zvarownik @ 06.08.2011, 21:51
Kamil "zvarownik" Zwijacz
Insanely Twisted Shadow Planet to niecodzienna strzelanka, w której oprócz posyłania pocisków w stronę przeróżnych karykatur, równie ważne jest także logiczne myślenie i wyczucie smaku. Gra jest świetna, ale czy warta swojej ceny?
Pierwsze, na co zwrócicie uwagę odpalając produkcję Shadow Planet Productions, to mistrzowski design.
Insanely Twisted Shadow Planet to niecodzienna strzelanka, w której oprócz posyłania pocisków w stronę przeróżnych karykatur, równie ważne jest także logiczne myślenie i wyczucie smaku. Gra jest świetna, ale czy warta swojej ceny?
Pierwsze, na co zwrócicie uwagę odpalając produkcję Shadow Planet Productions, to mistrzowski design. Oprawa rodem z głowy genialnego dzieciaka, pojonego litrami dopalaczy z domieszką cytrynowego Domestosa. To, co dzieje się na ekranie zaskakuje, zachwyca i nie sposób nie docenić szalonych pomysłów artystycznych. Gdyby w Limbo główny bohater poruszał się w statku kosmicznym, a na całość rzucono paletę różnych barw, to gra wyglądałaby właśnie tak, jak ITSP. Nie oczekujcie wyciosanych z bryły modelów 3D, tekstur ostrych jak opakowania po jogurtach z Biedronki i realistycznej animacji. To nie ta bajka, ten obraz zaskakuje pomysłowością, solidnym wykonaniem i klimatem, z którego aż wycieka fakt, że mamy ostro przekichane, ale wiemy, że pod naskórkiem ciemności, kryje się coś lepszego, kojącego. Ciężko to opisać, jednak dawno nie było gry, która w taki sposób oddziaływałaby na grającego samymi widokami. Coś pięknego. Od tej chwili wszystkie opinie, że oprawa jest nic nieważna wsadzam między bajki.
Historia niestety nie ma już w sobie nawet grama zalet. Słaby z niej diler, bo nie zachęca do dalszego wsiąkania w nałóg. Ot jest jakaś kosmiczna epidemia, jesteśmy my i jest zagrożenie, które trzeba wyeliminować by wszystko wróciło do normy. Nie ma się nad czym zastanawiać, w sumie to nie ma nawet za bardzo, co śledzić, bo jest to mało interesujące w dobie kosmicznych oper mydlanych, ratowania świata, czy zabawy w gangstera i detektywa. Jest, bo być musi, nic poza tym. Na szczęście to jedna z nielicznych wad produkcji.
Wielką frajdę sprawia samo granie. Nie śledziłem specjalnie tego tytułu, wiedziałem, że powstaje, wiedziałem, że ukaże się w ramach Summer of Arcade, czyli na pewno nie będzie to kiepski twór, ale nie wiedziałem, że można aż tak bawić się prostą z pozoru konwencją. Latamy sobie tym małym UFO po różnych terytoriach (środowisko wodne, lodowe, mechaniczne, itd.) i niby chodzi o to, by strzelać. Nie ma jednak w tym stwierdzeniu ani krzty prawdy. Broń jako taką mamy jedną – działko, które rozwijamy wraz ze znajdywanymi ulepszeniami. Oprócz tego nasz pojazd z biegiem czasu dorobi się piły kruszącej słabsze skały; rakiet, którymi sterujemy, by dajmy na to, włączyć przycisk znajdujący się na końcu wąskiego tunelu; wiązki promieni elektromagnetycznych, dzięki której chwycimy się niektórych przedmiotów, czy przesuniemy metalowe pudło za ścianą. To nie wszystko, są jeszcze inne gadżety, a co najważniejsze, nie ma tu sytuacji, jak w przypadku większości gier, że upatrzymy sobie jedno narzędzie i będziemy tylko z niego korzystać aż do samego końca. W ITSP sytuacja zmusza nas do ciągłego żonglowania i zmieniania nawyków, bo raz, że niektórych typów wrogów nie pokonamy podstawowym karabinkiem, dwa, że przedzierając się na dalsze etapy, co chwilę napotykamy na swojej drodze różne łamigłówki, trzy, że do bossów również trzeba mieć odpowiednie podejście. Na szczęście sterowanie jest bardzo wygodne, więc nie ma problemu z nawigacją.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler