zvarownik @ 10.10.2011, 12:28
Kamil "zvarownik" Zwijacz
Swego czasu Crysis był pokazem możliwości ówczesnej technologii. Po 4 latach konsolowcy dostali swój port, a sama gra w tym czasie zdążyła się nieźle zestarzeć.
Swego czasu Crysis był pokazem możliwości ówczesnej technologii. Po 4 latach konsolowcy dostali swój port, a sama gra w tym czasie zdążyła się nieźle zestarzeć. Nigdy nie miałem przyjemności zobaczyć hitu Crytek na maksymalnych ustawieniach, ale na Xboxie 360 ten tytuł nie dość, że wygląda dużo gorzej niż „dwójka”, to dodatkowo gameplay również nie jest taki fajny jak w kontynuacji. Czy warto więc wydawać na nią 69 zł? Czytajcie dalej.
O fabule nie ma się co rozpisywać. Mamy elitarną jednostkę żołnierzy w super kombinezonach wzmacniających siłę, szybkość i pozwalających stać się niewidzialnym. Terenem działań jest tropikalna wyspa, mamy też proste zadanie, które zamienia się w koszmar, itd.. Osobiście lubię tego typu klimaty, więc z zaciekawieniem śledziłem losy wojaków, a po ukończeniu historyjki, z marszu wziąłem się za Crysis 2 (tak, dopiero teraz), jednak sam gameplay sprawił, że nie bawiłem się tak dobrze, jak mógłbym się bawić.
Trochę jest to wina samej szpili, trochę moich upodobań. Twórcy obrali drogę, w której dają graczowi całkiem sporo możliwości, a to za sprawą otwartego świata. Po wyspie poruszamy się wedle uznania. Oczywiście mamy zadania główne i poboczne, a drogę do celu obieramy sami. Strasznie nie lubię takiego podejścia w FPS’ach (z małymi wyjątkami rzecz jasna). Nie podoba mi się, gdy mam zielony punkt na mapie, a nie mogę się do niego dostać, bo mi jakaś góra przeszkadza. Szwendam się i krzątam, a później okazuje się, że minąłem przejście kilka razy podczas tej całej tułaczki. Wkurza mnie to jeszcze bardziej, zważywszy na fakt, że Crysis chce być strzelaniną akcji, a nie zabawą typu Borderlands, gdzie takie wędrówki sprawiały frajdę. Nie chce czegoś takiego w produkcji, w której chodzi tylko i wyłącznie o wypluwanie kolejnych serii naboi. W mojej opinii zmiana stylu w „dwójce” wyszła serii na zdrowie, ale to już temat na inną dyskusję.
Samo strzelanie też niespecjalnie mnie urzekło. Dziwne zagrywki kodu skutecznie zachęcały mnie do częstego używania kamuflażu. Strzał w głowę powinien oznaczać śmierć przeciwnika, a tutaj zdarzało mi się, że koleś upadał na ziemię, po chwili wstawał, a ja głupi zastanawiałem się kto do mnie naparza, skoro przed chwilą ubiłem ostatniego. Jednak jeszcze większą głupotą jest fakt, że seria w pseudo domek sprawia, że chatka się rozlatuje, ale jak już ktoś schowa się za zwykłą blachę, to staje się niemal nieśmiertelny, bo to chyba jakaś blacha pancerna jest, skoro kule przez nią nie przelatują. Żałosne.
Na szczęście do dyspozycji oddano nam „nanosutek”. Dzięki niemu biegamy jak mały samochodzik, jesteśmy silni jak tanie piwo w plastikowych butelkach, no i robimy się przeźroczyści, gdy sytuacja tego wymaga, a wymaga takiego zachowania bardzo często. Przeciwnicy pomimo tego, że są debilami (rzucasz granat w stronę dwóch kolesi, ci uciekają, ale w jego stronę biegnie kolejna dwójka, która pięknie wylatuje w powietrze), to strzelają bardzo celnie i zazwyczaj chadzają w kilkuosobowych grupkach. Chowanie się w krzakach w celu „naładowania baterii”, podczas gdy tuż obok stoi wróg jest świetnym przeżyciem. Powolne przedzieranie się za osłonami, szybki sprint w trybie niewidzialności za kolejny murek... świetne, świetne! Z kolei używanie stroju w celach obronnych sprawdza się słabo, energia skafandra ucieka dosłownie w kilka chwil, więc korzystałem z tej możliwości tylko w sytuacjach „crysisowych”, gdy pasek zdrowia spadał prawie do zera. Sterowanie jest bardzo intuicyjne, więc żonglowanie opcjami wypada bardzo fajnie. Za to duży plusik.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler