Zapowiedź gry Saints Row IV (PC)
Obijanie ludzi metrowym, fioletowym dildosem, tłuczenie ich po "klejnotach", bieganie nago po ulicy, oblewanie szambem różnych posesji, jeżdżenie karetą ciągniętą przez facetów ubranych w bardzo, ale to bardzo skąpe, skórzane stroje, porywanie osób dla pieniędzy, branie udziału w telewizyjnym show polegającym na efektownym zabijaniu innych uczestników i wiele, wiele więcej. To rzeczy, które dało się zrobić w Saints Row: The Third. Grze świetnej, przezabawnej, przyjemnej, wciągającej. Czy ktokolwiek mógł oczekiwać, że Saints Row IV będzie jeszcze lepsze? Wszystko bowiem wskazuje na to, że owszem, będzie! Ba, prawdopodobnie zostanie ona najbardziej odjechaną, pokręconą produkcją, jaka kiedykolwiek ujrzała światło dzienne. Powiedzcie sami... gdzie indziej walczymy z kosmitami jako prezydent USA posiadający moce superbohatera? Hm, chyba nic nie słyszę.
"Trójka" była naprawdę śmieszna. Akcje, jakie można było w niej robić, totalna rozwałka, żarty rzucane przez bohaterów, misje - wszystko raczej jako humor dość niskiego poziomu, ale co z tego, jeśli w trakcie gry można było autentycznie się uśmiechnąć? Tymczasem to nic w porównaniu do kontynuacji. Obejrzyjcie sobie jej trailery. Wow. Po prostu wow. Aby dobrze zilustrować sytuację, moja mina przy okazji ich oglądania prezentowała się mniej więcej tak - :D. Autentycznie. Choć premiera ma nastąpić już w przyszłym miesiącu, a dokładniej 20 sierpnia, i tak nie mogę się doczekać. Spełnienie marzeń wszystkich dużych chłopców z lekko "zwichniętym" poczuciem humoru stanie się faktem.
Wszystko zaczyna się od inwazji kosmitów. Święci dowodzą państwem, ich przywódca został prezydentem. Sielankę i ciągłe imprezy przerywają niewyżyte ufoki, które atakują Biały Dom i porywają ludzi. Wszyscy zostają przeniesieni do wirtualnej rzeczywistości, gdzie gang się przegrupowuje i postanawia wygnać obcych z planety. Ogólne założenia rozgrywki pozostają takie same - to sandbox z przymrużeniem oka, który ma po prostu bawić i śmieszyć. Nie znaczy to, iż gra nie będzie stanowić żadnego wyzwania. Owszem, na łatwym poziomie trudności bez problemu zmieciemy wszystkich z powierzchni ziemi bez zadraśnięcia. Jednak kolejne stopnie powinny już zapewnić pewne wyzwanie. Niezbyt duże, ale wystarczające, by się nie nudzić, podobnie jak w The Third.
Umieszczenie rozgrywki w alternatywnej rzeczywistości daje ogromne możliwości. Stąd choćby obdarzenie bohatera mocami, które pozwalają mu latać, biegać z zawrotną prędkością, skakać ponad wieżowce, śmigać po ścianach... że nie wspomnę o możliwościach bitewnych, takich jak zamrażanie, podpalanie wszystkiego w pobliżu, fale uderzeniowe, czy telekineza. Możemy więc kogoś zamrozić, a potem podnieść i trzasnąć o ścianę. Albo wnieść na jakiś wieżowiec i z niego zrzucić, bądź też zwyczajnie biegać i podpalać wszystkich wokół. Bo czemu nie? Nasz prezydent ma chyba wszystkie zdolności, jakie miał jakikolwiek heros w którejkolwiek grze. Przy czym warto zaznaczyć, że wszystkie mają być banalnie proste w użyciu. Do transportu zbędne są pojazdy, wszystko szybciej robi się na piechotę. Skąd pomysł na takie podrasowanie awatara? Cóż, jak mówią twórcy - "We decided that president of US needs super powers". Po prostu. Podkreślają jednak, iż nie będą one głównym motywem gry, a jedynie dodatkiem ją urozmaicającym.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler