Supremacy MMA (XBOX 360)

ObserwujMam (2)Gram (0)Ukończone (0)Kupię (2)

Supremacy MMA (XBOX 360) - recenzja gry


@ 25.10.2011, 11:43
Marcin "Janek_wad" Janicki

Mieszane sztuki walki to sport, który ostatnimi czasy zdobył sobie w naszym pięknym, nadwiślańskim kraju ogromną wręcz popularność. Nic to, że Pudzianowi trochę jeszcze do tych najlepszych brakuje, a Najman z prawdziwym MMA miał do czynienia co najwyżej przez kilka godzin – tyle, że nie w klatce, a na kanapie przed telewizorem.

Mieszane sztuki walki to sport, który ostatnimi czasy zdobył sobie w naszym pięknym, nadwiślańskim kraju ogromną wręcz popularność. Nic to, że Pudzianowi trochę jeszcze do tych najlepszych brakuje, a Najman z prawdziwym MMA miał do czynienia co najwyżej przez kilka godzin – tyle, że nie w klatce, a na kanapie przed telewizorem. Mimo wszystko, 38 mln polskich fanów nie może się mylić. W końcu teraz każdy domorosły kibic w kapciach wie, jak zasunąć przeciwnikowi efektownego "loł-kinga", czy skutecznie przysadzić oponentowi przysłowiowym "młotkiem". Ma być szybko, krwawo, brutalnie i koniecznie bez tego nudnego macania w parterze. W innym wypadku 95% zatwardziałych miłośników MMA najzwyczajniej w świecie się obrazi i pójdzie spać. Któż normalny oglądałby bowiem dwóch figlujących na macie facetów? Cytując rodzimego klasyka: „Paaanie, daj pan spokój”.


Więcej filmów z Supremacy MMA


Okazuje się jednak, że niekoniecznie. Programiści z Kung Fu Factory postanowili bowiem zadowolić żądny chrupotu łamanych kości plebs i stworzyli tytuł, który – przynajmniej w zamiarze – miał być idealnym dla kogoś, kto lubi owe „szybko, krwawo oraz brutalnie”. I niekoniecznie z Mroczkiem na trybunach. Pierwsze zapowiedzi twórców, dość jednoznacznie wskazujące na czysto arkadowy mechanizm rozgrywki, utwierdziły mnie w przekonaniu, że w Supremacy MMA będą się mogli pobawić nawet tacy niedzielni miłośnicy sportów walki jak ja. Żeby dodać tej recenzji choć krztynę wiarygodności, już na początku pragnąłbym bowiem zaznaczyć, iż jeśli o figle na macie idzie, w zasadzie mieszczę się w grupie wiecznych malkontentów. Mało tego, walki oglądam równie często, jak Sahara deszcz. Dlatego też nie będę operował wyszukanymi nazwami ciosów, tudzież silił się na jakieś niekonwencjonalne porównania. Ot, od czasu do czasu chciałbym komuś wirtualnie obić facjatę.

Z takim właśnie zamiarem porwałem się na recenzowany tytuł. I tutaj pierwsza niespodzianka. Uwaga, proszę o fanfary i ekipę zgrabnie machających pupkami cheerleaderek … A co! Takim historycznym wydarzeniom bezwzględnie powinna towarzyszyć efektowna oprawa. Recenzowane mordobicie jest bowiem pierwszą w historii mojego xboxowego profilu (a o ile się nie mylę, także pierwszą w ogóle) grą, której nie da się zainstalować na dysku twardym konsoli. Dlaczego? Bo nie. I już. Do tej pory żyłem w beztroskim przekonaniu, że Microsoft nakłada na developerów dość rygorystyczne wymagania, dotyczące jakości tworzonego produktu. I rzeczywiście, nakłada. Ale jak widać i słychać, niekoniecznie muszą one zapewnić graczom pełen komfort rozgrywki. Obawiam się, iż nawet owe tańczące cheerleaderki nie będą w stanie ukoić gniewu co po niektórych posiadaczy Xboxów, rozjuszonych ciągłym stękaniem wirującej w napędzie płyty.


Supremacy MMA (XBOX 360)

No ale skoro kilka lat temu też musieliśmy znosić fochy wirującego nośnika i jakimś dziwnym trafem nikt nie narzekał, każdy prawdziwy hardkor nawet się nie zająknie i ochoczo wbiegnie do wirtualnej klatki. Przed walką należy jeszcze tylko wybrać swojego ulubionego fightera oraz oponenta, któremu skopiemy cztery litery. Tutaj pojawia się jednak kolejny problem. Zapomnijcie o jakichkolwiek znanych nazwiskach. Te zostały już 100 lat temu zarezerwowane dla dwóch znacznie popularniejszych tytułów: UFC Undisputed oraz EA Sports MMA. Z oczywistych więc względów, panom programistom z Kung Fu Factory pozostało skorzystać z usług mniej znanych szerszej publiczności wojowników, tudzież wykreować własnych, fikcyjnych zbójów. Do tej pierwszej grupy wypadałoby zaliczyć Jensa Pulvera, Jerome Le Banner’a oraz dwie przedstawicielki płci pięknej: Felice Herrig i Michele Gutierrez. Panie bez dwóch zdań wprowadzają do gry trochę świeżości i mogą budzić pewne zainteresowanie (w końcu nie zawsze dostajemy możliwość zagrania walczącą w klatce kobietą), aczkolwiek tylko przez pierwsze kilkanaście minut rozgrywki. Pozostali petenci podobno zostali stworzeni na podobieństwo rzeczywistych zawodników, aczkolwiek tak „wprawny” fan MMA jak ja nie będzie w stanie rozpoznać nawet tych licencjonowanych fighterów, o tej drugiej grupie wojowników już nie wspominając … Oczywiście, nie jest to jakaś wielka wada, aczkolwiek nie muszę chyba nikogo przekonywać, że walka Demiana Reisa z Malaipetem to nie to samo co pojedynek Mirko „Cro Copa” i Fiodora Jemieljanienko.


Screeny z Supremacy MMA (XBOX 360)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosFox46   @   11:51, 25.10.2011
brak możliwości instalacji gry na hdd

nie no z tym to pojechali no nie SzczęśliwySzczęśliwy i to po całej Lini mamy 2011 rok i nie można zainstalować . Widać że to będzie Crap twoja recenzja tego dowiodła już w 100%. Rozczarowaniem by było gdyby gra miała tyle samo plusów co minusów ale na szczęście tak nie było Dumny . MG w 95% bardzo dobrze ocenia gierki. Szkoda tylko że tobie zostawili taką gierkę do recenzji Dumny
0 kudoslustmord   @   12:09, 25.10.2011
Nie jestem znawcą sportów ale autor recenzji pisząc low-king miał na myśli low-kick. To takie kopnięcie w nogi. Chyba, że nie załapałem ironii albo się postarzałem?
0 kudoslustmord   @   10:58, 26.10.2011
Uśmiech Faktycznie "loł-king" istnieje - zwracam honor Uśmiech