Studio Remedy znane jest z tego, że stawia w swoich grach na narrację. Nie inaczej jest oczywiście w przypadku ich najnowszego przedsięwzięcia, zatytułowanego Quantum Break. Już pierwsze chwile w ciele Jacka Joyce’a pokazują, że szykuje się niezła jazda, ale jednocześnie, że wypada się spodziewać wciągającego, ambitnego scenariusza. A jak wyglądają sprawy w późniejszych etapach? Czy wstępne, świetne wrażenie, pozostaje? Sprawdźmy.
Głównym bohaterem Quantum Break jest wspomniany Jack Joyce. Przynajmniej tak właśnie jest na początku. Później sprawy się nieco komplikują, albowiem na scenę wkracza antagonista, Paul Serene, którym także mamy okazję zagrać. Fabuła kręci się dookoła zepsutego czasu. Brak Jacka, niejaki William – czarna owca rodziny, dawno temu rozpoczął prace nad jakimś tajemniczym projektem. Wszyscy myśleli, że te się nie powiodły, ale rzeczywistość była zgoła odmienna. William opracował bowiem maszynę, z pomocą której można się przenosić w czasie. Sprawy się niestety mocno skomplikowały, a w rezultacie zagrożone jest kontinuum czasoprzestrzenne. Wszystko się po prostu sypie. Największym zagrożeniem jest tzw. stutter (zająknięcia?) – efekt powodujący, że czas staje, a wraz z nim wszyscy i wszystko dookoła.
Jacka poznajemy kiedy przybywa na teren uniwersytetu w mieście Riverport, aby spotkać się ze swoim dawnym znajomym, Paulem Serene. Na miejscu dochodzi do komplikacji, a w rezultacie protagonista zmuszony jest do ucieczki. Od tej pory ma dwa cele: osobisty i bardziej osobisty. Oba musimy rozwiązać zanim skończy się czas. Tak to mniej więcej – wstępnie – wygląda. Na tle wielu innych gier, fabuła Quantum Break wypada naprawdę wyśmienicie. Podczas gdy takie Far Cry Primal da się opisać jednym zdaniem (Takkar walczyć, Takkar zdobyć ziemia), tak tutaj nie ma opcji, aby to zrobić. Są momenty, kiedy stawałem, dając wytchnąć padowi, i zastanawiałem się nad tym o co dokładnie biega i czy w rzeczywistości mogłoby dojść do czegoś podobnego. Nie chciałbym jednak nic zdradzać. Wiedzcie jedynie, że scenariusz został przygotowany wyśmienicie.
Uzupełnieniem opowieści są odcinki specjalnego serialu, którego kolejne epizody oglądamy po każdym ukończonym akcie gry. Co ciekawe, w trakcie przechodzenia owego aktu natrafiamy na tzw. zmarszczki (fale?) kwantowe, które wpływają na to, co dzieje się w serialu. Ponadto sam serial jest dopasowany do tego, jaką decyzję podejmie gracz kończąc dany akt. Możemy zdecydować np. czy chcemy pójść drogą pełną krwi, czy może okazać łaskę. Niezależnie od wyboru, istnieć będą konsekwencje. Czasem natychmiastowe, czasem dalekosiężne. Wybory też bardzo przyjemnie różnicują zabawę – szczególnie ze względu na to, że dokonujemy ich jako Paule Serene – antagonista.
Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, także i tutaj studio Remedy pokazało klasę. Deweloper ma doświadczenie w tworzeniu strzelanek trzecioosobowych i ową ekspertyzę udało się wykorzystać podczas projektowania Quantum Break. Gra jest strzelanką TPP, w której przemieszczamy się pomiędzy lokacjami, ubijając kolejne zastępy przeciwników i korzystając z prostego systemu zasłon (ciekawie zrobionego, bo bohater sam kuca i ustawia się przy ścianach). Pomiędzy sekwencjami strzelanymi znajdują się eksploracyjne, kiedy mamy chwilę na to, aby przeglądnąć otoczenie.
Warto robić to z kliku względów. Po pierwsze, każdy akt to sporo różnej maści informacji dodatkowych, porozrzucanych po elementach wystroju. Mamy więc komputery, zawierające maile od pracowników korporacji Monarch (firmy założonej przez Paula Serene); radia, w których lecą audycje dotyczące aktualnych wydarzeń; telewizory, w których także możemy podglądnąć co dzieje się w okolicy; dyktafony naukowców itd. Wszystkie dają jeszcze bardziej klarowny obraz tego, co się wydarzyło i przeglądałem je z ciekawością.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler