bigboy177 @ 12.12.2013, 19:08
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!
Marcin "bigboy177" Trela
Killzone: Shadow Fall to pierwsza next-genowa produkcja, jaką ukończyłem na PlayStation 4. Czy jestem usatysfakcjonowany? Zdecydowanie tak.
Killzone: Shadow Fall to pierwsza next-genowa produkcja, jaką ukończyłem na PlayStation 4. Czy jestem usatysfakcjonowany? Zdecydowanie tak. Czy jest miejsce na poprawki? Jak najbardziej - żadna gra nie jest przecież idealna. Mimo to, uważam, że to dobry start i jestem pełen optymizmu jeśli chodzi o to, co przyniesie przyszłość. Widać, że nowa konsola Sony ma potencjał i jeśli deweloperzy będą w stanie go umiejętnie wykorzystać, to przez najbliższe kilka lat niejednokrotnie zostaniemy jeszcze oczarowani. Nie wyprzedzajmy jednak faktów, czas powrócić, na zie… Vektę.
Killzone: Shadow Fall stanowi kontynuację tego, z czym mieliśmy do czynienia wcześniej. Vekta – rodzinna planeta Vektan (coś jakby ludzie, tylko w odległej galaktyce) jest teraz domem zarówno jej rodowitych mieszkańców, jak i dla Helghastów – ich odwiecznych wrogów. Wszystko dlatego, że Helghan – planeta kosmicznych nazistów (czyt. Helhgastów) została zniszczona w Killzone 3, a w rezultacie nie nadaje się do zamieszkania. Akcja przenosi nas wiele lat do przodu, zwaśnione nacje mieszkają w zasadzie po sąsiedzku, a to oznacza, że narastają pomiędzy nimi odwieczne dysputy. Ciśnienie jest tak wielkie, że w pewnym momencie wybucha kolejny konflikt, z początku, dość spokojny. Można rzec, zimna wojna. Obie strony próbują szpiegować, szukają u tej drugiej jakiś niecnych celów – po prostu jakiegokolwiek zapalnika. Pretekstu, aby zaatakować. Wreszcie takowy się znajduje, a w samym środku zadymy jest główny bohater gry, niejaki Lucas Kellan.
Seria Killzone:Do dnia dzisiejszego na rynku ukazało się już kilka gier z serii Killzone. Jedynka, która zadebiutowała na PS2, następnie Killzone 2 i 3 przeznaczone dla PlayStation 3, jak również dwie odsłony Killzone: Liberation dla PSP oraz Killzone Najemnik dla PS Vita.
Za dziecka Lucas przeżył niemałą traumę. Podczas akcji przesiedleńczej, mającej na celu ewakuację Vektan ze strefy przeznaczonej dla Helghastów, protagonista traci ojca. Widzi jego śmierć na własne oczy, co, można pomyśleć, zostawi na nim jakąś długotrwałą bliznę. Niestety, w miarę przebiegu wątku fabularnego, nie powracamy do tych odległych wydarzeń. Nie dowiadujemy się nigdy czy jego sieroctwo jakkolwiek na niego wpłynęło, a szkoda. Kellana widzimy jako dorosłego mężczyznę, członka organizacji Cieni – elitarnej grupy, której zadaniem jest realizowanie najbardziej pokręconych i najtrudniejszych misji. Właśnie takich zleceń się podejmujemy. Wykonuje je bez mrugnięcia. Deweloperzy w zasadzie nigdzie nie wspominają o jakichkolwiek motywach. Można jedynie wyczuć, że jest w tym wszystkim jakiś ślepy patriotyzm. To sprowadza mnie do pierwszej, najbardziej dotkliwej wady gry – miałkości głównego bohatera.Lucas, ze względu na swoje wcześniejsze przeżycia, był naprawdę interesującym materiałem na protagonistę. Niestety, z bliżej niewyjaśnionego powodu, deweloper nie wykorzystał tkwiącego w nim potencjału. Kellan przeskakuje z misji, na misję. Otrzymuje rozkazy, pędzi, aby je wykonać, a następnie melduje co udało mu się zrobić, aby zgarnąć kolejny plik poleceń. Plus za to, że okazyjnie się odezwie, coś tam wymamrocze pod nosem, ale to w sumie jedyna zaleta. Przydałoby się żeby jego relacja ze zwierzchnikami, albo innymi osobami, które poznaje podczas progresji historii, była bardziej rozbudowa. Żeby dało się go określić jako człowieka, a nie robota. Wtedy można by rzeczywiście poczuć, że gramy kimś obdarzonym uczuciami. Mocniej utożsamić się z kontrolowaną osobą.
Prócz tego drobnego niedociągnięcia, wątek fabularny zaliczam jednak na plus. Nie licząc dziwnego zakończenia, wyglądającego tak, jakby komuś zabrakło funduszy na zmontowanie prawdziwego epilogu, historia opowiedziana w Killzone: Shadow Fall ma wszystko: dynamiczne pościgi, mnóstwo strzelania, kilka fragmentów skradankowych, sekwencje, w których bronimy własnych pozycji przed nacierającymi masowo oponentami, a nawet przeloty wysoko ponad panoramą Vektańskiego miasta. Rozdziały łączą się ze sobą, tworząc sensowną całość i choć po przejściu nie ma potrzeby analizowania scenariusza, niczym w BioShock: Infinite, to do samego końca dzieje się coś, co trzyma przy ekranie telewizora.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler