. Same zadania zaś także nie powalają oryginalnością – ot, przedostać się gdzieś, wcisnąć jakiś guzik, coś zniszczyć lub też bronić statku siedząc ze sterami działka. Nieco świeżości wnoszą sytuacje wymuszające kontrolę upływu czasu.



Obrazek


Bullet-time, o jakim się Payne'owi nie śniło



Do wspomnianej produkcji Valve nawiązują również sekwencje „jeżdżone”, w których za środek transportu służy quad, pozwalający także na swego rodzaju „carmageddon” (a raczej „quadamageddon” ;) . Mimo tego, iż w grze są jeszcze inne pojazdy (a nawet mechy), do dyspozycji gracza oddano jedynie wspomniany czterokołowiec. Szkoda.

Liczebnością nie powala także arsenał, choć na brak żelastwa również nie można narzekać: pistolet, karabin, strzelba (nie bez kozery nazywa się „rozrywająca”!), snajperka, wyrzutnia rakiet, kusza i inne pozwalają w należyty sposób wyprawiać przeciwników do Krainy Wiecznie Świeżych Pączków. Trzeba jednak oddać jedno: bronie nie powtarzają się, każda z nich działa w zupełnie inny sposób. Z racji tego, iż nosić ze sobą można jedynie 3 sztuki, warto się zastanowić i dokonać racjonalnego wyboru, by być przygotowanym na różne sytuacje. Z dostępnością amunicji nie ma problemu – zbieramy jej całe masy po nieprzyjaciołach, w dodatku czasem napotkać można skrzynie, które pozwalają uzupełniać jej ilość nieskończoną ilość razy; zawsze można również uderzyć bronią. Moimi osobistymi faworytami w arsenale były strzelba (przy jej pomocy można dosłownie sprowadzić na przeciwników Armagedon) oraz kusza, której bełty wybuchają po chwili od osiągnięcia celu. Niektóre bronie mają alternatywny tryb strzału, np. w przypadku karabinka jest to granatnik. Dodatkowo można korzystać z dział i działek stacjonarnych, jak również zamontowanych na pojazdach wroga, a także miotać granatami, w których można się zakochać – przyczepiają się do przeciwnika, paraliżując go. Do czasu, rzecz jasna ;) Warto także korzystać z wybuchowych elementów rozsianych po planszach, jak beczek czy butli z gazem.
Bronie z połączeniu z mocami czasowymi pozwalają na stosowanie różnych taktyk. Ciekawe jest np. przyczepienie wybuchowego bełta biegnącemu przeciwnikowi – jeśli dołączy do reszty przyjaciół, upieczemy kilka pieczeni na jednym ogniu.
Walka jest bardzo miodna i nasuwa oczywiste skojarzenia z F.E.A.R., wszelako jednak w mojej opinii dzieło Monolith jest pod tym względem bardziej wysublimowane.



Obrazek


Konsternacja przeciwnika po zabraniu mu broni podczas zatrzymania czasu - bezcenna!



Temat AI nieprzyjaciół w grze to dość zawiła kwestia. Niby są inteligentni, działają w grupach, pozbawieni broni szukają nowej, celnie strzelają i starają się nie ładować graczowi pod lufę korzystając z osłon, to jednak giną, po prostu giną w starciu z graczem, który na mocy podpisanego z kombinezonem cyrografu ma czas po swojej stronie. Mistrzowskie wykorzystanie potencjału Bety uczyni naszą postać dosłownie niemal nietykalną. Szczerze jednak trzeba przyznać, że należy cały czas pamiętać, iż ogranicza nas limitowana ilość energii na spożytkowanie w mocach, a także broń, która również graczowi bardzo szybko zrobi kuku jeśli ten się zagapi na chwilę. Wyzwanie stanowią jedynie przeciwnicy korzystający z podobnych mocy jak nasze oraz mechy.
Czasem przyjdzie graczowi działać w grupie, wraz z innymi rebeliantami – ci jednak są tylko na pokaz, a ciężar postępu leży na barkach bezimiennego fizyka.



Obrazek


Przeciwnicy są tak upierdliwi, że aż człowieka krew zalewa



Od strony graficznej TimeShift wygląda nie najgorzej jak na dzisiejsze standardy. Zastosowany Saber3D Engine najogólniej rzecz biorąc przywodzi na myśl mix Jupiter EX z id Tech 4. postacie wyglądają nieco karykaturalnie, lecz takie zapewne było zamierzenie twórców. Przemierzane scenerie są ciekawe, pełne detali, zaś niektóre krajobrazy z pewnością wielu graczom przypadną do gustu. Całkiem przyjemnie prezentują się poziomy, w których walczymy skąpani w ulewnym deszczu – podczas spowolnienia można podziwiać tysiące kropli, które jak gdyby odporne na cały ten chaos i zgiełk, metodycznie i spokojnie zmierzają ku podłożu... Całość wsparto Havokiem, przeto latający cyrk (bynajmniej nie Monty Pythona ;) nie raz i nie dwa zagości na ekranie komputera – fantastyczne widoczki zapewnia zwłaszcza spowolnienie, nadające scenom „przelotów” ciał przeciwników lekkość baletnicy. Na dodatek, część ścian i osłon podlega destrukcji, ze ścian leci tynk, zaś pociski obnażają kolumny aż do zbrojenia. Zaiste, piękny to widok, a co więcej współcześnie możliwy do podziwiania na pełnych detalach przy pomocy średniej klasy sprzętu. Na moment premiery nie było jednak aż tak różowo (w końcu to ponad 2 lata wstecz), toteż gra zapewnia multum opcji konfiguracyjnych grafiki, a także przy każdorazowym uruchamianiu wyświetla odnośnik do strony ze sterownikami do karty graficznej. Wśród opcji tych ciekawostką jest Pole widzenia – przesunięcie suwaka maksymalnie w prawo skutkuje... pracą kamery niczym u Obcego – otoczenie staje się jakby „wypukłe”.

Udźwiękowienie gry nie powala. Odgłosy pola walki takie jak strzały czy wybuchy zrealizowano prawidłowo, do voice-acting'u trudno się przyczepić, bo nie ma go prawie wcale, zaś co się tyczy faktycznej ścieżki dźwiękowej – bynajmniej nie stanowi czegoś, co zapada w pamięć: brak jej wyrazu, charakteru, w zasadzie wszystkiego... Ginie w chaosie akcji i nie jest to w tym przypadku powód do narzekań.
TimeShift spolszczony został kinowo. Nie dopatrzyłem się większych uchybień w lokalizacji. No, może „czasomoc” warto by zastąpić jakimś innym sformułowaniem, a tylnej okładki premierowego pudełka usunąć 2 babole: interpunkcyjny oraz stylistyczny.



Obrazek


Pajączek. Z racji tego, że we wszechświecie panuje równowaga, gdzieś musi istnieć odpowiednio wielka gazeta



Ogólnie rzecz biorąc TimeShift jest grą bardzo łatwą i starczającą na jakieś 5-6h. W miarę postępów w kampanii odblokowujemy zawartość dodatkową: filmiki (cut-scenki z kampanii) oraz artworki i kolejne utwory składające się na soundtrack. Generalnie nic, co mogłoby faktycznie zrobić wrażenie.

Naturalnie, TimeShift wyposażono również w moduł multiplayer, współpracujący z GameSpy Arcade. Wśród trybów rozgrywki znalazły się: DM, TDM, Władca czasu (osią gry jest „kula czasu” - posiadający ją gracz jest odporny na manipulacje czasem, wygrywa ten, kto zdobędzie najwięcej fragów podczas jej noszenia), Nuklearne Szaleństwo (wariacja na temat dobrze znanego trybu Warfare, tutaj jednak chodzi o to, by zatrzymać działanie broni przeciwnika zanim nasza skończy swoje odliczanie), CTF oraz Pojedynek. Grać można w sieci lokalnej oraz internecie, zaś każdy mecz może zostać opatrzony szeregiem zasad, w tym specjalnych, jak choćby „1 strzał zabija” czy też „niska grawitacja”. Nowością w stosunku do kampanii dla pojedynczego gracza są miny oraz granaty temporalne – zamiast wybuchu poddają dany obszar działaniu którejś z mocy czasowych, np. Spowolnienia. Mimo tego wszystkiego, a także kilkunastu map Internet zapomniał już o TimeShifcie – na moment pisania tej recenzji nie były czynne żadne serwery, więc nawet nie bardzo miałem możliwość sprawdzić, ile funu dostarcza rozgrywka.



Obrazek


W tym szczególnym przypadku nawet najlepszy szklarz niewiele pomoże



Rozważanie tego, jak miodną grą mógłby być TimeShift, gdyby dopracować fabułę i wprowadzić odrobinę swobody, wprost skręca człowieka w dołku. A tak – jest tylko dobrą zapchajdziurą na kilka godzin, w trakcie których doświadczymy wspaniałych walk, lecz podczas napisów końcowych stwierdzimy, iż niemal wszystko w niej można by zrobić lepiej. To nic innego jak dowód na to, że niewykorzystanie potencjału potrafi niemal zabić dobry pomysł.

PLUSY:
- spora grywalność
- moce czasowe
- świetne SI kombinezonu
- zróżnicowany, skuteczny arsenał
- niegłupi przeciwnicy
- niezła oprawa graficzna

MINUSY:
- liniowość
- szczątkowa fabuła
- niewykorzystany potencjał
- krótka kampania
- zbyt łatwa
- słabe zakończenie

WERDYKT: 73%



Obrazek



Niniejszy tekst znajdziecie również na moim blogu, korzystając z tego odnośnika: KLIK!



Offline
silverkin //grupa Mieszczanie » [ Lord (exp. 121435 / 130000) lvl 25 ]0 kudos
Ciekawa recenzja, tak samo jak i poprzednie.

Osobiście oceniłbym TimeShifta ciutkę wyżej (w Twojej skali gdzieś wokół 80 procent). Jak dla mnie jest to gra warta wydania kilkudziesięciu złotych. Zabawa czasem jest po prostu super! Grę przeszedłem 3 krotnie tylko przez to, że chciałem jeszcze raz pomanipulować czasem i wykorzystać go najefektywniej i najefektowniej w zabijaniu kolejnych nieprzyjaciół.

Offline
guy_fawkes //grupa Stara Gwardia » [ Hamster\'s Creed (exp. 8866 / 10800) lvl 13 ]0 kudos
Ja zaś ukończyłem TimeShift bodaj 4 albo 5 razy, przy każdym podejściu czując większe rozczarowanie z powodu niewykorzystanego potencjału. Owszem - gra się świetnie, ale Singularity pokazało, że manipulacje czasem da się zaopatrzyć w całkiem niezłe zaplecze fabularne. Z tego też powodu wielka szkoda, że Krone to tylko kolejny, niewyróżniający się niczym szczególnym psychol do ubicia...

Liczba czytelników: 475816, z czego dziś dołączyło: 0.
Czytelnicy założyli 53789 wątków oraz napisali 675852 postów.