bigboy177 @ 29.10.2013, 12:33
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!
Marcin "bigboy177" Trela
Z kontynuacjami jest tak, że albo przebijają swoich poprzedników, albo wszyscy marudzą, że jedynka jest kultowa i nic jej nie pokona, albo dostajemy kopię wcześniejszych rozwiązań, przyprawioną tylko drobnymi zmianami.
Z kontynuacjami jest tak, że albo przebijają swoich poprzedników, albo wszyscy marudzą, że jedynka jest kultowa i nic jej nie pokona, albo dostajemy kopię wcześniejszych rozwiązań, przyprawioną tylko drobnymi zmianami. W przypadku opisywanej tutaj gry studia Warner Bros. Montreal mamy do czynienia z ostatnim przypadkiem. Kultowego Arkham Asylum nie udało się rozłożyć na łopatki, mamy jednak dość smakowity zlepek pomysłów z Arkham City. Deweloper nie ustrzegł się baboli i pod wieloma względami jest słabiej, niż do tej pory. Jest też jednak drobny progres. Jaki? Zapraszam do czytania.
Batman: Arkham Origins to prequel dwóch poprzedników. Batman jest tutaj młodym, niedoświadczonym gackiem. Nie zna jeszcze wielu z późniejszych przeciwników, w tym także swego nemezis – Jokera. Mimo to rozbijanie gangów oraz sprzątanie ulic z ćpunów i innych szumowin idzie mu całkiem sprawnie. Można nawet rzec, zbyt sprawnie. W ten sposób przyciąga do siebie wzrok niejakiego Black Mask – złoczyńca ustanawia nagrodę za głowę Batmana, a spora sumka pieniędzy, idąca w miliony, przyciąga 8 najokrutniejszych płatnych morderców z okolicy. Protagoniście nie pozostaje nic, jak wyruszyć na jednoosobową wojnę. Musi przetrwać noc, a co najważniejsze, dowiedzieć się kim konkretnie jest Black Mask i dlaczego upatrzył sobie tak bardzo jego „makówkę”.
W tym momencie wkraczamy do akcji my. Przejmujemy kontrolę nad Batmanem i, przemierzając świetnie opracowane Gotham, staramy się znaleźć odpowiedzi na wszelkie drążące nasz umysł pytania. Metropolia, podobnie, jak to miało miejsce w przypadku poprzednika, prezentuje się wyśmienicie. Ale tak po prawdzie nie ma się co dziwić, spora część z niej to lokacje, które już wcześniej widzieliśmy. Deweloper przyprawił je pewnymi nowościami, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że brniemy prawie po dokładnie tym samym świecie.
Różnice pojawiają się kiedy wchodzimy do jakiś budynków, do których wcześniej nie zaglądaliśmy. Zerkniemy więc np. do fenomenalnie przygotowanego Royal Hotel, odwiedzimy kostnicę i posterunek Policji, jak również kilka innych ciekawych miejscówek. Nie jestem szczególnie zadowolony, że Gotham to kalka tego, co widzieliśmy dwa lata temu, jednak nowe, wcześniej niedostępne miejsca wynagradzają taki stan rzeczy. Tym bardziej, że właśnie we wnętrzach budynków, kanałach i innych zamkniętych terenach spędzamy lwią część zabawy.
W ich przypadku niestety także mam pewien zarzut. W Arkham Origins, na wzór poprzedników, trafiamy co jakiś czas na pomieszczenia, w których czeka nas wyzwanie. Wkraczając do takiego pokoju widzimy przed sobą przeważnie sporą grupę, dobrze uzbrojonych bandziorów, a naszym zadaniem jest sprzątnięcie ich nim ruszymy do przodu. Problem w tym, że projekty tychże wyzwań są nierówne. Niektóre opracowano bardzo dobrze, ale trafiają się też wnętrza narzucające nam z góry sposób prowadzenia rozgrywki. Nie możemy wybrać czy chcemy podejść do sprawy po cichu, czy na zasadzie mściciela. Przez pewien czas w ogóle nie mogłem się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy. Mój mózg nie ogarniał, że gram Batmanem, Mrocznym Łowcą, a przez sporą część zabawy biegam i obijam pyski bandytom. Jakby tego było mało, niektóre wyzwania są skonstruowane bez pomyślunku i polotu. Źle rozmieszczono szyby wentylacyjne (albo jest ich zbyt dużo) i inne elementy wystroju, z których korzystamy podczas skradania. Gra bardzo rzadko zachęca nas też do korzystania z gadżetów. Taki Remote Claw, z pomocą którego możemy połączyć liną dwa odległe miejsca, a następnie wskoczyć na nią i się przespacerować, jest praktycznie bezużyteczny, choć ma skubaniec potencjał. Mam wrażenie, że deweloper wrzucił go do gry dlatego, że wypadało przygotować coś nowego. No i fajnie wygląda też przyklejenie jednego końca liny do bandyty, a drugiego do gaśnicy. Booom gwarantowane!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler