Idealnie sprawdziłoby się też automatyczne zbieranie apteczek, pancerza oraz amunicji. Seryjne wciskanie przycisku odpowiedzialnego za gromadzenie surowców jest po prostu głupotą. Po pierwsze ze względu na to, że trzeba się niepotrzebnie na tym skupiać. Po drugie, ważniejsze, ponieważ często podnosiłem leżącą broń ciężką, zamiast amunicji dla trzymanej w łapie strzelby albo karabinu szturmowego. Nieziemsko mnie to irytowało, bo traciłem mobilność i niejednokrotnie kończyło się to zgonem. Wtedy natomiast nie z mojego powodu konieczny był restart od ostatniego punktu kontrolnego, a zatem nudne wyczekiwanie na załadowanie danych – czasem miało to miejsce wielokrotnie, bo grałem na wysokim poziomie trudności.
Żeby skończyć narzekania, jeszcze jedna sprawa. Nie do końca kupiony zostałem przez misje poboczne, bo takowe w Wolfenstein II: The New Colossus występują. Poruszając się po wielkiej (teoretycznie) łodzi podwodnej, możemy rozmawiać z osobami, które są z nami na pokładzie. Otrzymujemy od nich zadania dodatkowe, podczas których możemy zgromadzić wyposażenie albo po prostu postrzelać. Nie ma tak naprawdę innej zachęty do tego, by je realizować, a szkoda. Wrzucono je – takie mam wrażenie – trochę na siłę, idąc za panującymi obecnie trendami. Według mnie wystarczyłoby poświęcić więcej czasu na dopieszczenie głównego wątku. Zadania dodatkowe to w większości przypadków niepotrzebny bajer.
Mimo że do tej pory przede wszystkim marudzę i wytykam Wolfenstein II: The New Colossus rozliczne błędy, nie jest tak, że mamy do czynienia z grą złą. To nadal Wolfenstein! Jest tak przede wszystkim ze względu na wyśmienicie przygotowane scenki przerywnikowe – często mocno szokujące – oraz mnóstwo akcji (choć nie od początku). Jeśli chodzi o filmiki, wydaje mi się, że są one na poziomie tych, które opracowano na potrzeby „jedynki”. Twórcy świetnie przygotowali scenariusz każdego z nich, a sposób w jaki animowane są postaci, a także gra aktorska są po prostu bezbłędne. Każdy to wręcz hipnotyzujące doświadczenie.
Idealnie zrealizowano też strzelanie do nazistów. Blazkowicz do dyspozycji ma całkiem szeroki wachlarz wyposażenia, począwszy od pistoletów, przez karabiny, na wyrzutniach skończywszy. Giwery da się ponadto modyfikować przy pomocy specjalnych ulepszeń znajdowanych w świecie gry. Ulepszenia powiększają magazynek, zmieniają odrzut, dodają rykoszetowanie albo tłumik, abyśmy skuteczniej mogli się pozbywać oponentów i nie wywoływać przy okazji alarmu. Każde narzędzie zagłady ma swoją przydatność i korzysta się z niego fantastycznie.
Jak wspomniałem, Wolfenstein II: The New Colossus najczęściej daje nam swobodę, jeśli chodzi o metodę, jaką mamy ochotę pozbyć się oponentów. Nie jest to jednak skradanka pełną gębą, co to to nie. Chodzi o to, że co jakiś czas natrafiamy na dowódców, którzy – zaalarmowani – są w stanie ściągać do siebie posiłki. Mając dowódcę w pobliżu widzimy na ekranie specjalny wskaźnik, nakierowujący nas na jego miejsce rezydowania. Kierując się tymże wskaźnikiem nie musimy strzelać do wszystkiego, co się rusza, ale możemy znaleźć jakiś szyb wentylacyjny albo boczne przejście i pozbyć się dowodzącego po cichu. Posiłki nie przybędą, a my na spokojnie zajmiemy się pozostałymi przy życiu zwykłymi żołnierzami.
Ze sposobem eliminowania oponentów związany jest system rozwoju głównego bohatera. Otóż w zależności od tego, co robimy, dostajemy inne perki. Dla przykładu, celne strzały z wykorzystaniem miotacza ognia podnoszą naszą odporność na tenże żywioł, a jeśli regularnie robimy użytek z toporków, wreszcie poszerzy się ich liczba w naszym inwentarzu. Bonusów tego typu jest całkiem sporo. Wpadają one za korzystanie z broni ciężkiej, headshoty, zabijanie środowiskowe (np. beczkami z benzyną) itd. Rozwiązanie, choć subtelne, sprawdza się bardzo dobrze.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler