Hitman - beta test (PS4)
Premiera kolejnej części Hitmana zaplanowana została na dzień 11 marca. Przyznam, że początkowo nieszczególnie byłem nią zainteresowany, nie przemawiał do mnie fakt, iż będzie udostępniana w formie epizodycznej. Przekonałem się jednak po tym, jak zagrałem w wersję beta. Po spędzeniu z nią kilku godzin wydaje mi się, że będzie to solidna produkcja, a już na pewno mocno wzorowana na najlepszych odsłonami serii.
Na potrzeby testów beta deweloperzy oddali w ręce graczy dwa kontrakty, rozgrywające się w swego rodzaju ośrodku treningowym. Nie oznaczało to jednak, że nie było w co grać - co to to nie. Każdą miejscówkę przygotowano bowiem tak, by przypisane do niej zadanie dało się przejść na wiele różnych sposobów. Dostajemy piaskownicę, na której sami decydujemy jaką metodą (a jest ich przynajmniej kilka) pozbywać się przeciwników.
Po włączeniu gry przywitał mnie krótki przerywnik, w ramach którego przenoszony byłem „dwadzieścia lat wcześniej”, cokolwiek by to miało znaczyć. Widziałem w nim, jak Agent 47 wkracza do jakiegoś ośrodka treningowego, a tam poznaje, towarzyszącą mu we wcześniejszych odsłonach Dianę. Po krótkiej konwersacji trafiamy na teren pierwszej misji treningowej, odtworzony w specjalnym budynku. Zasymulowano w nim realne zlecenie naszego hitmana, a celem grającego jest jego realizacja. Potem znowu krótki przerywnik i raz jeszcze wkraczamy do pomieszczenia treningowego, tyle że wypełniając drugą robótkę. Z tego, co ujrzałem nie bardzo jestem w stanie cokolwiek wywróżyć na temat jakości kampanii, ale przyznam, że poczułem się zaintrygowany. Historia zdaje się nawiązywać do wcześniejszych gier i nawet jeśli będzie prosta, budowała interesujący klimat. Trzymam kciuki, aby tak było od początku, do końca.
Wracając do rozgrywki i pierwszej misji – treningowej – musiałem przejść ją w sposób, w jaki wymagał tego samouczek. Dowiedziałem się dzięki temu jak poruszać się Agentem 47, jak wywoływać menu, zmieniać broń itd. Całość jest niebywale prosta w obsłudze oraz intuicyjna. Wystarczyło kilka chwil, aby ogarnąć wszystkie założenia, włącznie z niuansami. Interfejs jest przejrzysty, minimalistyczny i bardzo estetyczny. Można go też modyfikować w menu ustawień, wyłączając np. wyświetlanie mini mapy albo dostęp do tzw. instynktu. Garść opcji pozwala uczynić zabawę jeszcze trudniejszą i bardziej „realistyczną”, jakkolwiek by to miało zabrzmieć.
Po ukończeniu tutorialu gra przeszła w stan swobodnej zabawy, a ja mogłem sprawdzić co jeszcze przygotowali twórcy. Wyobraźcie sobie, że na tej jednej, „malutkiej” mapie treningowej mogłem zlikwidować swój cel na przynajmniej kilka sposobów. Kiedy uczyłem się sterowania, wykorzystałem broń palną – pistolet z tłumikiem – ale wracając do zabawy już po samouczku mogłem także wykonać kontrakt innymi metodami, np. zatłuc cel młotkiem albo podtruć go z wykorzystaniem trutki na szczury, a potem utopić w muszli klozetowej, gdy ten pójdzie wymiotować. Co ciekawe, z samą trutką dało się postąpić na kilka sposobów, np. dolać ją do kieliszka przy pierwszym barze, na głównym pokładzie statku, albo zrobić to samo na pokładzie wyższym. W obu przypadkach trzeba się było jednak spieszyć albo wyczekać na odpowiedni moment. Nie dało się tak po prostu podejść do kielonka i zacząć polewać, najpierw konieczne było założenie odpowiedniego przebrania (tych było kilka) i wyminięcie osób, które byłyby w stanie Agenta 47 rozpoznać.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler