Testowaliśmy NBA Live 18 - EA wraca do gry (XBOX One)
Seria NBA Live od firmy Electronic Arts nie ma w tej dekadzie łatwego życia. Cykl od odsłony wydanej w 2009 roku w ogóle przestał wychodzić, a powrót w 2013 był bardziej niż bolesny. Tytuł nie przyjął się na konsolach nowej – wtedy – generacji, zgarniając straszne cięgi od recenzentów i graczy. W 2015 i 2016 roku w ogóle nie uświadczyliśmy odsłony wirtualnej koszykówki od EA Tiburon. Czy te dwa lata pozwoliły stworzyć coś, co umożliwiłoby deweloperom na nawiązanie walki z hegemonem – NBA od 2K Games?
Próbując odpowiedzieć na powyższe pytanie, można wpaść w wiele pułapek, jednak mogę ze stuprocentową pewnością powiedzieć, że NBA Live 18 nie podzieli się rynkiem z NBA 2K18! Przynajmniej nie teraz. I strzelam, że nie w najbliższej przyszłości. Ale najważniejszą informacją, którą wyciągnąłem z udostępnionego dema, jest fakt, iż NBA Live wróciło na parkiet!
Pokazówka pozwala nam na sprawdzenie się w początkowej fazy kariery w nowym trybie The One. Jest to też jednocześnie jedna z największych nowości oferowanych w tegorocznej odsłonie serii. W The One kierujemy jednym zawodnikiem, którego samodzielnie tworzymy, jednak rozgrywki nie sprowadzają się do kilku treningowych turniejów szkolnych, draftu i dalszej przygody już bezpośrednio w lidze. Na całokształt, oprócz NBA, składa się także uliczny basket.
W NBA Live 18 wyraźnie widać, że producenci zdali sobie sprawę z trudności konkurowania z popularniejszym bratem od studia Visual Concepts, co zaowocowało decyzją o pójściu w niekoniecznie sportowe kierunki. We wspomnianym The One nasz bohater, dzięki kolejnym meczom, zdobywa punkty doświadczenia i awansuje na wyższe poziomy. Te odblokowują mu możliwość podnoszenia umiejętności np. rzutów za 3 punkty, wsadów czy też bloków – w zależności od pozycji i sposobu gry, który określamy już na etapie tworzenia zawodnika. Całość przybrało formę swoistego drzewka, doskonale znanego z wszelakich gier cRPG. Co jest w ogóle świetnym sposobem na jeszcze większe zaangażowanie graczy i bardzo przypadło mi do gustu!
Oprócz tego możemy pobawić się w dwa wyzwania online, aktywne tylko przez tydzień; w finałowy mecz ligi pomiędzy Golden State Warrior i Cleveland Cavaliers; sieciowe zmagania, gdzie każdy gra swoją postacią, a także poćwiczyć na arenie treningowej.
Warianty zabawy to jedno, ale co z gameplayem? I właśnie tutaj jest pies pogrzebany – choć rozgrywka w NBA Live 18 jest o wiele ciekawsza niż edycję/dwie temu, to nadal brakuje podejścia do coraz bardziej symulacyjnego NBA 2K! I tutaj otwiera się pewna furtka dla EA Tiburon, ponieważ twórcy równie wyraźnie odbijają od realizmu na rzecz o wiele bardziej zręcznościowej zabawy. Naturalnie w granicach rozsądku, wszak nadal jest to pełnoprawna odsłona serii, a nie przekolorowany spin-off. Niemniej jednak klarownie widać, iż deweloperzy szukają tożsamości dla swojej produkcji i coraz lepiej im to wychodzi.
W trakcie samej gry, choć to tylko demo (lecz do premiery został lekko ponad miesiąc), możemy spotkać nierzadko jakieś błędy związane z animacjami zawodników, dziwne przejścia i niespodziewane ruchy. Nie rzutuje to w znacznym stopniu na jakiś ogólny pogląd, ale daje do myślenia w kontekście specjalistów i fachowców z Visual Concepts, którzy NBA 2K mają opanowane niemalże do perfekcji.
Koniec końców NBA Live 18, które wyraźnie nie stara się celować w hardcore’owego fana NBA 2K18, może uszczknąć nieco z tortu, rokrocznie w pełni pochłanianego przez firmę 2K Games. Jednak o sprawiedliwym podziale nie ma mowy – na odbudowanie potęgi NBA od Electronic Arts będzie potrzeba kilku solidnie przepracowanych sezonów. „Osiemnastka” to dopiero pierwszy, ale jakże ważny, krok.
NBA Live 18 delikatnie zakręca w zręcznościowy model zabawy, starając się lekko zaatakować NBA 2K, ale jednak nadal unikając bezpośredniej konfrontacji. Choć w tym roku grą koszykarską 2017 będzie NBA 2K18, to basket od studia EA Tiburon dobrze rokuje na przyszłość!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler