Co najważniejsze i nie każdemu się spodoba, śmierć jest tutaj permanentna. Jeżeli umrzemy w trakcie zabawy, zaczynamy od nowa - tracimy wszystkie bronie i skille, ponownie lądując w celi. Zostaje nam jedynie nieco złota, które zdobyliśmy podczas ostatniej wyprawy, a także inwestycje u handlarza, jakie poczyniliśmy przed zgonem. To sprawia, że nie zaczynamy całkowicie od zera i śmierć nie jest aż tak irytująca. I choć każdy zgon oznacza konieczność powtarzania poziomów, które już przeszliśmy, to dzięki losowemu ich generowaniu, nie odczuwamy prędko monotonii. Jasne, warto jak najdłużej utrzymywać się przy życiu i do tego dążymy, ale ewentualna śmierć nie sprawiała, że miałem ochotę rzucić grę w kąt. Poniekąd dlatego, że - podobnie jak Soulsy - gra nie oszukuje. Jeżeli damy się zabić, to tylko i wyłączenie z naszej winy.

Dead Cells jest grywalne, ma świetny system walki i spore zasoby ekwipunku do zebrania / odblokowania, a jakby tego było mało, bardzo fajnie wygląda. Choć to pikseloza, to przygotowana z kunsztem. Losowo generowane poziomy potrafią zaskakiwać, a twórcy zadbali o odpowiednią kreację - niby jest kolorowo i efektownie, a jednak czuć tu pewien mrok.

W każdym razie, na ten moment gra zapowiada się bardzo interesująco i dla fanów tego typu produkcji jest wręcz pozycją obowiązkową. Już wersja udostępniona w ramach Early Access jest grywalna i całkiem bogata w zawartość, choć, jak zapewniają twórcy, to gdzieś dopiero połowa tego, co finalnie chcą udostępnić. Obecnie grę nabędziemy za niecałe 15 euro i moim zdaniem warto zainwestować już teraz. Ekipa z Motion Twin ma pomysł na swoje dzieło i jestem przekonany, że kolejne etapy będą równie udane co te, przez które miałem okazję się przebijać. Później cena ma pójść w górę.