zvarownik @ 16.06.2013, 10:36
Kamil "zvarownik" Zwijacz
Pobierając na dysk twardy mojego Xboksa grę State of Decay oczekiwałem świetnej produkcji z zombie, otwartym światem i walką o przetrwanie. Pierwsze odpalenie pozycji studia Undead Labs było jak strzał kapciem prosto w twarz.
Pobierając na dysk twardy mojego Xboksa grę State of Decay oczekiwałem świetnej produkcji z zombie, otwartym światem i walką o przetrwanie. Pierwsze odpalenie pozycji studia Undead Labs było jak strzał kapciem prosto w twarz. Brzydkie to, tnie się, zacina, dźwięk niedopasowany. Co to ma niby być? Kto to zatwierdził i dlaczego zagraniczne serwisy wystawiają wysokie noty? Po 30 minutach wiedziałem już wszystko – rozgrywka jest genialna!
State of Decay to gra o przetrwaniu, w której wcielamy się nie w jednego, a w całą grupę ocalałych ludzi (można zmieniać postacie, a śmierć jednej przenosi nas w skórę innej), która z dnia na dzień znalazła się w niegościnnym świecie, opanowanym przez zombie. Tytuł od całej reszty podobnych tytułów wyróżnia się podejściem do zabawy. Tu nie chodzi o to, żeby pozabijać wszystkich, i tak już martwych, przeciwników. Owszem, program często wymusza walkę, ale najlepiej jest jej unikać i martwić się nie tym, że wszędzie pałętają się zgniłe pokraki, lecz tym, by znaleźć leki, broń, żywność i surowce potrzebne do wytwarzania budowli i nie tylko.
Rozgrywka jest strasznie wciągająca. Tytuł oferuje otwarty, acz niezbyt wielki teren, po którym można dowolnie łazić, szperać po opuszczonych budynkach i je "przejmować" czy też wypełniać zadania przydzielane przez ocalałych. Te w większości opierają się na dotarciu w dane miejsce i „wyczyszczeniu” terenu, co w gruncie rzeczy, nie jest zbyt ciekawe. Jednak sam fakt, że w środku walki nagle może się okazać, że broń się nam rozwaliła, skończyły się leki, a ciągłe bieganie wyssało z nas wszystkie siły i nawet się uciec nie da, daje do myślenia i sprawia, że każde spotkanie z większą grupką zombie nasuwa proste pytanie – uciekać?
Zombie same w sobie to cioty. Nie są tak powolne jak w innych grach, ale wystarczy jeden strzał w głowę, lub kilka ciosów i po problemie. Żywe zwłoki nawet nie zdążą nas dotknąć. Problem w tym, że często i gęsto atakują grupami, czasami zdarzy się jakiś silniejszy bydlak, albo okaz wyposażony w umiejętność specjalną (np. straszny krzyk). Gdy zostaniemy otoczeni to na 99% zginiemy. Jedyną słuszną taktyką jest zabarykadowanie się w domu, albo ucieczka samochodem.
Jeden i drugi sposób nie zapewni 100% bezpieczeństwa, ale zanim przeciwnicy zniszczą deski przybite do okna, to trochę czasu minie i być może jakiś NPC załatwi sprawę za nas. Natomiast jazda samochodem to marzenie. Chodzące zwłoki „pękają” jak bańki mydlane przy zderzeniu, czasami przyczepiają się do karoserii, ale wystarczy dodać gazu, by wpadli pod koła, albo walnąć je drzwiami, jeżeli próbują wejść do środka z boku. Niestety wozy dość szybko się psują. Kilka stuknięć w przeszkodę i po zabawie. Niemniej jeździ się nimi lepiej, niż w takim GTA IV. Model jazdy jest czysto zręcznościowy, ale poszczególne fury różnią się nie tylko wyglądem i osiąganą prędkością, ale także sterowaniem. Jedne są sztywne jak pogodynki w TVN, a inne niesamowicie zwinne, szybkie i… ciężkie do ogarnięcia.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler