Tom Clancy’s Ghost Recon Wildlands - testujemy wersję beta (PS4)
To tylko pojedynczy przypadek, ale podczas kilku godzin zabawy podobne sytuacje zdarzały się często... zbyt często. Wrogowie potrafią się zawieszać i nie reagować, nawet gdy stoimy przy nich i strzelamy; albo duplikować się, co zaobserwowałem w przypadku jegomościa obsługującego wieżyczkę z karabinem maszynowym. Wracając do naszych towarzyszy, tryb singleplayer daje nam menu wydawania poleceń. Podopiecznym możemy nakazać, aby zostali w określonym miejscu, podążali za nami, otworzyli ogień albo przyczaili się w dowolnie wskazanym przez nas punkcie. Bywa to przydatne, ale problem w tym, że sterujemy całym oddziałem na raz i nie mamy możliwości wydawania poleceń jego pojedynczym członkom. Zawęża to nasze możliwości taktyczne, a cały system sprawia wrażenie wepchniętego na szybko, by osoby nieprzepadające za kooperacją też mogły pograć.
Rozgrywka ze znajomymi to zdecydowanie najmocniejsza strona produkcji Ubisoftu. Mimo że daleko tu do ideału, a jakość misji oraz aktywności pozostawia sporo do życzenia, wszystko tak naprawdę zależy od naszej kreatywności. Twórcy dają nam mnóstwo opcji zrealizowania zadań i kilkadziesiąt pojazdów do wykorzystania. Możemy atakować z powietrza, lądu oraz wody. Rekonesans wykonujemy wykorzystując lornetkę albo specjalnego drona. Możliwości gadżetu rozwijamy w osobnym drzewku umiejętności, dodając przykładowo noktowizję lub trwalszą baterię. Oprócz tego ulepszamy zdolności z kategorii obsługi broni i przedmiotów, atrybutów fizycznych, zarządzania drużyną oraz wsparcia rebeliantów. Dokonujemy tego wydając punkty umiejętności zdobyte podczas zadań lub eksploracji. Do wykupienia zdolności wymagane są także inne punkty, pozyskiwane w trakcie zabezpieczania zasobów medycznych i uzbrojenia albo zwiadu. Drzewko nie jest zbyt obszerne, a część ulepszeń ma charakter kosmetyczny. Co ciekawe, już podczas kilku godzin zabawy z betą zdołałem sporą ich część odblokować.
Kiedy podzielimy między sobą obowiązki i zaplanujemy swoje działania, zabawa potrafi sprawić przyjemność, zwłaszcza jeśli zdecydujemy się na ciche podejście. Skradanie daje sporo satysfakcji, a umówione działania budują świetną atmosferę gry w zespole. W czasach, kiedy produkcji oferujących rozbudowane kampanie z trybem współpracy jest jak na lekarstwo, decyzja o stworzeniu takiej gry, jak Wildlands wydaje się zbawieniem dla miłośników tej formy zabawy. Niestety tutaj także dają o sobie znać dziwactwa sztucznej inteligencji. Zdarza się, że snajperzy dostrzegają nas przez osłony, a inni przeciwnicy, po odkryciu pozycji naszego znajomego, nagle znają położenie wszystkich członków drużyny i atakują każdego. Boliwijscy “sicarios” bywają więc albo tępi do bólu albo przesadnie czujni.
Zadania i aktywności, jakie zaserwowali deweloperzy w wersji beta nie wyróżniały się niczym szczególnym. Co więcej, opierały się na rozwiązaniach, do jakich przez lata przyzwyczaiły nas tytuły Ubisoftu. Słynne już punkty obserwacyjne, odsłaniające aktywności na danym obszarze świata zastąpiono osobami, które musimy przesłuchać. Zadania poboczne opierają się na prostych schematach, gdzie pierwszy etap to z reguły odstrzelenie kilku sługusów kartelu, a drugi to przejęcie samolotu, śmigłowca lub samochodu. Czasem musimy też zatrzymać wrogi konwój, bądź wyeliminować przeciwników pilnujących radiostacji, by potem ją uaktywnić. Przy okazji oznaczamy nadajnikami zapasy dla lokalnych rebeliantów albo uwalniamy ich ze specjalnych cel w obozach, powiększając tym samym ich wpływy w regionie. W niektórych lokacjach znajdziemy też skrzynie z bronią i ulepszeniami, lecz, jak na ironię, najeżdżając na ich ikonki na mapie, możemy podejrzeć zawartość. Misje poboczne dość szybko się powtarzają i po krótkim czasie w mojej ekipie padło hasło: "dobra, olewamy, robimy główny wątek".
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler