Wolfenstein: The Old Blood (XBOX One)

ObserwujMam (6)Gram (1)Ukończone (4)Kupię (2)

Wolfenstein: The Old Blood (XBOX One) - recenzja gry


@ 12.05.2015, 01:30
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Nikt nie spodziewał się, że ktokolwiek miałby na tyle odwagi, by prawie rok po premierze podstawowej wersji gry wypuszczać doń bogaty dodatek, który doczekałby się wydania pudełkowego. A jednak – stało się! Za tę sztukę wzięło się studio Machine Games – twórcy jednego z największych ubiegłorocznego zaskoczeń, a więc Wolfenstein: The New Order! To właśnie na kanwie, jeśli mogę tak powiedzieć, wspomnianego Wolfa powstało The Old Blood – samodzielne rozszerzenie.

Nikt nie spodziewał się, że ktokolwiek miałby na tyle odwagi, by prawie rok po premierze podstawowej wersji gry wypuszczać doń bogaty dodatek, który doczekałby się wydania pudełkowego. A jednak – stało się! Za tę sztukę wzięło się studio Machine Games – twórcy jednego z największych ubiegłorocznego zaskoczeń, a więc Wolfenstein: The New Order!



To właśnie na kanwie, jeśli mogę tak powiedzieć, wspomnianego Wolfa powstało The Old Blood – samodzielne rozszerzenie. Tytuł zadebiutował wpierw w cyfrowej dystrybucji, by po dwóch tygodniach zostać wydanym w nie mniej „old blood” formie – klasycznym pudełku. Sytuacja, można powiedzieć, bezprecedensowa. Ale czy warta zachodu?

Moim skromnym zdaniem owszem, warta! Dodatek, podobnie jak podstawka, to kawał solidnej strzelaniny. Jeśli podobało się Wam odświeżenie marki Wolfenstein przez Machine Games, to opisywana produkcja również przypadnie Wam do gustu. Pod względem mechaniki oraz wszystkich pozostałych „ficzerów”, The Old Blood jest kropka w kropkę podobne do swojego starszego brata, co przemawia na korzyść tego tytułu.

Fabuła znów pozwala nam wcielić się w postać rosłego, amerykańskiego agenta – Williama Blazkowicza. Tym razem jednak cofamy się do roku 1946, kiedy to nazistowskie Niemcy są o krok od wygrania II Wojny Światowej. Jedynym ratunkiem dla wolnego świata jest właśnie B.J. W pierwszej części kampanii składającej się łącznie z ośmiu rozdziałów (po cztery na każdy z dwóch aktów), a nazwanej „Rudi Jäger i legowisko wilków”, dostajemy rozkaz wykradnięcia teczki zawierającej współrzędne z lokalizacją ośrodka generała Trupiej Główki.

Zgodnie z tytułem, podczas tej minikampanii zmierzymy się z naczelnikiem więzienia – Rudim Jägerem. To on jest szwarccharakterem pierwszej połówki gry, zaś jej akcja przez niemal 80 procent czasu rozgrywa się w zamku Wolfenstein. Te etapy różnią się nieco od tych późniejszych, ponieważ więcej jest tutaj skradania się i zachodzenia przeciwników od tyłu.

Wolfenstein: The Old Blood (XBOX One)

Z kolei w „Mrocznych sekretach Helgi von Schabbs” zostajemy wrzuceni w sam środek tętniącej akcji. Aby nie zdradzać zbyt dużo scenariusza powiem tylko, że ponownie ścieramy się z nazistami… ale w formie zombie. Tutaj korzystanie z dwóch egzemplarzy tej samej giwery przydaje się tak, jak nigdy wcześniej, albowiem przeciwnicy dosłownie spadają z nieba. I występują w prawdziwych hordach! W II akcie zmienia się także scenografia, ponieważ trafiamy do miasta Wulfburg, co stanowi nie lada odmianę od surowych i niezwykle zimnych ścian zamku.

The Old Blood tym różni się od The New Order, że zdecydowanie mocniej stawia na akcję, zwykłe staroszkolne strzelanie i soczysty gameplay. Nie uświadczysz wstawek filmowych znanych z podstawowej wersji gry, ani w ogóle widoku postury Blazkowicza – wszystko, co dzieje się w dodatku, oglądane jest z oczu bohatera. Niewiele jest też dialogów i relacji agenta z innymi osobami. Odniosłem wrażenie, że deweloperzy tym samym chcieli bardzo mocno podkreślić rodowód, z którego wywodzi się cały cykl. Jeśli tak, to udało im się to w stu procentach!


Screeny z Wolfenstein: The Old Blood (XBOX One)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosThorus01   @   14:32, 12.05.2015
Bardzo dobra gra, szkoda tylko że nie poszli bardziej w ślady oryginalnego RTCW