Jak co dzień wracałem wieczorem do domu po ciężkim dniu w pracy. Sprawowanie opieki nad bydłem i strzelanie do tych dzikich zwierząt potrafi człowieka nieźle zmęczyć, dodatkowo, starzec znowu gdzieś polazł i nie ma go od rana, a moja ukochana, jako jedna z najlepszych „call girls” daje mi popalić, co wieczór... i z rana... i przed obiadem... muszę coś zrobić z dziwną naroślą na... a zresztą nieważne, przynajmniej federalni w końcu dali mi spokój i mogę się cieszyć z życia. Ostatecznie porzuciłem zabawę w złego kolesia i odzyskałem rodzinę. Co prawda gówniarz traktuje mnie jeszcze jak odludka, ale czuję, że zaczynamy się do siebie zbliżać, a poza tym, kiedyś zacznie zabierać panny na randki, to na pewno zgłosi się po trochę kasy. Jednym słowem wszystko byłoby cacy, tylko wilki jakoś dziwnie się zachowują, a w powietrzu wisi coś niedobrego, no ale to już nie mój problem...
- Hej, mamuśka, stary jeszcze nie wrócił?
- Nie, John, ciągle go nie ma.
- Pieniędzy mamy coraz mniej, a ten darmozjad znów się gdzieś włóczy. Gość jest taki stary, a taki niewyżyty, ehhh, teraz jest już za późno, poszukam go z rana.
Już miałem położyć się do snu z moją piękną (i bzykniętą przez połowę Amerykanów) żoną, ale oczywiście coś się musiało zacząć dziać. No, a jak! Pan „starszy nierób” wrócił na stare śmieci, zaraz dostanie „opr”. Hej, co on kombinuje, dobiera się do mojej starej.
- Co jest k$%! Odwal się od mojej żony, bo odstrzelę Ci łeb!
- Wrrrhrdggffff!!!
Stary piernik nie dał się przekonać moim prośbom, więc skończył z głową, która zmieniła stan skupienia i aktualnie jako gwiezdny pył krąży gdzieś na orbicie. Cholera, emeryt ugryzł moją lubą, coś z nią jest nie tak. Jack, synu, nie podchodź do niej. Fuck! Ukąsiła go i teraz też świruje. Gówniarz jeden nigdy mnie nie słuchał. Dobra, trzeba działać, zwiążę kochaną rodzinkę i sprawdzę, co się tutaj dzieje.
Do diaska! W mieście też powariowali, a jesteśmy jeszcze przed wyborami! Nic to, poszukam odpowiedzi u Setha. To cmentarny świr, więc pewnie wie co jest grane. A nie mówiłem, chudzielec pocina sobie w karty z jednym z tych monstrów. Dom wariatów jak zwykle, no i jak tu nie kochać tego kraju?
Dowiedziałem się kilku rzeczy od uwielbianej przez wszystkich hieny, ale coś czuję, że to dopiero początek mojej nowej przygody. Dobra, czas pomóc tym wieśniakom w miastach. Muszę wytłuc wszystkich nieumarłych w okolicy, inaczej nie dotrę do moich starych ziomków, a poza tym na pewno mają tu gdzieś zapasy amunicji, której, krótko mówiąc mam jak na lekarstwo. Owszem niektóre gnijące ciała miały przy sobie po kilka sztuk śrutu, ale to zdecydowanie za mało. Ciągle muszę przed nimi uciekać, albo korzystać z mojej supermocy, czyli hipermegaspowolnieniaczasu, by sadzić soczyste headshoty, jak na prawdziwego mężczyznę przystało. Na szczęście w ostateczności mam jeszcze pochodnię, którą palę trumny na cmentarzu, ponoć ma to pomóc w wyplenieniu tej plagi. Co się tu do diaska dzieje?
I tak jeździłem sobie na moim martwym i pogryzionym koniu, który nie zna zmęczenia i jest szybki niczym błyskawica. Od miasta do miasta, od cmentarzyska do cmentarzyska, od jednego do drugiego znajomego. Wykonywałem wszystkie zadania, zabiłem setki zombie i koniec końców nic to nie dało. Na szczęście dotarłem do informacji, że to całe zamieszanie może znaleźć wyjaśnienie w Meksyku. Nie myliłem się, ale nie zdradzę nic więcej, może Wam też przytrafi się kiedyś taka atrakcja.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler