Przenośne urządzenia do gier, choć bardzo popularne w ostatnim czasie, nigdy tak naprawdę całkowicie do mnie nie przemawiały. Nie dlatego, że nie lubię sobie usiąść wygodnie w samolocie, tramwaju, czy pociągu i zamiast się nudzić, poszarpać w jakąś szpilę; ale głównie ze względu na kulawe sterowanie. Pierwsze PSP miało sporo strzelanek i tylko garść produkcji, wykorzystujących rozsądnie możliwości urządzenia. Ekrany dotykowe (np. iPhone, Galaxy S II itd.) są w mojej opinii niewygodne i nadają się tylko do gier karcianych, albo prostych przygodówek. Oczywiście są wyjątki od tej reguły, ale także niezbyt liczne. I tutaj wkracza PS Vita. Posiada dwie analogowe gałki, jest odpowiednich rozmiarów (niezbyt przerośnięte i nie za małe), a wszystkie przyciski działają jak należy. Są nawet ekrany dotykowe, które póki co, całkiem umiejętnie wykorzystano w kilku produkcjach, w tym także w Uncharted: Złota Otchłań.
To właśnie ta produkcja jest bohaterem niniejszej recenzji. Gra, jak wszyscy przedstawiciele serii, prezentuje nam losy niejakiego Nathana Drake’a. Facet po raz kolejny wpada w tarapaty poszukując starożytnych skarbów. Fabuła przenosi nas do wydarzeń rozgrywających się przed pierwszą stacjonarną częścią sagi, zatytułowaną Uncharted: Drake’s Fortune. Akcja przenosi nas do Panamy, gdzie Nathan współpracuje z kumplem o imieniu Dante – facet ma całą kupę kasy i postanawia znaleźć trochę więcej – a przynajmniej tak to pierwotnie wygląda. Dlatego wynajmuje dziewczynę o imieniu Marisa Chase i powierza jej wygrzebanie ukrytych gdzieś w okolicy Złotych Miast. Oczywiście nie będzie łatwo, a relacje trójki protagonistów okażą się bardziej pogmatwane, niż można pierwotnie przypuszczać. Najpierw Dante i Marisa działają razem, później Dante i Drake, a ostatecznie Drake i Marisa. Jazda jest niezła, ale przynajmniej dzięki temu gra jest ciekawa do samego końca.
Już w chwilę po odpaleniu Uncharted: Złota Otchłań okazuje się, że gra całkiem nieźle wykorzystuje sterowanie nowej kieszonsolki Sony. Kamera umieszczona jest pod jedną gałką analogową, natomiast kierunek poruszania się określamy drugą. Celujemy lewym triggerem, a drugim strzelamy. Dodatkowo, mamy kilka przycisków odpowiedzialnych za przeładowanie broni, skakanie, huśtanie się itd., a osoby leniwe, mogą nawet przy pomocy ekranu dotykowego wskazać bohaterowi w jaki sposób ma dotrzeć do celu. Zamiast skakać pomiędzy pułkami skalnymi, wystarczy przejechać po nich palcem i oglądać jak Drake bawi się w małpę, podczas gdy my odpoczywamy.
Mechanika rozgrywki w Złotej Otchłani pozostała oczywiście niezmieniona w stosunku do stacjonarnych poprzedników. Zabawa nadal przebiega w trzech etapach. Pierwszym jest po prostu eksploracji terenu, w trakcie której staramy się przemierzać syte w niebezpieczeństwa środowisko, skacząc między pułkami skalnymi, wisząc ponad przepaściami i unikając odłamujących się fragmentów skał, rur itd. Czasem jest naprawdę niebezpiecznie, a ciśnienie dodatkowo podnosi fakt, iż wiele elementów wirtualnego świata może ulec zniszczeniu. Gdy takie coś ma miejsce musimy szybko zareagować, inaczej Drake zaliczy zgon. Drugi etap zabawy to rozwiązywanie drobnych zagadek logicznych. Może to być ułożenie jakiś symboli we właściwej kolejności, przestawienie kilku dźwigni itd. Co ciekawe, deweloper także i tutaj sprytnie wykorzystał ekrany dotykowe maszynki. Przy pomocy przedniego panelu mamy możliwość wyczyszczenia artefaktów w celu odkrycia ukrytych znaków, czy wykonywania obrysów węglem, by ukazać szczegóły zniszczonych przez czas elementów posągów oraz tablic. Wszystkie te czynności składają się na specjalną skarbnicę, w której znajdujemy informacje na temat znalezionych artefaktów i innych cudów (o nich nieco więcej za chwilę). Trzecim elementem zabawy jest to, co tygryski lubią najbardziej - strzelanie. Przyznam, że bałem się o jakość etapów, w których eksterminujemy bandziorów, albowiem strzelanie bez odpowiedniego sterowania to mordęga, ale dzięki gałkom analogowych jest wyśmienicie - prawie tak dobrze, jak z wykorzystaniem pada stacjonarnego PlayStation. Celuje się łatwo, nie ma problemów z ostrzałem podczas biegania, a wszystkie „kontrolki” zawsze są pod ręką. Sam sposób prowadzenia bojów znają i lubią wszyscy fani serii. Można się chować za zasłonami, strzelać z barku, albo z biodra. Jest bardzo, bez dwóch zdań, dobrze.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler