Cień Mordoru jest dla gier w uniwersum Władcy Pierścieni tym, czym było Arkham Asylum dla Batmana. Kiedy już powoli wszyscy tracili wiarę w solidną szpilę, której akcja rozgrywa się w Śródziemiu, nagle ni stąd, ni zowąd studio Monolith – znane głównie ze strzelanek i gier FPP – wyskakuje z „czymś takim”. Po rozegraniu grubo ponad 20 godzin w grze jestem gotowy wydać werdykt i wiecie co… albo nie, chcecie się dowiedzieć więcej, czytajcie dalej.
Głównym bohaterem Śródziemie: Cień Mordoru jest niejaki Talion, przedstawiciel Straży Gondoru, tzw. Ranger. Pewnego dnia, armia Orków wkracza do jego rodzinnego miasta i wybija wszystkich w pień. Dosłownie wszystkich. W wyniku ataku ginie cała rodzina Taliona, a na sam koniec także i on zostaje brutalnie zamordowany. Ku jego zaskoczeniu, śmierć nie oznacza końca jego bytowania na ziemskim padole. Jego duch i ciało łączą się w jakiś sposób z duchem wojowniczego, acz lekko anemicznego elfa. Duet powraca do żywych, aby zemścić się na swych oprawcach. Od tej pory sojusznicy walczą wspólnie, aby osiągnąć jeden cel – ubić głównego antagonistę, nijakiego Black Hand.
Przedstawiony w grze wycinek Śródziemia, to dość sporych rozmiarów mapka, po której swobodnie możemy się przemieszczać. Kluczowych lokacji mamy dwie, najpierw nieco bardziej pustynna, a następnie mocno zalesiona. W obu nie jesteśmy do niczego zmuszani. Na wzór innych sandboxów (np. Batman: Arkham City lub serii Assassin’s Creed), na mapie terenu widzimy wiele różnych aktywności, których możemy się podjąć. W żadnym jednak momencie nie jesteśmy do niczego przymuszani. Można spalić w grze wiele godzin wolnego czasu i praktycznie w ogóle nie popychać wątku fabularnego do przodu – tyle jest różnych dodatkowych zleceń oraz misji pobocznych.
Najprzyjemniejszym sposobem spędzania wolnego czasu jest ubijanie wszędobylskich orków. System walki jest zdecydowanie jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek widziałem i miałem okazję wykorzystać. Potyczki do pewnego stopnia przypominają te z Batman: Arkham, z tą różnicą, że Talion znacznie szybciej reaguje na nasze polecenia, nie dysponuje żadnymi gadżetami, a swoich przeciwników nie tylko usypia, ale faktycznie eliminuje. Kiedy wyprowadzamy jakąś serię ciosów, nie jesteśmy do niej na sztywno przywiązani. W każdym momencie możemy zdecydować się na kontratak, albo na wykorzystanie jakiejś umiejętności specjalnej. Protagonista natychmiast po wciśnięciu przez nas przycisku zmieni wykonywany ruch, dzięki czemu każda walka jest strasznie dynamiczna i przebiega w niebywale szybkim tempie.
Zdolności specjalne protagonisty pochodzą z dwóch źródeł. Jednym jest sam Talion, który przez wiele lat szkolił się we władaniu mieczem oraz niedługim sztyletem. Drugim jest natomiast nasz towarzysz, elf, który świetnie radzi sobie z łukiem. Jako szermierz potrafimy wyprowadzać skomplikowane kombosy, przeskakiwać ponad oponentami, dawać im kopniaki w tyłek, podcinać ich, a następnie dobijać gdy leżą na ziemi. Prócz tego, miecz jest fantastycznym narzędziem, jeśli zachodzi potrzeba dekapitacji, co często następuje na koniec pojedynku z oponentem, kiedy wykonujemy tzw. finiszer. Robiąc użytek z cech naszego duchowego kumpla jesteśmy w stanie oszałamiać orków, sprawiać, że przez moment nie będą się poruszać, a nawet spowolnić czas, by oddać kilka celnych strzałów w głowę. Umiejętności, zarówno z pierwszej i drugiej kategorii, jest naprawdę dużo. Co istotne, każda jest faktycznie przydatna. Nie ma żadnych zdolności, wrzuconych tak po prostu, czyt. na siłę. Wystarczy poświęcić nieco czasu na opanowanie każdej z nich, a czujemy się jak prawdziwy twardziel, któremu nikt i nic nie podskoczy.
Uczucie to jest na szczęście iluzoryczne. Na potrzeby Cienia Mordoru studio Monolith opracowało bowiem specjalny system generowania przeciwników. Nazwano go Nemesis, a jego zadaniem jest kontrolowanie wszystkich ważniejszych adwersarzy (można powiedzieć różnego kalibru bossów). Przemierzając Śródziemie natrafiamy na kilka rodzajów oponentów. Pierwszy z nich to różne odmiany orków, których umiejętności są raczej ograniczone, a siła tkwi w liczebności. Im większa grupa zmierza w naszym kierunku, tym trudniej wygrać. Drugi rodzaj przeciwników to Kapitanowie. Są oni twardsi, mają też różne siły oraz słabości. W zależności od nich, dostosowujemy taktykę walki. Trzeci rodzaj to już prawdziwi twardziele, Wodzowie, sprawujący pieczę nad pozostałymi oszołomami. Oni, podobnie, jak Kapitanowie, mają słabsze i mocniejsze strony, ale w przeciwieństwie do nich, posiadają swoich popleczników, właśnie wśród Kapitanów. Idąc do walki z jakimś Wodzem trzeba się przygotować na to, że u jego boku zobaczymy ochroniarza. Warto więc przed przystąpieniem do pojedynku takowego wyeliminować. Wówczas będziemy musieli stawić tylko jednemu, dość mocnemu, przeciwnikowi.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler