Premiera Grand Theft Auto Online przypominała dziki i niekontrolowany tłum, który po otwarciu nowego sklepu z impetem wdziera się do środka, wyrzuca towar z półek i dokonuje wielu innych szkód. Gdy 1 października uruchomiono serwery, swobodna eksploracja Los Santos i Hrabstwa Blaine, wraz z innymi graczami, była mocno utrudniona, a w niektórych przypadkach wręcz niemożliwa. Wyrzucanie z serwerów, nieskończenie długie ekrany ładowania, znikające stany zapisu gry i samochody, a także „zawiasy” po pierwszej misji treningowej zostawiły więc swoje piętno. GTA V zamieniło się w tykającą bombę. Emocje już jednak opadły, a choroby wieku dziecięcego w większości zostały wyeliminowane - pora więc na spokojną analizę i podsumowanie rozgrywki z perspektywy gracza, który w świecie GTA Online spędził kilkadziesiąt godzin.
Więcej filmów z Grand Theft Auto V
Tryb sieciowy Grand Theft Auto V od początku był zapowiadany jako coś naprawdę dużego, na kształt oddzielnej i ewoluującej jednostki, która pochłonie z życia szarego zjadacza chleba wiele dni. I rzeczywiście tak jest - GTA Online to naprawdę wielki projekt, pod niektórymi względami przypominający MMO.
Przygodę zaczynamy od stworzenia swojej postaci, korzystając z dziwnego i niekonwencjonalnego edytora. Zamiast wyselekcjonować poszczególne cechy gangstera (zarost, fryzurę, budowę ciała, kolor skóry itp.), najpierw ustalamy wygląd jego dziadków (gościnnie wystąpił nawet John Marston, główny bohater Red Dead Redemption - miły, drobny smaczek), od którego zależy wygląd naszych rodziców. Ci, koniec końców, formują nasze geny. Dziwne i przekombinowanie rozwiązanie, przez które nie czułem kontroli w trakcie kreowania mojego chojraka. Klasyczne rozwiązanie znane z MMO sprawdziłoby się tu znacznie lepiej. Co więcej, określenie stylu życia - ilość godzin przeznaczona na sen, imprezowanie, lenistwo, nielegalną i legalną praca, kontakty z bliskimi i sport - w rzeczywistości nie ma znaczącego wpływu na rozgrywkę. Wprawdzie to od nich zależą parametry, takie jak siła, kondycja i prowadzenie pojazdów, niemniej, tak czy owak, na początku kariery poszczególne wartości oscylują na granicy minimum i dopiero w trakcie zdobywania doświadczenia umiejętności ulegają rozwojowi.
Gdy zawitamy w Los Santos, na lotnisku spotykamy starego, dobrego Lamara (kumpla Franklina), w krótkiej scence opisującego podstawy funkcjonowania w tym przestępczym świecie, pełnym przekupionych glin, brudnych pieniędzy i innych graczy, chcących wspiąć się po drabince na sam szczyt mafijnych organizacji. Warto w tym momencie odnotować fakt, że Grand Theft Auto Online przez większość czasu jest połączone z trybem fabularnym. W pewnym momencie udałem się nawet w odwiedziny do Trevora w jego brudnej przyczepie - ten nie był bowiem zbytnio zadowolony z moich swobodnych poczynań na wygrzanej słońcem pustyni Grand Senora, wygłosił mi głośną reprymendę i zlecił robotę. Taki sposób prowadzenia rozgrywki powoduje, że gracz w istocie chce pchać akcję do przodu. Nigdy nie wiadomo kto do nas zadzwoni i jaką fuchę zaoferuje. Dodaje to niewątpliwie uroku i smaku – nie jest to taki „zimny” multiplayer, jak w GTA IV.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler