Pierwsza odsłona odświeżonego, mrocznego i bezwzględnego Batmana w wykonaniu studia Rocksteady była naprawdę świetna, prawie idealna. W związku z tym oczekiwania co do kontynuacji były jeszcze większe. Osobiście liczyłem na bardziej wciągającą historię, większy teren działania, konkretniejsze misje, szerszy zestaw znanych i lubianych bandziorów, jak również świeże gadżety do wykorzystania podczas przemierzania ulic miasta Gotham. I wiecie co? Wszystko to dostałem! Sam jestem tym niebywale zaskoczony, ale deweloperowi udało się stworzyć coś jeszcze lepszego od genialnego pierwowzoru. Mamy zatem grę genialną do kwadratu? Ależ bez pośpiechu, przeczytajcie najpierw całą recenzję.
Rozgrywka toczy się po pewnym czasie od wydarzeń ukazanych w Arkham Asylum. Gra jest bezpośrednią kontynuacją, tak więc przed posiedzeniem przy dwójce, warto zagrać w jedynkę. Jeśli tego nie uczyniliście jeszcze, do głowy przychodzi mi jedno słowo – wstyd! Jeśli natomiast pykaliście w chwilę po premierze, wypada sobie nieco odświeżyć, wszak w trakcie przechodzenia Arkham City dość często są nawiązania do tego, co rozgrywało się wcześniej.
Ale wracając do fabuły, Batman po raz kolejny wpada w nie małe tarapaty. Dostaje się do tytułowego Arkham City – wydzielonego fragmentu miasta Gotham, które służy teraz jako swego rodzaju więzienie dla największych oszołomów tego świata. Nietoperz musi uciec z tego piekiełka na ziemi, a jednocześnie coś jeszcze zrobić… Nie wyjawię jednak co konkretnie, nie ma bowiem sensu psuć zabawy. Wspomnę jedynie, że ma to coś wspólnego z jego największym przeciwnikiem – Jokerem – a sama historia pochłonęła mnie bez reszty. Od początku do końca byłem wręcz przykuty do telewizora, wyczekując na kolejne skrawki opowieści.
Batman: Arkham City kontynuuje nie tylko historię, której korzenie sięgają poprzednika. Osoby, które miały styczność z pierwowzorem poczują się tutaj jak w domu za sprawą takiego samego sterowania, identycznej metody wyprowadzania ciosów, podobnej stylistyki oraz mechaniki rozgrywki. Wystarczy mniej więcej 20 minut aby odkurzyć wszystkie najważniejsze elementy zabawy, która ciągle przebiega utartymi ścieżkami, dając nam mieszankę gry akcji oraz skradanki.
Pierwszy gatunek przejawia się w walkach z niemilcami, a drugi w ich podchodzeniu. Wrogów jest naprawdę dużo i dzielą się na kilka kategorii. Mamy zwykłych bandziorów; takich którzy dzierżą w ręce jakiś miecz bądź pałkę; jak również osobników uzbrojonych w broń palną oraz mutantów. Ci ostatni są zdecydowanie najtrudniejsi do wyeliminowania. Głównie ze względu na to, że nie jesteśmy w stanie ich podejść i po cichu skręcić im karku. Walka z mutantami przebiega na otwartym polu, a liczy się w niej głównie zręczność oraz refleks. Osobiście zawsze lubiłem zaś cichą eksterminację, dlatego najlepiej czuję się skacząc pomiędzy gzymsami, w tunelach i kanałach wentylacyjnych. Wszystkie te miejsca wykorzystujemy do tego, aby z zaskoczenia eliminować przeciwników. Widząc kolesia stojącego pod jakimś gargulcem, nie musimy próbować ataku frontalnego. Lepiej zniknąć w cieniu, dostać się ponad niego i stamtąd przeprowadzić cichą ofensywę. Ta polega na chwyceniu delikwenta, uniesieniu go do góry i następnie powieszeniu za nogi na linie. Koleś jest całkowicie bezbronny, a my mamy jednego pacjenta mniej. Żeby nie było zbyt łatwo, każdy z naszych oponentów nosi przy sobie czujnik monitorujący rytm serca. Gdy nagle przestanie ono bić, wszyscy pozostali wiedzą, że coś jest nie tak i natychmiast ruszają kumplowi z pomocą. Batman w tym czasie musi się jak najszybciej ulotnić. Jeśli tego nie uczyni, adwersarze szybko go namierzą, a to może skończyć się tragicznie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler