Zatem skąd ten dość radykalny wniosek, który sformułowałem dwa akapity wyżej? Że brak tożsamości, że wszystko jest rozmyte? Ano stąd, że choć studio Compulsion Games może i zdecydowało się na dużo bardziej wyrazisty scenariusz (koniec końców zapowiedzieli przecież też trzech grywalnych bohaterów!) oraz zawęziło nieco gameplay, to jednocześnie zostawiło wszystko poprzednie w identycznej formule, przez co nie do końca wiadomo, po co niektóre elementy właściwie są!
Niby możemy tworzyć wszystkie te niezbędne przedmioty dotyczące np. regeneracji zdrowia, ale przeciwnicy nie stanowią praktycznie wyzwania, bo przyspieszono rozgrywkę i postawiono na przygodowość oraz akcję! Niby są efekty zatrucia, konieczność snu, picia czy spożywania posiłków, ale one z kolei nie mają kompletnie żadnego przełożenia na faktyczny gameplay! Wszechogarniające listy oraz „narracja przez otoczenie” teraz praktycznie nie spełniają żadnej roli, kiedy historia jest wykładana prosto na tacy przez wspomnienia głównego bohatera i nadmienione wyżej cut-scenki! I tak dalej, i tak dalej.
Jedyne co w moim odczuciu działa zgodnie ze swoim przeznaczeniem to skradanie. W We Happy Few sporo musimy się ukrywać, częstokroć z uwagi na zły strój w danym miejscu. Wyglądając jak byśmy wyszli prosto z urzędu do prostego ludu biedaków będziemy nieakceptowani, zaś latając w łachmanach po zadbanych uliczkach wśród nowobogackich zostaniemy po prostu zatrzymani przez policję.
Na pochwałę zdecydowanie zasługuje oprawa wizualna, to nie ulega wątpliwości. W szczególności lokacje – o czym zresztą wspomniałem – w których mieszkają biurokraci i wyższa kasta nadal łykająca „tabletki szczęścia”. Miejscówki są kolorowe, dominują w nich feerie barw oraz wielokolorowych świateł, a także przepych sensu stricto, z uwagi na bogactwo mieszkańców.
Za tym jednak idzie dosyć spora wada – fatalny stan techniczny! We Happy Few momentami działa w 10 klatkach na sekundę (stan z konsoli Xbox One), a równie częste, co spadki płynności, są pojawiające się przed naszą twarzą detale tekstur. Niestety, niewiele wskazuje na to, by było lepiej – tytuł blisko rok spędził we wczesnym dostępie, a mam wrażenie, że działa tak samo lub podobnie.
W ostatecznym rozrachunku, niestety mówię to z ogromnym żalem, We Happy Few wyszło jak trochę pomieszanie z poplątaniem. Tytuł ratuje klimat i oprawa graficzna, bo to niewątpliwie one skuszą/skusiły obecnych posiadaczy gry, lecz zawirowania w procesie produkcyjnym i próba przekształcenia survivalu w przygodową grę akcji nie zadziałały zbyt dobrze. A szkoda, bo potencjał był całkiem spory.
Świetna |
Grafika: Tytuł może poszczycić się świetnymi projektami lokacji - szczególnie dla tych bogatych miasteczek czy też dzielnic, gdzie dominuje przepych, ilość kolorów oraz klimat. |
Przeciętny |
Dźwięk: Bardzo przeciętny z niespecjalnie wyróżniającym się jednym głównym motywem. |
Przeciętna |
Grywalność: Deweloperzy nie wiedzieli, jaki gatunek i kierunek chcieli obrać, przez co wyszło dość przeciętnie. |
Przeciętne |
Pomysł i założenia: Idea duchowego wskrzeszenia nieodżałowanego BioShocka zawsze jest w cenie. Gdyby tylko w parze z pomysłem szła jakość. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Przeszukać możemy dosłownie wszystko w naszym otoczeniu, przenieść, wyrzucić etc. |
Słowo na koniec: We Happy Few mogło być naprawdę bardzo solidną pozycją w wakacyjnym planie wydawniczym. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler