Indyk na niedzielę - Verdun (PC)
Natura ludzka niejednokrotnie każe nam chwalić się wydanymi pieniędzmi - im więcej coś kosztuje, tym musi być lepsze. Choć doskonale wiemy, iż to nie jest regułą, nie przeszkadza nam to w przepłacaniu za dany produkt. Na kupionej koszulce koniecznie musi znajdować się logo znanego i drogiego producenta, nowy samochód nie może obejść się bez masy zbędnych funkcji, a smartfon powinno chronić etui wykonane z najwyższej jakości skóry. Mimo tej próżności, jest jedna cena, której nikt więcej nie chce płacić. To cena mili.
Jej wartość w dobry sposób uświadamia produkcja BlackMill Games – Verdun, choć nie poprzez sprawne opowiadanie historii. To wieloosobowa strzelanina osadzona w realiach I wojny światowej i mimo iż brak w niej większych wartości, tak w bardzo dobry sposób obrazuje, dlaczego konflikt ten był wyjątkowo krwawy.
Walki podczas wielkiej wojny kojarzą się głównie z okopami i kompletnie gołym, zniszczonym przez liczne wybuchy terenem. Można zapomnieć o chowaniu się w budynkach, używaniu siły pancernej czy też stosowaniu nalotów. Twórcy właśnie na tej, wydawałoby się, niezbyt interesującej podstawie zbudowali cały rdzeń rozgrywki. Celem jest zdobycie wrogich umocnień podzielonych na sektory, ale nie ma mowy o chaotycznym bieganiu z punktu do punktu, jako że całość podzielono na fazy, w których jedna drużyna broni, a druga atakuje i tak na zmianę, kilka razy w ciągu meczu. Co istotne, gra wymusza na uczestnikach takie zachowanie – wyjście poza własny teren podczas obrony równa się dezercji i w efekcie śmierci. Choć brzmi to dosyć standardowo, całość operacji niezmiernie utrudnia arena działań, będąca w większości obszarem pełnym dziur, błota i wody, gdzieniegdzie tylko z pozostałościami drzew. Bieg wprost na czekających w okopach obrońców jest samobójstwem, dlatego jedyną skuteczną metodą jest prześlizgiwanie się od rowu do rowu i ciągłe trzymanie głowy nisko w nadziei, iż nie zostało się dostrzeżonym przez przeciwnika.
Biorąc te czynniki pod uwagę, do sukcesu niezbędna jest ścisła współpraca grających i na to też został położony nacisk. Każda drużyna dzieli się na cztery oddziały o różnych możliwościach - część graczy ma na swoim wyposażeniu granaty, inni dostarczają osłony ogniowej za pomocą karabinu maszynowego, a pozostali mogą wzywać zwiad lotniczy za pomocą lornetki. Niezwykle istotna jest także rola dowódcy, aczkolwiek nie w kwestii oddawania celnych strzałów. Wyposażony tylko w pistolet nie jest najlepszym strzelcem, ale lornetka daje mu możliwość wydawania dokładnych rozkazów, z kolei ostrzał moździerzowy potrafi pozbyć się mocnych punktów wroga i jednocześnie zapewnia osłonę dla własnych ludzi. Oprócz tego pozwala również na respawn towarzyszy oraz roztacza aurę zwiększającą możliwości pobliskich jednostek i umożliwiającą używanie zdolności oddziału.
Ten, podobnie jak i gracz, potrafi zdobywać kolejne poziomy. To kolejny sposób autorów na wymuszenie konieczności współpracy – im częściej gra się ze znajomymi, tym więcej możliwości daje sam oddział. Podstawowymi ulepszeniami są bonusy do statystyk, jak chociażby do celności, przeładowania czy też mocy strzału. Nie licząc tego, wpływ ma także na wygląd żołdaków – wielka wojna znana była także z wielkiego rozwoju techniki i deweloperzy z BlackMill Games chcieli pokazać ten fakt poprzez odblokowywanie coraz to bardziej nowoczesnego umundurowania.
Bonusy nie wydają się być szczególnie pomocne, ale to tylko złudzenie. Verdun brakuje płynności rozgrywki z Call of Duty czy Titanfalla, ale nie jest też symulatorem w rodzaju ARMA-y. Twórcy postawili na coś pomiędzy, przez co trzeba przemyśleć, do którego okopu wbiec, a i brać pod uwagę odrzut czy drżenie rąk. Podczas samej rozgrywki niejednokrotnie trzeba wytężać wzrok w celu znalezienie przeciwnika. Odległości często są znaczne, a uniformy nie pomagają w odróżnieniu czołgających się żołnierzy od błota. Czy ten szary, niewyraźny punkt jest wrogiem? A może to zwykły pieniek czy kamień? Całość najłatwiej porównać do wieloosobowego pojedynku snajperskiego na otwartym polu. I bez optyki.
Choć nie zawsze tak będzie. Obecnie widać iż Verdun jest w fazie bety – błędy nie są rzadkością, mała ilość trybów nie zachęca (zdobywanie okopów oraz każdy na każdego), a i znajdą się tylko cztery mapy, toczące się w miejscach znanych bitew frontu zachodniego. Trudno jednak powiedzieć, by autorzy spoczywali na laurach – kolejne aktualizację są w planach i mają przynieść jeszcze jeden ikoniczny środek mordu wprowadzony w czasie I WŚ – gaz bojowy, którego użyciem mają zająć się specjalne kanadyjskie i niemieckie jednostki. Nie można także zapomnieć o niesławnej strzelbie Winchester Model 1897, czyli tzw. Trench gunie.
Jedno trzeba przyznać chłopakom z BlackMill Games – ich koncept jest świeży. Niewiele gier w ogóle jest umiejscowionych w czasach I wojny światowej, a jeszcze mniej wykorzystuje koncept walki w okopach jako rdzeń rozgrywki. Bitwy są wymagające, współpraca drużyny niezbędna, a i da się poczuć klimat tamtych beznadziejnych starć. Obecnie największym problemem pozostaje brak poradnika dla nowych osób, przez co próg wejścia jest dosyć wysoki, ale zapewne zostanie to naprawione w przyszłości. To interesujący produkt, który, po kilku szlifach, może przerodzić się w naprawdę dobrą, choć niszową, strzelaninę.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler