Niedawno bawiliśmy się pierwszą częścią odświeżonego klasyka, czyli Alien Breed Evolution Episode 1. Dzisiaj bierzemy na stypki kolejną odsłonę serii, Alien Breed: Assault, która jest zdecydowanie lepszym tworem!
Fabuła rozpoczyna się w miejscu, w którym kończy się poprzedniczka. Żeby nie zdradzić niczego, po prostu ominę ten akapit. Beknę tylko jedno, robi się coraz ciekawiej. O ile w ostatnim przypadku narzekałem trochę, że jest to standardowa paplanina o kosmitach i innych pokrakach, która mimo wszystko zaciekawia, tak tym razem jestem pochłonięty, a grę zaliczyłem podczas jednego posiedzenia. Nie jest to szczególnie wybitne osiągnięcie, gdyż ponownie do przejścia mamy tylko 5 leveli, czyli jakieś 3-4 godz., jednak, biorąc pod uwagę fakt, że „jedynkę” męczyłem kilka miesięcy (tak po 10 min tygodniowo…), coś w tym musi być.
Po dokładny opis zasad gry odsyłam tutaj, teraz skupie się na zmianach, a raczej kilku drobnostkach znacząco wpływających na ocenę tejże produkcji. Słuchajta, biadoliłem strasznie, że brakuje tu check pointów i co, i teraz są! Ale, ale Hellspawn, gra wcale na tym nie traci. Nie są one szczególnie częste i zazwyczaj pierwsze sam wchodziłem do „pokoju save’ów”, ale jednak w razie roztargnienia nie musimy powtarzać praktycznie całego układu. Ponadto, gra zyskała troszkę na klimacie. Jest ciemno jak w rurze wydechowej samochodu marki Tarpan, jest paru szefów, klimat podnosi się także dzięki bardzo ograniczonej ilości amunicji. Poprzednio raczej nie można było narzekać na jej brak (chociaż zdarzały się momenty biegania z pistoletem), teraz używanie słowa „survival” nie będzie na wyrost. Naboje uzupełniamy tak, jak zwykle, z tym, że nie znajdziemy ich w zadowalających ilościach i trzeba posiłkować się kolejną nowością, sklepem. Mamy do niego dostęp na tych samych kompach, na których zapisujemy stan gry. Oprócz uzupełniania zapasów opłaca się także inwestować w rozwój naszych pukawek. No i pojawia się problem, tak, jak w życiu, kasy wiecznie brakuje, więc trzeba wybierać. Większe obrażenia do karabinu, do którego i tak nie mamy amunicji, czy też może naboje do tej samej maszynki, które wypstrykamy w kilka minut? Nie jest dobrze, znaczy się z naszą sytuacją, bo Alien Breed: Assault tylko na tym zyskuje.
Kampania dla jednego nerda może i nie poraża długością, ale nabrała zdecydowanego temperamentu i jest po prostu świetna. Oprócz tego twórcy przygotowali także zabawę w kooperacji, która była mocnym elementem poprzedniczki, z tym, że tylko w wypadku jeśli graliśmy na jednej kanapie. Jak jest teraz? Tak samo, a nawet gorzej! Nie mówię, że nie poprawiono technicznych mankamentów sieciowego co-op'a, ba, nie jestem nawet tego w stanie sprawdzić. Jak to? Łącze mi padło, gold się skończył? Nic z tych rzeczy, w to po prostu nikt nie gra… Na liście prawie 100 znajomych i ani jeden nie bawi się drugim Alien Breed. Na przypadkowych typów zza oceanu również nie ma co liczyć, a uwierzcie, że spędziłem w lobby sporo czasu. Nie wiem, być może szukałem partyjki w nieodpowiednich godzinach, wszak Live otwarty jest od 9 do 17, ale fakt faktem, więcej osób dalej wisi przy „jedynce”. Za to lokalnie gra się jak zwykle bardzo miło, a ponadto doszedł tryb „Survivor”, w którym musimy przetrwać kolejne fale nacierających kosmicznych pokrak. Jednym słowem byłbym w niebie, gdyby tylko ktoś w to grał (może ktoś z Was się skusi? W razie czego zapraszam).
Warstwa wizualna oprócz zdecydowanego przyciemnienia zbytnio się nie zmieniła. Fajnym patentem jest wprowadzenie ruchomej kamery. Nie spodziewajcie się oczywiście atrakcji rodem z Uncharted 2, ale zdarza się jej wejść za plecy Conrada, pokazać akcję z boku, itd. Reszta pozostała bez zmian. Widać, że power daje Unreal Engine 3, ale nie wykorzystano go w należyty sposób. Audio tak samo, nie jestem nawet w stanie powiedzieć, czy cokolwiek w nim zmieniono (oprócz dialogów rzecz jasna). Jest dobrze, ale bez hitu.
Alien Breed: Assault jest zdecydowanie lepiej wykonany, niż poprzednik. Oczywiście dalej ma swoje wady, ale kilka poprawek załatwiło sprawę. Bardzo dobra gra, która cierpi na chroniczny brak zainteresowania, a szkoda.
Dobra |
Grafika: Bez większych zmian, ale miła dla oka. |
Dobry |
Dźwięk: Poprawny. |
Dobra |
Grywalność: Lepszy klimat, wartka akcja, mniej powrotów w znane miejsca. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Bez rewolucji, ale dobrze wykorzystane patenty. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Byłoby wspaniale, ale kooperacja zawodzi przez brak zainteresowania. Lokalnie miażdży, a singiel daje popalić. |
Słowo na koniec: Twórcze rozwinięcie serii, jednak droga do sukcesu i nagich lasek jest jeszcze bardzo długa. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler