Graliśmy w For Honor - Ubisoft pozazdrościł War of the Roses (XBOX One)
Ubisoft postawił na szeroki wachlarz możliwości modyfikacji wyglądu naszego protagonisty lub – że się odważę – alter ego. Po rozegranych meczach nie tylko dostajemy wirtualną walutę, ale również „fizyczne” przedmioty lub elementy do wykorzystania dla bohatera. Mowa tu o np. konkretnych malowaniach na zbroję, hełmach, napierśnikach itd. – wszystko, co nadaje unikatowości. Możliwe do wprowadzenia zmiany sięgają tak daleko, że jesteśmy w stanie określić wzorek na naramienniku, na który samodzielnie nakładamy jeszcze wybrany symbol! Oczywiście o określeniu kolorów poszczególnych części nie wspominając. Jednak w tym przypadku możemy zdecydować się na gotowe zestawy trzech barw, a nie kreować właśnie. Oprócz tego deweloperzy przygotowali gotowe kreacje, za które płacimy wspomnianymi nieprawdziwymi pieniędzmi.
Trzeba też uczciwie powiedzieć, że mimo zmiany polityki pokazywania przedpremierowych materiałów wideo z rozgrywką, to For Honor wygląda po prostu bardzo solidnie. Projektanci mogli skupić się na zaprojektowaniu większych detali otoczenia, ponieważ mapy są zamknięte, lecz bez względu na to odczuć można spadki płynności animacji poniżej akceptowalnych 30 klatek na sekundę. Jest to na szczęście rzadka sytuacja, która nawet nie występuje w większych bitwach. A ścieżka dźwiękowa to dość przewidywalne, pompatyczne i utrzymane w klimacie fantastyki kawałki. Najlepiej odsłuchiwać je w głównym menu, ponieważ kiedy wpadniemy w wir walki, naprawdę ciężko skupić się na czymkolwiek innym niż przelewaniu krwi oponentów.
Koniec końców For Honor w obecnej fazie – a więc wczesnej alfy – bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Obawiałem się zbyt mozolnej, ociężałej rozwałki, kierując górą mięsa o wadze 200 kilogramów, a otrzymałem bardzo dynamiczne starcia – co prawda nadal olbrzymów – zręcznych i mobilnych wojowników. Nie myślcie jednak, że teraz deweloperzy zagalopowali się w drugą stronę i np. kierowana postać jest lekka niczym piórko – faktycznie czuć wagę tego wikinga czy samuraja i jest to dobre! Do tego cieszą mnie możliwości własnej kreacji protagonisty, a także stylistyka, która od początku przypadła mi do gustu, ponieważ klimat jest tu niezwykle dobrze wyczuwalny. I mimo iż do premiery zostało blisko pół roku, to nie stwierdziłem żadnych poważniejszych błędów technicznych!
For Honor, choć na etapie wersji alfa, to na razie ubogie demko możliwości modelu walki i próbka klimatu. Pełna wersja będzie - mam nadzieję! - o wiele bogatsza, ciekawsza, no i z kampanią fabularną. Próbka zdała egzamin!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler