Metal Gear Solid to jedna z tych serii, które są ze mną od lat, a mimo to, kiedy wychodzi kolejna odsłona nie mogę powstrzymać emocji. Uniwersum stworzone przez Hideo Kojime jest po prostu fantastyczne - każda postać unikatowa, każdy wątek wciągający, a wszystko – choć czasem są pewne dziury w scenariuszu – łączy się w jedną, sensowną całość. Zapowiedź „piątki” przeżyłem więc dość mocno i z wypiekami wyczekiwałem premiery. Moje zapały ostudziła nieco informacja o tym, że najpierw dostaniemy prolog (Ground Zeroes), a następnie finalną wersję (Phantom Pain). Ta pierwsza jest już w sprzedaży, czy warto zatem inwestować?
Już na wstępie zaznaczam, że ewentualny zakup należy bardzo, ale to bardzo mocno przemyśleć. W przypadku wersji przeznaczonej dla PlayStation 4, cena to 124 zł, czyli całkiem sporo. Nie byłoby to problemem, gdyby nie fakt, że przejście Ground Zeroes to kwestia kilkudziesięciu minut, jeśli tak, jak ja lubicie grać spokojnie i raczej unikacie kontaktu z przeciwnikiem. W innym przypadku przygotujcie się na 20-30 minut, bo gdy będziecie brnąć do przodu stylem Rambo, taki czas wystarczy, aby wykonać główny wątek fabularny, który jest tak naprawdę jednym zadaniem, jedną misją. Po jej zaliczeniu zostają jeszcze zlecenia poboczne (tzw. Side Ops, w liczbie 5), ale one również do szczególnie długich nie należą. Da się je ukończyć w około godzinę, a każde to jakieś banały, w stylu ubicie niewygodnych osób, zniszczenie instalacji wojskowej albo np. eskorta. Wiadomo, że wydłuża to czas rozgrywki, ale nie na tyle, by usprawiedliwić wysoką cenę. Na domiar złego, jeśli myślicie, że kupując Ground Zeroes dostaniecie taniej Phantom Pain, to grubo się mylicie. Kojima planuje jedynie jakąś dodatkową zawartość, ekskluzywne DLC, jak to nazwał. Będzie ono przeznaczone wyłącznie dla osób, które zdecydowały się kupić Ground Zeroes. Jak dla mnie, to trochę zbyt mało.
Odchodząc od ceny, a skupiając się bardziej na zawartości, Ground Zeroes robi fantastyczne pierwsze wrażenie. Wzorem odsłon poprzednich, fabuła nakreślona została dzięki szeregowi scenek przerywnikowych, a każda trwa przynajmniej kilka minut i została bezbłędnie wyreżyserowana, do czego zresztą przyzwyczaił nas producent. Pierwsze kroki w wirtualnym świecie to w znacznej mierze podziwianie kunsztu grafików. Natychmiast w oczy rzuca się niebywała płynność (60 klatek/s), ostre jak brzytwa tekstury (1080p), realistyczne animacje oraz efekty specjalne, których próżno szukać u konkurencji. Nie jestem w stanie wydać osądu w porównaniu do innych gier, bo nie mamy do czynienia z finalnym projektem, ale jest szansa, że Metal Gear Solid V: Phantom Pain będzie bardziej imponujące, niż Killzone: Shadow Fall oraz inFamous: Second Son - jedne z najładniejszych tytułów obecnej generacji. Pod względem technicznym jest naprawdę niesamowicie. Fox Engine pokazuje swoje wielkie możliwości. I mam tutaj na myśli nie tylko oprawę wizualną, ale także dźwiękową. Dialogi, muzyka, efekty – pierwsza klasa!
Świetnie wypada też grywalność. W misji (tej głównej) przygotowanej w Ground Zeroes zadaniem bohatera jest infiltracja obozu wroga i dotarcie do terenu więziennego, na którym przetrzymywane są dwie osoby – pracujące dla nas pod przykrywką. Główny bohater musi je, rzecz jasna uwolnić. Scenariusz, choć krótki, został solidnie napisany, a cała opowieść jest mocna, podejmuje ciekawą tematykę, a i zagrać można kilka razy, za każdym trochę inaczej. Dlatego, z jednej strony, warto byłoby się zapoznać, ale z drugiej, cały czas gdzieś z tyłu głowy kołacze mi się myśl, że te kilkadziesiąt minut nie usprawiedliwia tak wysokiej ceny. Chyba, że po prostu musicie; chcecie zobaczyć na własne oczy next-genowego Metal Geara.
Bo uwierzcie mi widać skok jakościowy. Jak na tytuł następnej generacji przystało, Ground Zeroes odchodzi od archaicznych menu i rozwiązań poprzedników. Aby podglądnąć mapę, zerknąć do inwentarza, sprawdzić cele misji, czy po prostu dowiedzieć się czegoś ciekawego na temat zlecenia, włączamy specjalne urządzenie, nazwane iDroid. Informacje w nim dostępne wyświetlane są niejako w świecie gry, a kiedy je przeglądamy, przeciwnicy mogą bez kłopotu nas zaatakować. Interfejs jest przejrzysty, efektowny i łatwo znaleźć to, czego szukamy, a, opierając się na przygotowanym zleceniu, detale poszczególnych misji są rozpisane bardzo szczegółowo. Osoby, które lubią się w takich informacjach rozczytywać, na pewno nie będą miały powodów do narzekania.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler