Seria Mafia to dość ciekawy przypadek. Jedynka przez wielu uznana była za genialną. Nikt w sumie nie zwracał uwagi na to, że mamy do czynienia z tytułem w pełni liniowym, w którym fabuła, a nie otwarty świat, jest w centrum uwagi. Dwójka, choć udana, przez wielu krytykowana była ze względu na to, że nie było to GTA. Zarzucano jej liniowość i zbyt mało rozbudowany świat. Deweloperzy chcieli, aby mapa była duża, ale nie bardzo wiedzieli jak upchać ją atrakcjami. Trójka całkowicie odchodzi od pierwotnej formuły. Opowieść nie odgrywa już kluczowej roli. Najistotniejsze są New Bordeaux oraz swoboda. Ewidentnie widać, że deweloperzy chcieli przygotować coś bardziej pod fanów GTA. Niestety nie wyszło to zbyt dobrze. Zamiast kolejnej Mafii dostajemy mieszankę GTA z Watch Dogs i Assassin’s Creed, co niestety nie jest komplementem.
Głównym bohaterem Mafii III jest młody mężczyzna o imieniu Lincoln Clay. Powraca on z wojny w Wietnamie, aby przekonać się, że sprawy w jego rodzinnym mieście, New Bordeaux, są mocno skomplikowane. Sammy – człowiek, który go wychował i zapewnił mu dom – ma problemy z Haitańczykami, stracił też szacunek tutejszego przestępczego bossa, Sala Marcano. Lincoln postanawia pomóc. Kolejne wydarzenia prowadzą niestety do tragedii. Wszyscy bliscy naszego protagonisty giną, a on sam zostaje ciężko ranny. Cudem wychodzi z opresji, poprzysięgając zemstę na osobie odpowiedzialnej za to, co zaszło.
Prolog pod względem realizacji jest po prostu wspaniały. Historia jest genialnie zarysowana, wszystkie postaci wiarygodne i charyzmatyczne, a główny bohater, choć obawiałem się o jego finalną formę, jest jednym z ciekawszych w ostatnich latach. Prolog niestety kończy się po kilku godzinach, a wówczas nie mamy już do czynienia z liniową strukturą, ale z otwartym światem, w którym samodzielnie wyszukujemy sobie zajęcia.
Napisałem niestety, albowiem z owym otwartym światem związane są największe bolączki trzeciej Mafii. Wątek fabularny jest dość prosty, bo ogranicza się do zemsty. Chodzi po prostu o to, aby przejmować powoli dystrykty New Bordeaux, eliminując stających nam na drodze kryminalistów. Ci ułożeni są w formie piramidy. Najpierw znajdujemy pionków, dzięki nim dostajemy się do szefów, Ci prowadzą nas jeszcze wyżej, aż wreszcie docieramy wielkiego Marcano.
Historia, choć standardowa, zrealizowana została z dbałością o najmniejsze detale oraz z pełnym profesjonalizmem. Scenki przerywnikowe nie przedstawiają nam wyłącznie wydarzeń, będących wynikiem naszego postępowania. Obserwujemy też filmy ze śledztwa, które agencje rządowe prowadziły przeciwko Lincolnowi i jego współtowarzyszom oraz materiały, pokazujące realia życia w czasach, w których rozgrywa się gra, czyli w 1968 roku - z rasizmem, narkotykami i przemocą na czele. Wiedzieć bowiem musicie, że New Bordeaux zostało przygotowane na podstawie Nowego Orleanu przełomu lat 60. i 70. poprzedniego stulecia.
Fabuła poprowadzona została wręcz mistrzowsko. Głównie ze względu na nią brnąłem powoli i mozolnie w stronę finału. Skrawki historii podawane są w zbyt dużych odstępach, a interwały przepełnione są niebywale schematycznymi, nudnymi wręcz sekwencjami, w których krążymy po mieście i likwidujemy biznesy należące do tutejszej rodziny mafijnej. Najpierw zajmujemy się prostytucją, później narkotykami i alkoholem, aż docieramy do haraczy oraz innych bolączek cywilizacji tamtego (i obecnego) czasu.
Pierwsze zadania nie wskazują na to, że w późniejszym czasie rozgrywka zacznie robić się naprawdę dokuczliwa. Ich przebieg jest względnie klasyczny. Zmierzamy we wskazane miejsce, tam dowiadujemy się co musimy zrobić. Jedziemy do celu, spełniamy założenia misji i wracamy do zleceniodawcy, aby odebrać nagrodę. Nie spodziewałem się jednak, że zadania prawie do końca opowieści przebiegać będą w dokładnie taki sam sposób – ich struktura jest banalnie prosta.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler