Dissidia: Final Fantasy (PSP)

ObserwujMam (16)Gram (6)Ukończone (4)Kupię (5)

Dissidia: Final Fantasy (PSP) - recenzja gry


@ 07.12.2009, 13:43
Karol "Mendrek" Mondry

Tym razem Square-Enix na dwudziestą rocznicę wydania pierwszej „Ostatniej Fantazji” (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi) przygotowała dla fanów serii nie lada gratkę. Spełniła bowiem marzenia tych, którzy zażarcie spierali się o to, który z bohaterów z poszczególnych i oddzielonych od siebie części, jest (naj)lepszy.

Tym razem Square-Enix na dwudziestą rocznicę wydania pierwszej „Ostatniej Fantazji” (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi) przygotowała dla fanów serii nie lada gratkę. Spełniła bowiem marzenia tych, którzy zażarcie spierali się o to, który z bohaterów z poszczególnych i oddzielonych od siebie części, jest (naj)lepszy. Cloud (FF VII) czy Squall (FF VIII)? Kefka (FF V) czy Sephiroth (FF VII)? Sephiroth czy Kuja (FF IX)? Tym razem to wy będziecie mogli zdecydować, która z postaci z popularnego uniwersum autorstwa Square-Enix jest najsilniejsza i to nie wśród gąszczu tur i tabelek, tylko w stylu efekciarskiej bijatyki rodem z FF VII: Advent Children! Raj? Nie. To Dissidia: Final Fantasy

Dissidia: Final Fantasy (PSP)

Możecie się zastanowić jak to możliwe i jak do tego mogło dojść? Tu scenarzyści S-E poszli po najmnijszej linii oporu. Otóż, w pewnym momencie Chaos (bóg wszelkiego nieporządku) postanowił raz na zawsze dowalić Kosmos (bogini harmonii). Żeby tego dokonać przyzwał swe czarne „pionki” z różnych wymiarów (po jednym z każdego), a Kosmos przyzwała te białe (też po jednym z każdego). Tym samym doszło do wielkiej konfrontacji – i to nie tylko postaci dobrych i złych z obrębu jednego uniwersum. Ot, każdy z każdym i bez ogródek. Widzicie jakie to proste? Wydaje się więc, że kolejny raz fabuła posłuży za pretekst do bicia się po mordach. No i jest w tym sporo racji, choć nie tak do końca. Bo choć historia całego konfliktu za ambitna nie jest, zwłaszcza w porównaniu do fabuł poszczególnych części serii, to jak na standardy bijatyk jest i tak dosyć rozbudowana. Przerywniki między bitwami są dobrze zagrane, a niuanse między postaciami wiernie oddane. Można na upartego i w skrócie dowiedzieć się o co między nimi kiedyś poszło, aczkolwiek i tak wszystko skupia się na tym, by w końcu obić kogoś jak schaby na obiad.

Dissidia: Final Fantasy (PSP)

System walki jest dosyć nietypowy. Miłośnicy wklepywania zaawansowanych kombinacji ciosów mogą poczuć się zawiedzeni. Tutaj ciosy, czy sekwencje definiuje się przed walką pod dwoma przyciskami, z różnymi za to kierunkami (np. „góra + kwadrat”). W tym aspekcie na tle innych bijatyk wygląda to biednie. Niemniej wystarcza, bowiem reszty dostarczają pozostałe aspekty systemu. Nadal oczywiście chodzi o to, by punkty życia przeciwnika spadły do zera, natomiast poza życiem jest też drugi, nie mniej ważny typ punktów. Chodzi o tzw. „bravery points” (w skrócie BRV), które decydują o sile najbliższego ciosu atakującego punkty życia. BRV zdobywamy używając ataków, które odbierają przeciwnikowi punkty z jego puli, i dodają je do naszej. Jeśli dodatkowo zabierzemy mu je wszystkie, dostaniemy specjalną pulę tych punktów z planszy, które gromadzą się w zależności od niej, a dodatkowo przeciwnik na czas regeneracji swoich punktów do poziomu bazowego straci zdolność do zadawania nam jakichkolwiek obrażeń (co często wiązać się będzie z jego niechybną porażką). Dodatkowym elementem jest pasek „ex core”, który napełniamy zbierając cząsteczki mocy wywoływane walką lub zbierając losowo pojawiające się na planszy „rdzenie”. Po napełnieniu paska postać może wejść w tryb „ex mode”, w którym poza zwielokrotnioną siłą, otrzymujemy dodatkowe zdolności oraz możemy użyć „ex burst” czyli specjalnej, bardzo efektownej i potężnej techniki, która kończy jednocześnie tryb, a i życie przeciwnika często również. Możliwości w walce zwiększa otoczenie, które nie pełni roli jedynie ozdoby, lecz jest w pełni interaktywne. Postacie poruszają się w trójwymiarze bez przeszkód, często zaprzeczając prawom fizyki. Po ścianach można sobie beztrosko biegać, a powietrze służy bardziej do odbijania się od niego, niż oddychania. Elementy otoczenia można zaś niszczyć lub używać ich do przemieszczania się. Czyni to całą walkę bardzo efektowną, na wzór kina azjatyckiego (lub „Matrixa, jeśli tak wolicie). Jednocześnie gra wymaga nieco pomyślunku bowiem bezmyślne nawalanie w przyciski nie przyniesie wymiernego rezultatu w starciu z doświadczonym rywalem.

Jak to na Square-Enix przystało, Dissidia: Final Fantasy zawiera także system rodem z rpg. Każdą postać rozwijamy indywidualnie. Na szczęście dla tych, co nie lubią dodawać punkcików do każdej umiejętności, rosną one automatycznie wraz z poziomem postaci. Główny nacisk położono jednak na dobór definiowanych umiejętności oraz ekwipunek. Pierwszą rzecz postać zdobywa wraz z osiąganiem konkretnych leveli i od was zależy tylko których z nich będziecie używać (wszystkich się nie da). Osprzęt, który zdobędziemy na wrogach lub kupimy/złożymy w sklepie, zmieni natomiast różnorakie parametry naszej postaci. Trzeba przyznać, że twórcy włożyli w to masę pracy bowiem to, w co można wyposażyć swoje wirtualne alter ego jest po prostu niewiarygodne. Sprawia to, że nawet jeśli w walce spotkają się dwie, takie same postaci, tak ich sposób walki i cechy będą różne. Do tego trzeba doliczyć „summony”, które wywołane podczas walki wpływają na nas lub przeciwnika. Squae-Enix tym samym pokazało, że bijatyka nie musi być sztampowa i polegać na mordowaniu swoich palców. Nie wszystkim oczywiście może się to podobać ale mi się podobało bo gra i tak jest wymagająca, a jednocześnie walczy się w niej przyjemnie i bez stresu, że „coś mi ten cios nie wychodzi dzisiaj”.


Screeny z Dissidia: Final Fantasy (PSP)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosRafal1819   @   12:50, 08.01.2010
Jakoś nigdy nie przepadałem za Final Fantasy. A z bijatyk na psp i tak wybiorę Tekkena Uśmiech
0 kudos14717   @   10:55, 17.01.2010
Nawet dobra gra ale wolę tekena.