Yakuza 0, znana pod oryginalnym japońskim tytułem jako Ryū ga Gotoku, zadebiutowała już przed niemal dwoma laty na PlayStation 3 oraz PlayStation 4, choć wyłącznie w Kraju Kwitnącej Wiśni. Dopiero z początkiem bieżącego roku deweloperzy udostępnili dzieło graczom z regionów zachodnich. Przedsięwzięcie jest swoistym prequelem do wydarzeń opowiedzianych w pełnoprawnej serii, która doczekała się aż pięciu odsłon, a szósta właśnie powstaje. Tym razem przychodzi nam poznać trudne początki dwóch bohaterów, uchodzących w pierwowzorze za legendy japońskiego półświatka. Fabularnie i pod kątem rozgrywki mamy do czynienia z dziełem zaskakująco udanym, lecz graficznie bywa bardzo nierówno.
Opowieść poznajemy z perspektywy Kazumy Kiryu oraz Goro Majimy. Pierwszy jest żółtodziobem w szeregach yakuzy, wrobionym w morderstwo. Kierowany honorem, opuszcza szeregi mafijnej rodziny, by działać na własną rękę i odzyskać dobre imię. Majima jest za to błyskotliwym menedżerem klubu kabaretowego i byłym yakuzą, upokorzonym i wydalonym przed laty ze swojego klanu. Młodzieniec pragnie wrócić w szeregi syndykatu, lecz cena jest wysoka - musi zamordować niewinną osobę, która z niewyjaśnionych przyczyn jest na celowniku jego byłego pracodawcy. Motywem przewodnim jest jednak walka miejscowych organizacji o pozyskanie małego kawałka ziemi, który zapewni posiadaczowi pełne wpływy w okolicy. Pozwolą one zrealizować projekt rewitalizacji lokalnych dzielnic i w przyszłości solidnie się wzbogacić. Pech sprawia, iż obaj protagoniści trafiają w samo centrum mafijnych intryg.
Już po ograniu kilku pierwszych rozdziałów można dostrzec pomysłową budowę narracji. Historie obu postaci opowiadane są równolegle, po dwa etapy na każdą. Co więcej, po ograniu dwóch epizodów jednego z protagonistów, wracając do drugiego oglądamy przerywnik filmowy przypominający poznane wcześniej wydarzenia. Na dodatek, przesiadki na drugą postać odbywają się w momentach kulminacyjnych dla samej fabuły. Dzięki temu chłonąłem kolejne etapy z zapartym tchem, by jak najszybciej wrócić do danego bohatera i dowiedzieć się co było dalej; jakbym śledził równocześnie dwa przeplatające się wątkami seriale. Twórcy zadbali o to, by gracz się nie zagubił i oprócz wspomnianych wyżej filmików w menu pauzy znajdziemy również zakładkę z opisami najważniejszych postaci, uwzględniającymi ich poczynania. Rozwiązania te są proste, lecz skutecznie spełniają swoją powinność.
W przypadku scenariusza Yakuza 0 ma również kilka asów w rękawie. Kiedy trzeba, dialogi brzmią luźno i humorystycznie, innym razem doskonale odzwierciedlają nienawiść lub pogardę, a gdy wymaga tego sytuacja usłyszymy dostojność, profesjonalizm, bądź zwyczajny strach. Twórcy w koncertowy sposób zabawili się też napięciem, przez co oglądanie wielu scen dostarczyło mi niezrównanych emocji. Bardzo często obserwujemy sytuacje, gdzie krwawa jatka dosłownie wisi w powietrzu, a gęstą atmosferę można kroić nożem. Bohaterowie oraz ich wrogowie uważnie mierzą się wzrokiem, przedłużają nieunikniony finał, rzucają groźnymi metaforami, a gdy dochodzi do walki obserwujemy istny chaos. Jeśli zaś mowa o fabularnych twistach, umieszczono je całkiem sprytnie w momentach gdzie nasza czujność bywa najmocniej uśpiona. Mimo kilku odrobinę przewidywalnych fragmentów, fabuła przez większość czasu utrzymuje zaskakująco wysoki poziom, a wiele scen zapada w pamięć.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler