Risen 3: Władcy Tytanów (PC)

ObserwujMam (83)Gram (36)Ukończone (42)Kupię (18)

Recenzja gracza - Risen 3: Władcy Tytanów (PC)


sebogothic @ 14:15 01.11.2015
"sebogothic"

Zapowiedź "Risen 3: Władcy Tytanów" mocno mnie zaskoczyła, pojawiła się bowiem nagle, niecałe dwa lata po wydaniu "Mrocznych wód", zaś sama premiera miała się odbyć za niespełna pół roku. Z jednej strony cieszyłem się, że wreszcie poznałem tytuł kolejnej produkcji Piranha Bytes, z drugiej żywiłem obawy odnośnie jakości samej gry. Nieco ponad dwa lata to dość mało jak na tak niewielkie studio, więc zastanawiałem się na ile prawdziwy jest ten szumnie zapowiadany "powrót do korzeni".



Nie zrozumcie mnie źle, "dwójka" mi się spodobała, mimo, iż zarzucono pewne rozwiązania i nieco przemodelowano mechanikę. Uznałem to jednak za jednorazowy wybryk, który potrzebny był zarówno fanom, jak i samym twórcom. Taki powiew świeżej, morskiej bryzy, w tym nieco zatęchłym gotyckim pomieszczeniu, który da siły i chęć by tworzyć kolejne gry. Liczyłem na to, iż po Risen 2 Piranie powrócą na łono serii Gothic, w końcu znów mogli skorzystać z pełni praw do tej marki. Wyobrażałem sobie, że twórcy w pocie czoła pracują nad nowym silnikiem dostosowanym pod next-genowe konsole. Stąd moje zaskoczenie i lekkie rozczarowanie zapowiedzią "trójki". Od razu stało się faktem, że zbyt wielkich zmian w stosunku do poprzednika nie będzie, dlatego miałem mieszane uczucia. Czy słusznie? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji.

Władcy Tytanów zaczynają się dość mocnym akcentem - bitwą morską, która na szczęście okazuje się jedynie złym koszmarem. Wcielamy się ponownie w bezimiennego bohatera, o ile można go tak nazwać, ponieważ wiemy, iż jest bratem Patty i synem Stalowobrodego. Skoro twórcy wybrali postać o znanym pochodzeniu to dlaczego nie wyposażyli jej w imię? O poprzednich Bezimiennych nie wiedzieliśmy praktycznie nic, więc i brak imienia był uzasadniony. Tutaj już nie bardzo... Trudno żeby Patty nie znała imienia brata, prawda? Ach, Patty... To, że wcielamy się w jej brata z miejsca wyklucza najlepsze cycki i tyłek w grze, więc trzeba obejść się smakiem. Ale do rzeczy... Nasz bohater budzi się na statku u wybrzeży malowniczej Wyspy Krabów, gdzie znajduje się zasobna w skarby świątynka, chętna i czekająca tylko na to by ją spenetrować. Niestety, dla naszego protagonisty, znajdujemy w niej tylko zgubę. Miast na wielką górę złota natykamy się na tajemniczy portal z którego wychodzi Władca Cieni zabierając Bezimiennemu duszę. Szybko okazuje się, że ten wstęp stanowił jedynie samouczek, niektórzy bowiem mogli być nieco skonfundowani faktem, iż grę zaczynamy dość rozwiniętym herosem sprawnie wyżynającym potwory. No, ale to niedopatrzenie szybko zostało "naprawione" i zaczynamy od totalnego zera, czyli tego co gothicowi wyjadacze lubią najbardziej. Fabuła, podzielona na cztery rozdziały, jest wielowątkowa i dobrze opowiedziana, choć nie odczuwałem większych emocji przy zwrotach akcji, bo nie zżyłem się ani z tym uniwersum, ani z postaciami tak jak z ich gotyckimi odpowiednikami. Już od początku mamy dość dużą swobodę, jeśli chodzi o eksplorację świata, możemy zawitać praktycznie wszędzie, lecz jest kilka nadrzędnych celów popychających główny wątek. Na początku jest to naturalnie przyłączenie się do któregoś stronnictwa. Tych jest kilka, jednakże przyłączyć możemy się do trzech z nich: Strażników, którzy stanowią zbrojne ramię magów z wyspy Taranis; Łowców Demonów - starożytnego bractwa trudniącego się walką z plugastwami wszelakimi z siedzibą na Caladorze pod przewodnictwem druida Eldrica znanego z pierwszego Risena oraz Tubylców, których spotkać można na wyspie Kila. Jak przyzwyczaiły nas gry Piranha Bytes także i tutaj każda frakcja ma własne plany i cele. Wyłącznie od nas zależy do kogo się przyłączymy, a wybór determinuje to jakim rodzajem magii będziemy się posługiwać. Postaci, które spotkamy na swej drodze mają własną historię do opowiedzenia i choć większość nie zapada w pamięć to jednak jest kilka ciekawych indywiduów jak chociażby wspomniana wcześniej Patty, która bywa zadziorna, znani z drugiej części Kostuch oraz Jaffar (zresztą wszystkie gnomy są świetne i już w drugiej części lubiłem z nimi rozmawiać) czy Mendoza i Eldric z "jedynki". Mamy nawet okazję spotkać bohatera poprzednich odsłon, przyznam, że jest to dość osobliwe uczucie rozmawiać z kimś w kogo się niegdyś wcielało.

Jak wcześniej napisałem, świat staje przed nami otworem niemal od samego początku i to tylko od nas zależy dokąd popłyniemy. Poszczególne wyspy są różnorodne, oprócz tropików odwiedzimy bardziej umiarkowane i mroczne regiony, przywodzące na myśl serię Gothic. Świat zachwyca, stworzony bowiem został z niezwykłą pieczołowitością. Może gra nie szokuje najnowszymi bajerami graficznymi, ale i tak nie sposób odmówić jej uroku. Wielokrotnie zatrzymywałem się i podziwiałem widoczki, nie mogąc się powstrzymać by co chwila nie robić sreenshootów. Po ukończeniu gry zobaczyłem ile mi się ich nazbierało w steamowej bibliotece i było ich ponad 200. Do tego należy dodać talent ludzi z Piranha Bytes do zagospodarowania przestrzeni oraz tworzenia urzekających lanszaftów by przekonać się, że to nie silnik decyduje o wyglądzie gry, a ten kto nim włada. Podniebna wioska tubylców na Kila, zielone ognie płonące na mrocznym Caladorze, wiry burzowe widoczne na niebie nad Taranis, rajskie Wybrzeże Krabów - to wszystko wygląda wprost przepięknie. Wielka szkoda, że ponownie zabrakło miast i wiosek z prawdziwego zdarzenia. Twórcy muszą w końcu zrozumieć co uczyniło ich gry wyjątkowymi, a są to m.in. żywe, wiarygodne światy, które wciągają nas na drugą stronę ekranu. W dwóch pierwszych Gothicach wszystko było logicznie uzasadnione, tło fabularne było dobrze nakreślone i nadawało głębi światu. W trzecim Risenie nie bardzo to widać, siedziby poszczególnych frakcji są niewielkie i nie za wiele w nich życia. Brakuje jakiejś wewnętrznej spójności, a wystarczy sobie przypomnieć obozy z Gothica czy Khornis z Gothic II tętniące wręcz życiem! Większość NPCów je zasiedlających była zwykłymi szaraczkami, z którymi jednak można było porozmawiać na kilka podstawowych kwestii. W serii Risen te proporcje są zgoła odmienne - świat zasiedlają niemal wyłącznie postacie, które są powiązane z jakimś zadaniem, są handlarzami czy nauczycielami, a w "trójce" sporo postaci pełni te wszystkie funkcje naraz. Plusem trzeciej części są bardziej otwarte względem "dwójki" przestrzenie. Eksploracja, tak samo jak we wcześniejszych produkcjach Niemców, sprawia mnóstwo frajdy, bo zaglądanie w każdy kąt jest odpowiednio nagradzane. I wreszcie, po raz pierwszy w serii, mamy okazję popływać co w kilku sytuacjach jest niezbędne.

Rozwój postaci jest praktycznie taki sam jak ten, który widzieliśmy w drugiej części. Nadal brak poziomów doświadczenia, za wszelkie poczynania otrzymujemy punkty chwały za które to możemy rozwinąć poszczególne atrybuty. Odpowiednio rozwinięty atrybut jest zaś potrzebny by wyuczyć się określonej umiejętności, oczywiście, jeśli znajdziemy odpowiedniego nauczyciela i będziemy mieli porządnie wypchaną kieszeń, bo nauka w Risenach zawsze sporo kosztuje. Osobiście wolę to rozwiązanie z Gothiców, gdzie postaci uczyły nas za darmo bądź jednorazową opłatą, jakoś tamto rozwiązanie wydaje mi się bardziej klimatyczne. Z pewnością twórcom chodziło o to by było na co wydawać pieniądze, w końcu po coś zdobywamy te wszystkie skarby. I poniekąd to się udało, bo przeważnie nie śmierdzimy groszem. Naturalnie, w samych atrybutach i umiejętnościach zaszło kilka zmian. Poza nowymi zdolnościami związanymi z magią czy walką, mamy chociażby wizję astralną, znaną z innych gier jako instynkt podświetlający warte uwagi obiekty bądź przeciwników. To kompletnie zbędna rzecz, ale twórcy najwyraźniej idą za trendami, które każą podświetlać wszystko żeby czasami biedny gracz się nie pogubił. Sam z tego zrezygnowałem. Po co mam używać czegoś bez czego potrafiłem się obejść w poprzednich grach studia? Podobnie ma się sprawa z tutejszym systemem moralności. Zdobywamy dodatnie i ujemne punkty Duszy, ale nie widać by miało to jakieś głębsze przełożenie na rozgrywkę poza tym, iż dana postać może odejść z załogi, gdy będziemy zanadto źli lub zbyt wielkoduszni.

Walka jest nieco ulepszona i sprawia większą frajdę względem poprzedniej części, choć nadal bywa frustrująca, szczególnie na początku i momentach, gdy przeciwnik spamuje nas ciosami nie pozwalając nam na wyprowadzenie skutecznego ataku. W takich sytuacjach jedynym ratunkiem jest unik, system walki zyskuje pazur gdy nieco się podszkolimy i dołączymy do frakcji. Magia urozmaica starcia, a najlepsze jest to, że wybór stronnictwa wcale nie przekreśla korzystania z innych rodzajów magii, ponieważ w świecie gry możemy znaleźć jednorazowe zwoje, laleczki voodoo i runy. Trzeba przyznać, że starcia za pomocą magii są widowiskowe i wreszcie magia nie jest traktowana tylko jako dodatek do broni białej i możemy korzystać z niej cały czas, bo nie ma tutaj many. Niektóre zaklęcia możemy łączyć w proste combosy albo korzystać z nich na dystans. Potężniejsze czary jak deszcz ognia możemy użyć raz na jakiś czas i trzeba trochę odczekać by znowu z nich skorzystać. Z innych nowinek mamy kusze jako broń podręczną, jest oczywiście broń palna w postaci pistoletów, obrzynów, strzelb i muszkietów, choć osobiście rzadko z niej korzystałem, bo jest zbyt silna. Podczas starć naturalnie wspomaga nas towarzysz z załogi, którą gromadzimy podczas gry. Nieraz i nie dwa uratuje nam tyłek, szczególnie na początku. A mierzyć się jest z kim, bo potworów i innych przeciwników jest całkiem sporo od znanych z Gothiców ścierwojadów, smocze zębacze poprzez pająki, szczury, wielkie kraby, szkielety a kończąc na golemach, cieniach i lewiatanach. Tutaj też dochodzimy do zgrzytu, bowiem dostęp do niemal całego obszaru sprawia, iż przez całą rozgrywkę napotykamy tych samych przeciwników, a i ci potężniejsi nie stanowią aż tak wielkiego wyzwania jak mogliby. Nieraz po pokonaniu przeciwnika pojawiają się efektowne i brutalne animacje wykończeń, szkoda, że jest ich mało, bo szybko się nudzą.
 
Poza walką, eksploracją, zgłębianiem się w fabułę mamy także inne atrakcje, jak znane z poprzednich części szukanie ukrytych skarbów i kolekcjonowanie legendarnych przedmiotów, pijatyki, doszły także nowe, jak chociażby fajnie wykonane rzucanie nożami oraz nieco mniej fajne, bo oparte na QTE siłowanie się na rękę. Na pewnych etapach fabuły będziemy mogli się także stanąć za sterami okrętu i zmierzyć z potworem morskim, bądź wziąć udział w abordażu. Stanowi to miłe urozmaicenie i może nie jest to wykonanie na miarę Assassin's Creed III, to jednak nie jest jakoś tragicznie. Osobiście żałuję, że świata nie można przemierzać na pokładzie statku, rozgrywka z pewnością zyskałaby smaczku. Oprócz powyższych atrakcji, możemy się poświęcić wytwórstwu wszelakiego typu: kowalstwu, rusznikarstwu, alchemii, bimbrownictwu, tworzeniu czarów czy talizmanów. Nauka craftingu jest dość kosztowna, ale dzięki niej można stworzyć ciekawe i pożyteczne przedmioty. By to zrobić, naturalnie potrzebujemy schematu, odpowiednich składników oraz odpowiedniego obiektu na którym daną rzecz wytworzymy. We Władcach Tytanów aż roi się od rozmaitych nawiązań do Gothiców: począwszy od takich małych smaczków (które mogą zakrawać o doszukiwanie się nawiązań na siłę) jak to, że główny bohater leży pod stertą kamieni przez trzy tygodnie (prawie tak jak gothicowy Bezimienny na początku Gothica II), poprzez gościa o imieniu Kyle krzyczącego na nas za przechodzenie przez jego kwaterę, a kończąc na kolesiu czepiającym się do nas jak rzep psiego ogona. Polscy tłumacze nieco zepsuli ten ostatni easter egg, bo angielskie Mud przetłumaczono jako Błotniak zamiast Wrzód.

Muzyka stanowiąca jeden z głównych atutów gier niemieckiego dewelopera, podobnie, jak i w drugiej części, odeszła na dalszy plan. O ile główny motyw jest chwytliwy i wpada w ucho, tak reszta soundtracku jakoś nie zapada w pamięć. Widać, że brak Kaia Rosenkranza doskwiera Piraniom. Zabrakło polskiego dubbingu, który w grach Piranha Bytes zawsze dodaje smaczku i klimatu. Angielskie głosy są w porządku, nie ma co narzekać, ale jednak lepiej mieć wybór. Główny bohater o wyglądzie łudząco podobnym do Christiana Bale'a i głosie mającym zadatki na Batmana wydaje się trochę zbyt przemądrzały, nieomieszkujący rzucić "fuckiem" albo innym wulgaryzmem przy każdej możliwej okazji, sprawia wrażenie na siłę próbującego być charyzmatycznym. W Risen pewną rekompensatą za brak polskiego dubbingu był udział gwiazd: Andy'ego Serkisa, Johna Rhys-Daviesa oraz Leny Headey, niestety "trójka" takiej gwiazdorskiej obsady nie posiada.

Risen 3 jest bardzo dobrą grą i wciągnie każdego fana questowania. Można by go nazwać Risenem 2,5, choć byłoby to nieco krzywdzące, bowiem Władcy Tytanów rozwijają oraz ulepszają wszystko co znamy z poprzedniej części. Nie ma chyba elementu, który w Risen 2: Mroczne wody wykonany jest lepiej niż w "trójce". No, może poza tym, że druga część jako jedyna z serii posiada polski dubbing. Jeśli komuś podobały się wcześniejsze dokonania Piranha Bytes to nie ma się co zastanawiać, bo z Risenem 3 spędzi masę czasu, którego nie uzna za zmarnowany. Sam spędziłem w grze nieco ponad 60 godzin wyciskając z niej ostatnie soki. Może czasem wkradało się znużenie i musiałem zrobić sobie kilka dni przerwy, może zadania są zbytnio rozdrobnione, może nie ma takiej motywacji do ponownego przejścia jak w Gothicach, może zakończenie jest totalnie niesatysfakcjonujące, lecz nie zmienia to faktu, iż trzeci Risen świetną grą jest! Czy można zatem nazwać go powrotem do korzeni? Myślę, że tak, bo powracają frakcje, interakcja z otoczeniem, klasyczna magia oraz tereny utrzymane w bardziej gotyckich klimatach. Jestem ogromnie ciekaw Elex - kolejnej produkcji twórców z Zagłębia Ruhry. Zarys fabularny wygląda intrygująco, ale w samej rozgrywce raczej nie ma co oczekiwać zbyt wielu drastycznych zmian. To po prostu będzie kolejny action RPG w stylu Piranha Bytes. Na uwagę fanów powinien zwrócić też projekt Michaela Hoge'a, który nie pracował przy Risen 3 by wraz z weteranami studia zająć się pracami nad Spacetime. Życzyłbym sobie i innym, by oba tytuły okazały się udane oraz wyznaczały nową jakość w grach spod szyldu Piranha Bytes.

PS. Recenzję umieściłem na Filmwebie gdzieś pod koniec lipca ale nadal nie została opublikowana (sic!).

oceny graczy
Świetna Grafika:
Technologicznie nie jest nowa jakość ale Piranie potrafią wyczarować coś z niczego i naprawdę przyjemnie zwiedza się świat. Widoczki potrafią urzec, a świat pomimo niezbyt wielkich rozmiarów jest ciekawie zaprojektowany.
Dobry Dźwięk:
Jeśli chodzi o OST to w ucho z pewnością wpada motyw główny, ale reszta też jest ok. Angielskie głosy są w porządku, szkoda, że zabrakło polskiego dubbingu, który w grach PB zawsze robi klimat.
Świetna Grywalność:
Jeśli ktoś lubi gry w stylu Piranha Bytes to "Władcy Tytanów" wciągną go na kilkadziesiąt godzin. Naturalnie trzeba przywyknąć do, jak zwykle, trudnych początków, ale już później jest nawet zbyt łatwo i to na najwyższym poziomie trudności.
Werdykt - Świetna gra!
Screeny z Risen 3: Władcy Tytanów (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?