bigboy177 @ 20.01.2013, 13:48
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!
Marcin "bigboy177" Trela
DMC: Devil May Cry nie do końca przekonywał mnie swoją formułą, nie wzbudzał może mieszanych uczuć, niemniej jednak odrobinę powątpiewałem czy nowemu deweloperowi (tym razem za grę wzięło się Ninja Theory) uda się ogarnąć klimat tak, by nawiązywał do poprzedników, przygotować intrygujący wątek fabularny, jak również bogaty oraz, co najważniejsze, dynamiczny system walki.
DMC: Devil May Cry nie do końca przekonywał mnie swoją formułą, nie wzbudzał może mieszanych uczuć, niemniej jednak odrobinę powątpiewałem czy nowemu deweloperowi (tym razem za grę wzięło się Ninja Theory) uda się ogarnąć klimat tak, by nawiązywał do poprzedników, przygotować intrygujący wątek fabularny, jak również bogaty oraz, co najważniejsze, dynamiczny system walki. A zatem jak to wszystko wyszło? Udało się, czy nie? Odpowiedzi na to i wiele innych pytań poznacie czytając dalej.
DMC: Devil May Cry nie jest kontynuacją poprzednich odsłon serii. Gra stanowi prequel tego, co wcześniej wiedzieliśmy (z drobnymi zmianami uniwersum, vide Dante, który nie jest już półczłowiekiem, a półdemonem; zamiast tego w jego żyłach płynie demoniczna oraz anielska krew). Mamy okazję zapoznać się z genezą głównych bohaterów, Dante i Vergila oraz sprawdzić jak doszło do tego, że bracia w pewnym momencie sięgnęli po miecze, celem spróbowania wzajemnej dekapitacji. Deweloper bardzo ciekawie poprowadził wątek fabularny, a w rezultacie otrzymujemy intrygującą, choć nieco prostolinijną, opowieść. Idealnie nakreślono trójkę głównych bohaterów: Dante, Vergila oraz młodą dziewczynę imieniem Kat. Dante jest pewny siebie, nieco arogancki, lubi zażartować i śmieje się śmierci w oczy. Vergil jest zmyślny, nigdy w sumie nie wiadomo czy to, co mówi rzeczywiście odzwierciedla jego przekonania, to on wychodzi z inicjatywą zniszczenia głównego antagonisty, demona zwanego Mundus. Kat jest zaś zwykłą dziewczyną. Choć nie, słowo zwykła tutaj nie pasuje. Potrafi ona bowiem komunikować się pomiędzy dwoma rzeczywistościami – tą codzienną oraz tzw. limbo, w którym odbywa się większa część rozgrywki.
Zabawa przebiega w dwóch etapach. Pierwszy z nich to eksploracja terenu, przemieszczanie się, wyszukiwanie odpowiedniej drogi oraz korzystanie z duetu specjalnych umiejętności naszego protagonisty. Przy pomocy jednej z nich jesteśmy w stanie wystrzelić specjalny hak, a następnie przyciągnąć się do punktu zaczepienia. Druga, ponownie związana z hakiem, umożliwia manipulowanie terenem, np. wysunięcie jakiejś półki skalnej, w celu późniejszego wskoczenia na nią. Sprytne manipulowanie obiema cechami, jak również zdolność podwójnego skoku oraz krótkich przelotów w powietrzu, sprawia, że jesteśmy w stanie dotrzeć w miejsca z pozoru niedostępne. A tam, oczywiście, czeka mnóstwo ukrytych przejść oraz znajdziek, za sprawą których dalej rozwijamy posiadany wachlarz ruchów.
Skoro o ruchach mowa, to drugim etapem rozgrywki jest walka. Ninja Theory odwaliło w tym przypadku kawał solidnego rzemiosła, a dzięki temu siekanie zastępów demonów nie robi się nużące. Największą bolączką gier action adventure jest po prostu to, że szybko potrafią stracić siłę napędzającą gracza do przodu. Czy to za sprawą zbyt wczesnego odkrywania wszystkich kart, czy ze względu na skromny zestaw ciosów. W DMC: Devil May Cry ani pierwszy, ani drugi zarzut nie znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości. Zabawę zaczynamy z jedną zabawką, a konkretnie z mieczem zwanym Rebellion. To on będzie głównym środkiem perswazji i z niego najczęściej korzysta Dante. W chwilę po rozpoczęciu gry w nasze ręce wpadają też Osiris oraz Arbiter. Ta pierwsza to swego rodzaju, demoniczna kosa, a druga jest potężnym, anielskim toporem. Prócz walorów wizualnych, oba rodzaje broni należy stosować w konkretnych sytuacjach. Wszak niektórzy adwersarze są odporni na ogień (domena Osirisa), a inni na lód (Arbiter), dobieramy zatem broń przeciwną do napotkanego bydlaka. Prócz tych wymienionych jest jeszcze kilka innych typów oręża bezpośredniego kontaktu, jak również broń palna, w postaci której przez znaczną cześć zabawy występuje duet słynnych pistoletów: Ebony & Ivory. W miarę progresji, w tym segmencie również pojawiają się pewne nowości, niemniej jednak nie chciałbym zdradzać szczegółów.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler