Final Fantasy XII: The Zodiac Age (PS4)

ObserwujMam (4)Gram (1)Ukończone (1)Kupię (1)

Final Fantasy XII: The Zodiac Age (PS4) - recenzja gry


@ 30.07.2017, 15:50
Patryk "juve" Jankowski
Jestem szczęśliwym, wieloletnim i oddanym użytkownikiem konsol PlayStation. Lubię dopracowane, rozbudowane i ambitne gry wideo z najwyższej półki. Osobiście znam Solid Snake'a, z Larą Croft umawiałem się na randki i mieszkam w Residencji. Rzekłem.

W momencie kiedy jRPG to gatunek niszowy, a główne marki z Japonii są bardziej "zachodnie" niż produkcje z zachodu, z pomocą przychodzi odświeżone Final Fantasy XII: The Zodiac Age.

W ostatnich latach recenzuję wiele remasterów, które bardzo często są regularnym powodem drwin. Szczerze mówiąc, nie dziwię się, bo kiedy mówimy o dwu albo trzyletnich tytułach, które pojawiają się na PlayStation 4 można się wkurzać. Tym razem jednak chodzi o grę, która ma na swoim karku ponad dekadę i swoim wielkim, niedocenionym potencjałem sprzed lat potrafi zaimponować także dzisiaj.

Podstawową zmianą w Final Fantasy XII: The Zodiac Age względem oryginału jest International Zodiac Job System, czyli przebudowanie systemu rozwoju postaci. Plansza z licencjami bohaterów została tutaj zastąpiona dwunastoma (jak dwanaście znaków zodiaku) wyspecjalizowanymi drzewkami profesji. Od teraz każda postać może łączyć elementy dwóch wybranych zawodów i zostać, dla przykładu, zarówno samurajem, jak i czarnym magiem. Oczywiście pozostałe archetypy to klasyczny rycerz, łucznik oraz mnich, ale nie brakuje też charakterystycznych dla serii: Time Battlemage, Uhlan oraz Bushi.

Oczywiście trzeba mieć na uwadze to, w którym kierunku rozwoju pójdzie dana postać i to, co będzie na sobie nosiła. Generalnie przyzwyczajony byłem do liniowego Sphere Grid z innych części serii, aczkolwiek plansze z "jedenastki" wciągają niesamowicie. Pozwalają testować różne strategie, w nieskończoność łączyć kombinacje i wspieranie się dwóch, a nawet trzech bohaterów. Kiedy jeden jest typowym rycerzem z tarczą i ogromny mieczem, drugi łucznikiem stojącym w oddali, trzeci strzelcem z dostępem do magii, a czwarty... zabójczo precyzyjnym samurajem. Przeplatanie się specjalizacji nigdy tak dobrze nie działało w grach tego typu.

W pojedynkach, bardzo często skupiających po kilku przeciwników, mogą brać udział maksymalnie trzy postaci z naszej drużyny. Warto dodać, że często możemy liczyć na pomoc czwartej, która dołącza do nas gościnnie. Jesteśmy w stanie swobodnie przydzielić rolę kapitana drużyny któremuś z protagonistów, a pozostali działają tak, jak zaprogramujemy ich Gambity.

No właśnie... dochodzimy do kolejnego punktu, który rozumiem teraz, a nie rozumiałem 10 lat temu. Wspomniane Gambity to automatyczne polecenia, które ustawiamy według interesujących nas priorytetów. Na przykład: każemy leczyć komuś wskazanego bohatera, który ma mniej niż 50% energii. Dzieje się to z automatu i podczas dynamicznych starć nie musimy już wydawać takich rozkazów manualnie. A że Gambitów są dziesiątki, jak nie setki, to strategie można mnożyć i mnożyć.

Dziesięć lat temu, w okresie premiery gry, dla graczy przyzwyczajonych do turowego systemu walki był to szok. Dzisiaj, mając na uwadze to, co widzimy w innych projektach (szczególnie MMORPG), jest to przemyślany, intuicyjny i przede wszystkim mega wciągający system walki. Oczywiście podczas przygody nie zabraknie potyczek z wielkimi potworami, wsparcia Aeonami (przyzywane bestie), ataków specjalnych i kilkudziesięciominutowych bojów z bossami.


Screeny z Final Fantasy XII: The Zodiac Age (PS4)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?