Niszczenie w drobny mak wszelakiej maści budynków, filarów czy murków jest ostatnimi czasy bardzo modne – szczególnie w grach wyścigowych. Elementy, które kiedyś przeklinaliśmy, bo przez ich niezniszczalność bardzo często traciliśmy szansę na podium w Ridge Racer Unbounded przechodzą w niepamięć. Czyli można zakrzyknąć gromkie „hura!”?
Niech nie zmyli Was entuzjastyczny wstęp – pomimo, nader częstego, zbyt szerokiego wchodzenia w zakręty i „koszenia” kilku metrów podmurówek wciąż możemy zaliczyć dzwon i przekreślić swoje szanse na zwycięstwo (tytuł ten nie wybacza nawet najdrobniejszych pomyłek, o czym sam boleśnie – dla pada – się przekonałem) – cała lokacja nie jest interaktywna. Jednak mapy i trasy zostały tak skonstruowane, że rzadko kiedy dane nam jest rozbić się na fragmencie budowli tylko przez zły wyjazd lub nieumiejętne wyminięcie rywala. Ortodoksyjnym fanom serii Ridge Racer może się to nie podobać, zważywszy na uproszczenie i – paradoksalnie – utrudnienie innego chlubnego elementu, charakterystycznego dla tego cyklu - driftów.
Ogrywałem wersję przeznaczoną na konsolę Xbox 360 i z przekonaniem muszę stwierdzić, że zarzucanie „tyłka” na ręcznym jest bardzo, ale to bardzo trudne. Przynajmniej na początku. Nie jestem jakimś hardkorowym graczem, kilka ścigałek w swoim krótkim życiu przeszedłem, lecz tylko w tej pierwszy wyścig maltretowałem ponad godzinę! Frustracja osiągnęła apogeum przy 34. podejściu do niego: wypowiedziałem wtenczas tyle (brzydkich) słów, w większości zupełnie mi obcych i wypiłem hektolitry herbaty. Wszystko przez bardzo nieintuicyjny model ślizgania się na – czasami ostrych, czasami łagodnych – zakrętach. W miarę odkrywania kolejnych smaczków zacząłem jednak coraz bardziej lubić tę produkcję. Po zdominowaniu pierwszego dystryktu (więcej o tym w dalszej części tekstu) zacząłem się czuć coraz pewniej w świecie gry. Driftowanie nie sprawiało już tylu kłopotów, a kolejne rajdy zaczęły stawać się zabawą (ten sposób jazdy napełnia pasek nitro, podobnie jak rozsmarowywanie wrogów na ścianach i destrukcja otoczenia). Dodajmy – bardzo wymagającą, bowiem SI przeciwników jest, momentami, aż za wysokie! Oponenci umiejętnie wykorzystują swoją przewagę, rozważnie korzystają z dopalacza, starają się blokować gracza, a nawet skutecznie go kasują.
Na modłę cyklu Burnout, również w Ridge Racer Unbounded można niszczyć swoich rywali oraz świat. Każdy uczestnik na trasie ma nad swoim autem pasek życia składający się z kilku pomniejszych części. Aby wyeliminować go/nas (na szczęście tylko chwilowo) z rozgrywki trzeba wyzerować ten pasek, lub uderzyć podczas używania nitra – drugi sposób jest natychmiastowy, a efekty ukazane na satysfakcjonującej animacji widać niezależnie od stanu zdrowia delikwenta. To także zmora gracza – przeciwnicy, dzięki wysokiemu poziomowi inteligencji, również korzystają z takiej możliwości.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler