bigboy177 @ 25.08.2015, 16:53
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!
Marcin "bigboy177" Trela
Gears of War: Ultimate Edition to podrasowana wersja pierwszej odsłony słynnej sagi, opracowanej przez studio Epic Games, a odświeżonej przez wewnętrzną ekipę Microsoftu, niejakie The Coalition. Jako że deweloper nie chciał zmieniać ducha oryginału, rewolucji nie wypada się spodziewać, słowo remaster jednak zobowiązuje.
Gears of War: Ultimate Edition to podrasowana wersja pierwszej odsłony słynnej sagi, opracowanej przez studio Epic Games, a odświeżonej przez wewnętrzną ekipę Microsoftu, niejakie The Coalition. Jako że deweloper nie chciał zmieniać ducha oryginału, rewolucji nie wypada się spodziewać, słowo remaster jednak zobowiązuje. Sprawdźmy czy uda się znaleźć jego usprawiedliwienie.
Pierwsze Gears of War, wydane w 2006 roku, to, w mojej opinii, najbardziej klimatyczna odsłona trylogii (nie wliczam tutaj Judgementu, bo to spin-off). Twórcy chcieli zarysować w niej problemy, jakie dotknęły drużynę czterech żołnierzy, ukazać ich starania w drodze do zwycięstwa. Dlatego mamy wiele mrocznych korytarzy, mnóstwo krwawych scen oraz bezustannie atakującą szarańczę – głównego antagonistę gry. W ogóle, walka z szarańczą jest podstawą kampanii. Pojedynki się nie kończą, a bandytów nigdy nie brakuje. Mnie osobiście to nie przeszkadzało, ale osoby, które nie grały w pierwowzór i nie czują do niego sentymentu mogą poczuć tutaj pewną monotonię. Rozgrywka ma już bowiem 9 lat i nieco odstaje od dzisiejszych standardów. Dwójka i trójka były bardziej dynamiczne, ale mimo to jedynka najmocniej utkwiła mi w głowie i chyba dopiero Gears 4 będzie w stanie ją przebić.
Wracając do remastera, czyli Gears of War: Ultimate Edition, najbardziej w oczy rzucają się dwie sprawy: podrasowana oprawa wizualna oraz nagrane zupełnie od nowa scenki przerywnikowe. Pod tym względem trzeba przyznać, że nie wypada mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Twórcom udało się podkręcić zarówno rozdzielczość (do 1080p), jak i jakość tekstur oraz modeli postaci. Niestety liczbę klatek podkręcono do 60-ciu tylko w multiplayerze, w singlu płynność zmienia się od 30-60 ramek, w zależności od sytuacji. Wszystko jest też odrobinę bardziej kolorowe, a ponadto znikły dziwne jasne krawędzi, pojawiające się na wszystkich animowanych elementach wystroju. Jest dużo lepiej, a dopełnieniem oprawy są, wspomniane wcześniej, całkowicie zremasterowane scenki przerywnikowe. Twórcy poświęcili im mnóstwo czasu, dzięki czemu fabuła jest spójniejsza, a oglądanie filmików jest nagrodą samą w sobie. Gears of War: Ultimate Edition można przejść tylko po to, aby zobaczyć jak prezentują się nowe przerywniki.
Oczywiście nie oznacza to, że gra stała się z jakiegoś powodu niegrywalna i tylko te przerywniki trzymały mnie przy ekranie. Co to to nie! Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Potyczki nadal są dynamiczne, brutalne i efektowne, co sprawia, że znowu wsiąkłem w nie, niczym woda w gąbkę. Szczególnie mocno polecam dodatkowe pięć poziomów, które do tej pory niedostępne były w wydaniu dla Xboksa 360, a zagrać w nie mogli jedynie posiadacze blaszaków. Levele opracowało polskie People Can Fly i są naprawdę świetnym uzupełnieniem, tudzież rozszerzeniem tego, co przygotowało Epic Games. Zabawa od początku do końca jest przednia. Nawet odrobinę bardziej emocjonująca niż wcześniej, poprawiono bowiem lekko sterowanie oraz poziomy trudności, co pozytywnie odbiło się na zabawie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler