bigboy177 @ 07.09.2011, 23:46
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!
Marcin "bigboy177" Trela
Driver: San Francisco miał być powrotem znamienitej niegdyś serii do swych korzeni. Producent nie chciał się już upodabniać do GTA, a zamiast tego poszedł własną, dość kontrowersyjną drogą.
Driver: San Francisco miał być powrotem znamienitej niegdyś serii do swych korzeni. Producent nie chciał się już upodabniać do GTA, a zamiast tego poszedł własną, dość kontrowersyjną drogą. Czemu kontrowersyjną? Ano ze względu na fakt, iż główny protagonista – gliniarz pod przykrywką, o imieniu John Tanner – potrafi nie tylko świetnie jeździć. Jest nawet w stanie wyskakiwać z własnego ciała i przejmować kontrolę nad dowolnym pojazdem w okolicy. Nie martwcie się jednak, choć brzmi to niedorzecznie, w rzeczywistości jest całkiem sprawną mechaniką rozgrywki. Co istotne, producent szybko wyjaśnia też skąd ta unikatowa zdolność się wzięła i wszystko nabiera sensu.
Fabuła kręci się wokół wspomnianego wcześniej Tannera oraz jego największego wroga –niejakiego Jericho, który w chwilę po wyrwaniu się z więzienia, znajduje naszego bohatera i serwuje mu śpiączkę. Reszta akcji rozgrywa się niejako za sprawą umysłu Johna, opuszcza on swe ciało i potrafi zawładnąć dowolnym kierowcą w mieście. Przejmuje w ten osób sterowanie nad prowadzonym przez delikwenta samochodem i jest w stanie dotrzeć do celu. Tym jest oczywiście rozpracowanie wspomnianego Jericho i zadbanie o to, by dosięgła go sprawiedliwość.
Historia zajmuje mniej więcej 10 godzin. Podczas tego czasu realizujemy przeróżne misje główne, jak również sporo zadań pobocznych. Te pierwsze są zdecydowanie bardziej interesujące i zachęcają do zabawy. Te drugie niekoniecznie. Niby żaden schemat nie jest powtarzany zbyt wiele razy, a w związku z tym, nigdy nie czujemy zmęczenia materiału, ale mimo to, w questach dodatkowych brakuje jakiejś zachęty. Nie ma bonusów za ich wykonywanie, nie kryją one też dodatkowych informacji dotyczących głównego wątku fabularnego. Po przejściu gry nie czułem w sumie potrzeby by zasiąść do niej ponownie w celu odkrycia wszystkiego, co się da. Szkoda, bowiem wirtualne San Francisco prezentuje się wyśmienicie.
Twórcy postarali się aby metropolia wyglądała jak z obrazka. Odwzorowano w niej mnóstwo budynków, przeniesiono ulice, a nawet poszczególne knajpy. Miasto jest tak rozbudowane, że do skutecznej nawigacji konieczna jest znajomość jego topografii. Są bowiem misje, w których nie ma czasu na błądzenie i szukanie ścieżek. Skróty w tym przypadku okazują się niezastąpione, a te musimy odkrywać na własną rękę. Jeżdżenie po omacku sprawdza się tylko w początkowych fragmentach zabawy, później, kiedy poziom trudności idzie nieco w górę, chaotyczne błądzenie nie ma miejsca bytu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler