Cykl Darksiders cenię sobie od pierwszej jego odsłony. Głównie ze względu na bardzo fajnie poprowadzoną kreskę, przekładającą się na unikatową oprawę wizualną; oraz całkiem sprawnie przygotowany wątek fabularny. Z tego powodu z niecierpliwością wyczekiwałem na potencjalną kontynuację serii, mimo że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, iż takowa nigdy nie powstanie. Wreszcie los sagi się odmienił, gdy prawa do marki przejęło THQ Nordic. Czy warto zapoznać się z najnowszym projektem wydawcy? Postaramy się na to odpowiedzieć poniżej.
Darksiders III to bezpośrednia kontynuacja dwóch poprzedników. Główną bohaterką „trójki” jest Fury (Furia) – czyli trzeci z kolei jeździec apokalipsy i jedyna kobieta w tym elitarnym gronie. Podobnie jak jej „bracia”, Furia jest uzdolnioną wojowniczką, co udowodnić musi podczas wykonywania pewnej bardzo niebezpiecznej misji. Chodzi o to, że kiedy Wojna (bohater „jedynki”) zainicjował apokalipsę, uwolnił też Siedem Śmiertelnych Grzechów. Nasza piękna i niebezpieczna protagonistka musi spróbować je ponownie uwięzić. Sytuację komplikuje fakt, że poprzednio Grzechy zniewolił cały kwartet jeźdźców, tym razem Furia działa w pojedynkę.
Już chwilę po rozpoczęciu przygody widać, że mamy do czynienia z Darksiders. Oprawa wizualna jest nadal klimatyczna i charakterna (choć nieco przestarzała na dzisiejsze czasy, o czym poniżej), a Furia porusza się w bardzo unikatowy i znajomy sposób. Mnie osobiście niezmiernie ucieszył fakt, iż deweloperom udało się zachować stylistyczny sznyt pierwowzoru. Z jakiegoś powodu polubiłem Wojnę oraz jego kumpla Śmierć i z tego samego powodu również Furia do mnie przemawia. Jest znajomo… można powiedzieć swojsko, a zatem in plus.
Najwięcej obaw, jeśli chodzi o Darksiders III miałem w stosunku do systemu walki. Na publikowanych materiałach zawierających rozgrywkę wyglądało to dość prymitywnie – bohaterka miała stosunkowo ubogi wachlarz ciosów, w wyniku czego wykonywała ciągle te same uderzenia. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że mamy do czynienia ze slasherem, nie było to zbyt dobrą rekomendacją, tudzież zachętą do zakupienia gry. Na szczęście w rzeczywistości pojedynkowanie sprawia mnóstwo przyjemności, a system wyprowadzania uderzeń, choć dość prosty, zapewnia mnóstwo frajdy. Nie chodzi w nim bowiem o to, by bezmyślnie wciskać przyciski, ale o to, by każdy ruch zaplanować i przeprowadzić we właściwym momencie. Tylko dzięki temu będziecie mogli podziwiać m.in. finezyjne i efektowne kontrataki, stanowiące nagrodę za umiejętne bloki i uniki.
Oponentów atakujemy w sumie z wykorzystaniem głównie jednego przycisku – sprawia on, że Furia wymachuje czymś w rodzaju bata, zadając niemałe obrażenia każdemu, kto znajdzie się w zasięgu oręża. Co jednak kluczowe, bat nie jest jedyną postacią dzierżonej przez heroinę broni. W miarę postępów pojawiają się kolejne i w sumie, do końca zabawy, korzystamy aż z pięciu różnych postaci narzędzia. Każda zmienia dość znacząco wygląd ciosów, dzięki czemu pojedynki do samego finału (wskazującego na to, iż powstanie kontynuacja) są efektowne i emocjonujące. Ponadto, poszczególne postaci to całkiem nowe umiejętności, otwierające nam dostęp do wcześniej niedostępnych obszarów. Dzięki nim da się zajrzeć wszędzie i zwiedzić wszystko, inwestując w zabawę około 20-25 godzin.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler