Oderwać od konsoli było mi się niełatwo ze względu na całkiem solidnie opracowany system toczenia pojedynków. Najnowsze dzieło studia Bandai Namco nie korzysta z charakterystycznego dla gier jRPG rozwiązania turowego. Deweloper postawił na pojedynki w czasie rzeczywistym. Jest więc sporo wymachiwania różnego rodzaju orężem; są umiejętności specjalne, kombosy, a także magia. Dodatkowo, pomiędzy członkami naszej drużyny da się przełączać, co bardzo przyjemnie różnicuje przebieg walk oraz podnosi ich atrakcyjność. Sterowanie jest dynamiczne i bardzo responsywne – aż byłem zaskoczony, pamiętając, że w pierwszym Ni no Kuni ścieranie się z oponentami zrealizowano mocno przeciętnie i potrafiło skutecznie odrzucić.
Gra nie jest jednak na szczęście zwykłym slasherem. Często – szczególnie podczas walk z bossami – trzeba się co nieco wysilić, aby zwyciężyć. Nie wystarczy wpaść na arenę i zacząć na ślepo wymachiwać mieczykiem, czy innym toporkiem. Wypada m.in. odpowiednio przygotować się do pojedynku. W tym celu warto rozwijać umiejętności protagonisty, a także we właściwy sposób rozdzielać specjalne punkty i definiować cechy. Dzięki prostemu i logicznemu systemowi można podnieść na przykład skuteczność uników, co przydaje się w przypadku szybszych i bardziej mobilnych przeciwników albo zmienić odporność na konkretny żywioł.
Mimo że sama opowieść nie jest tak porywająca, jak mógłbym sobie tego życzyć, Ni no Kuni II: Revenant Kingdom znacznie zyskuje za sprawą kreacji świata. Co chwilę trafiamy do innych miejsc, widzimy wspaniałe krajobrazy oraz spotykamy unikatowych mieszkańców. Jedna z krain to - dla przykładu - miejsce, w którym o wszystkim decyduje rzut kostką, w innej zakazane są natomiast jakiekolwiek przejawy czułości. Za publiczne przytulanie się, a tym bardziej pocałunki, przewidziano surowe kary. Bezustannie zmieniająca się sceneria pozytywnie wpływa na grę i pozwala zapomnieć o tym, że zaraz dostaniemy którąś tam z kolei misję kurierską.
Drugie Ni no Kuni jest przedstawicielem gatunku RPG, ale twórcy wpletli w nie także elementy z dwóch innych. Główny bohater nie tylko biega po świecie i wykonuje zadania (choć to podstawa), ale także bawi się w ekonomistę oraz stratega. Umiejętności z pierwszej kategorii przydają się kiedy rozwijamy własne królestwo. Kupujemy wówczas nowe budynki, inwestujemy w już istniejące, szukamy ludzi by obsadzić wolne stanowiska – staramy się po prostu zamienić niewielkie obozowisko w prawdziwą metropolię. Jako że potrzebne są do tego fundusze, przydatne okazuje się zatrzęsienie misji opartych o grind. Bez nich nie bylibyśmy w stanie praktycznie nic zrobić, co po części tłumaczy dlaczego deweloperzy spłodzili ich aż tyle.
Zdolności strategicznego myślenia – charakterystyczne dla np. cyklu Total War – przydają się natomiast, choć w określonym zakresie, w nieco innej sytuacji. Otóż co jakiś czas (tylko kilka razy w ramach fabuły) mamy możliwość stoczenia batalii na nieco większą skalę. Widzimy wówczas mocno uproszczony świat (słabo w tym wariancie wyglądający, co warte podkreślenia), po którym porusza się wybrana przez nas armia. Wydając rozkazy podopiecznym, niszczymy siły wroga i przepędzamy je z jakiegoś określonego obszaru. RTS-em bym tego oczywiście nie nazwał, ale jakiś delikatny zarys elementów z tego gatunku można dostrzec.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler